środa, 5 sierpnia 2020

16.Interwencja

-Co z moją mamą?! - krzyknęła Laura ignorując całkowicie uprzejmości czy powitania wpadając do gabinetu dyrektora, gdzie poza nim, była już profesor McGonagall,grupka nieznanych jej ludzi, Minister Magii oraz człowiek którego kojarzyła, jednak nie wiedziała skąd.
- Czyli już wiesz, Lauro, nasi aurorzy już są w drodze, twojej mamie nic nie będzie. - uspokajał Minister Magii. Dziewczyna jednak dobrze wiedziała, na ile skuteczne jest brytyjskie Ministerstwo i jak wiele potrafią zafałszować, by tylko nikt nie dowiedział się o niewygodnych faktach. Jej mina musiała wyrażać wszystkie jej wątpliwości, bowiem mężczyzna którego skądś kojarzyła podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu w uspokajającym geście.
- Twoja mama jest odważna, ponadto, nie jest sama. Na misję wyruszyła w czteroosobowej drużynie, a aurorzy MACUSy już są na miejscu, wysłaliśmy ich jak tylko dowiedzieliśmy się, że misja nie potoczyła się tak jak powinna. - mówił spokojnym tonem, było jednak widać, że się boi. Laura w końcu skojarzyła, był to jeden z szefów mamy.
- Super, cieszę się bardzo, że raz na jakiś czas Ministerstwo i Kongres potrafią ze sobą współpracować, ale ja się pytam, gdzie jest moja mama i jak do tego doszło?! Zwłaszcza że to śmierciożercy, którzy według szanownego pana Ministra nie istnieją, bo nie ma nim kto zarządzać, więc co się stało?!- warknęła Laura nie dbając o to, z kim rozmawia. Korneliusz Knot odwrócił wzrok, nie umiejąc wybrnąć. Patrzył z nadzieją na Dumbledore'a, licząc że ten oczyści go z usłyszanych właśnie zarzutów.
- Śmierciożercy wciąż istnieją i niestety mają się dobrze. - odparł spokojnie dyrektor patrząc na Ministra który gdyby mógł zniknąłby z tego pomieszczenia najszybciej jak się da. - Jak zapewne wiesz, twoja mama miała za zadanie rozpracować najpoważniejszych kandydatów na nowych przywódców, lub tych najzagorzalszych popleczników Voldemorta - na te słowa Minister zrobił grymas, Artur Giles, szef Magicznego Kongresu patrzył z uwagą na dalszy ciąg wydarzeń. - Okazało się jednak, że ona i dwoje z jej współpracowników wpadli w zasadzkę. Informacje posiadamy od czwartego członka zespołu Gabrielle - Thomasa Harrisa, ten jako jedyny nie wpadł w sidła. Na pomoc ruszyli wszyscy którzy mogą. Pierwsi wyruszyli aurorzy z francuskiego Ministerstwa, myślę, że niedługo powinniśmy już coś wiedzieć. - Dziewczyna pokiwała głową, jednak coś jej się nie zgadzało.
- Ale... Jak dla mnie, to każdy auror na świecie powinien tam ruszyć, mimo to, zaskakujący jest fakt, że do obrony trójki aurorów, poczuły się aż trzy kraje. O ile rozumiem Francję, w której to się prawdopodobnie odbywało, skoro tam miała dostać się ciotka, i Stany bo to ich aurorzy, to co ma do tego Anglia? - spytała wpatrując się w oczy Knota. Ten cały czas wykręcał sobie ręce i miał rozbiegany wzrok, w końcu zaczął wpatrywać się w punkt gdzieś obok lewego oka Laury i odchrząknął kilka razy nie umiejąc zacząć.
- Drogie dziecko... Masz bardzo przenikliwy umysł, nie myślałaś o pracy w Ministerstwie? - próbował zmienić temat Knot, jednak w końcu ugiął się pod żelaznym spojrzeniem nastolatki. - Masz rację. I tak jak mówił dyrektor, nie wszystko jest w takim porządku jak mogłoby się zdawać... - próbował znów zmienić temat, jednak przerwała mu McGonagall.
- Och na litość boską Korneliuszu, przyznaj, że wszystko wskazuje na to, że wcale nie idzie ku dobremu, a zło znów wraca! - krzyknęła wzburzona. - Śmierciożercy wciąż panoszą się po tym świecie i sprawdzają na ile mogą sobie pozwolić a ty wciąż udajesz, że panuje idylla i że jest bezpiecznie. Nie jest a ty wprowadzasz ludzi w błąd! W dodatku rozszerzają działalność i zaczynają szukać opcji w innych krajach. - Laura słuchała tego z rosnącym przerażeniem.
- Zgadzam się, z tym,  Korneliuszu powinieneś zacząć przekazywać więcej najnowszych informacji a nie tylko rzeczy takie jakimi chciałbyś by były. Dotyczy to wszelkiej magicznej władzy. Myślę jednak, że już niedługo... - Albus nie musiał kończyć, bo chwilę później do gabinetu wpadło kilka kolejnych osób.
- Odzyskaliśmy wszystkich. Szajka złapana, francuskie władze już się nimi zajmują. - mówił przerywanym głosem jeden z aurorów próbując złapać oddech z takim trudem jakby przybiegł na pieszo z samego Paryża.
- Co z moją mamą? - spytała szybko Laura wpatrując się z nadzieją w dobrze znaną twarz Edwarda Chase'a. Ten uspokoiwszy w końcu głos spojrzał na nią nieprzeniknionym wzrokiem.
- Jest w szpitalu Gajusza. Dostała poważna klątwą, ale nie martw się, mają tam świetnych uzdrowicieli! Moja kuzynka tam pracuje, będzie jej doglądać, poza tym po tym co mi opowiadała i z jakich stanów potrafią ich wyleczyć, potrafią wszystko! - powiedział z przesadnym entuzjazmem. Laura padła na pobliski fotel jak trafiona piorunem.
- Jaki to rodzaj klątwy, coś wiadomo? - spytała McGonagall gładząc szorstko dziewczynę i wpatrując się w nowo przybyłych.
- Niestety, nie. To stało się nim zdążyliśmy dotrzeć a francuscy aurorzy byli w ferworze walki, nikt nie wie czym dostała. Medycy robią co mogą.
- Kiedy mogę ją zobaczyć? - spytała Laura.
- Tego nie wiem, póki co uzdrowiciele i aurorzy sprawdzają co to może być, a twoja mama jest w rodzaju kwarantanny.
- CO?! Od kiedy klątwa może być zaraźliwa? - krzyknęła załamana.
- Istnieją bardzo rzadkie rodzaje klątw, które mogą zaszkodzić ludziom przebywającym w otoczeniu...
- Wiem, co to kwarantanna, wiem też co to zaraźliwość. Ale w takim razie jak ją leczą, jak  nawet nie można do niej podejść?
- Lauro, to nie będzie trwało wiecznie, ale przez najbliższy tydzień dwa, może istnieć ten zakaz, nie wiem ile zajmą procedury... - tłumaczyła kobieta którą Laura także kojarzyła z otoczenia mamy.
- Chcę ją zobaczyć. - upierała się dziewczyna.
- Jestem w ciągłym kontakcie ze szpitalem. Kiedy tylko będzie można, zabiorę cię tam. - powiedział spokojnym głosem Dumbledore. Laura spojrzała na niego z nadzieją. - Póki co, profesor McGonagall zaprowadzi cię do pokoju wspólnego, lub Skrzydła jeśli źle się czujesz, a ja zamienię jeszcze parę słów z resztą. - Laura skinęła głową i ruszyła za swoją opiekunką nie wierząc w to, jak bardzo wszystko może się zmienić w tak krótkim czasie.

                                                             ***
Laura spędziła najbliższy tydzień próbując uczyć się na zbliżające się coraz bardziej egzaminy, jednak niewiele to dawało, cały czas myślała o swojej mamie. Próbowała kontaktować się także z ojcem, jednak bez odzewu, ani jego ani ciotki Segitty co martwiło ją jeszcze mocniej. Z kolei siostra matki uspokajała ją, twierdząc, że widziała Gabrielle jednak odwiedziny w szpitalu wciąż nie wchodziły w grę. Nawet zajęcia z dodatkowej obrony nie przynosiły spokoju ni ukojenia. W dodatku Malfoy był jeszcze bardziej nie do zniesienia, na zmianę udawał bardzo pokrzywdzonego, naigrywał się z Laury twierdząc, że towarzystwo Pottera jej nie służy, bo i ją zrobił sierotą, a ostatnim stanem któy się przejawiał to dziwny strach i odrętwienie, zwłaszcza gdy dostawał listy.Przyjaciele pocieszali ją jak mogli,ta jednak pielęgnowała w sobie tę złość - wiedząc, że jeśli pozwoli jej odejść, nastanie stan stagnacji. Najbardziej miała za złe Ministrowi i ludziom którzy do tego dopuścili skupiając swą złość głównie na nich.
- W dodatku wychodzi na to, że nie potrzebują swojego dawnego przywódcy, skoro planują obsadzić na to miejsce kogoś innego a dementorzy w tym momencie wydają się całkiem na miejscu.- mówiła, gdy po raz kolejny wałkowali ten sam temat. Nawet Hermiona, która dotąd siedziała z nosem w książkach odpuściła i włączyła się do rozmowy.
- Ale nie jest powiedziane, że ci francuscy śmierciożercy planują przywrócić Voldemorta. Choć oczywiście sam fakt ich mobilizacji jest niepokojący. Oraz ich zasięg i umiejętności skoro powalili zespół świetnych aurorów. - myślała na głos Hermiona.
- Musimy odzyskac mapę. - powiedział nagle Harry z determinacją. Wszyscy spojrzeli na niego
- Też o tym myślałam. - przyznała Laura. - Ale Lupin wciąż unika tematu. Mamy maj a wszyscy wiecznie obiecują, że będzie dobrze, jeszcze chwila a nic się nie dzieje! Najgorsze, że nawet z tatą nie mam już jak porozmawiać i nie wiem, czy pojechał do Paryża czy coś mu się stało, nie wiem co się dzieje z najbliższymi...
- Możemy ją wykraść. Udało się z Filchem, może i Lupina da się jakoś zwieść. - zaproponował Fred przytulając Laurę. Ta wtuliła się, jednak jednocześnie pokręciła głową.
- Nie, nie chcę tracić jego zaufania, niewykluczone, że został nam na razie tylko on. Poza tym, nie wiem, czy mapa cokolwiek nam pomoże, wszystko może dziać się poza murami naszej szkoły. Spróbuję jeszcze raz na naszych zajęciach. - postanowiła Laura, choć okazało się, że nie będzie to konieczne. Do ich sali weszła profesor McGonagall.
- Panno Beltzo, proszę za mną. - powiedziała oficjalnym tonem. Po minie profesorki ciężko było ocenić, czy niesie złe czy dobre informacje. Laura pożegnała szybko przyjaciół.
- Coś wiadomo? - spytała szybko gdy tylko przeszły przez dziurę pod portretem.
- Za parę minut wraz z profesorem Dumbledorem wyruszacie do Paryża.
- Mama się ocknęła? - ucieszyła się dziewczyna.
- Nie wiem nic ponad to co ci powiedziałam. Ale wychodzi na to, że można ją już odwiedzać. - powiedziała siląc się na uśmiech, jednak coś w jej spojrzeniu mówiło, że to nie koniec rewelacji.
- Czy coś jej się stało?
- Zdaje się, że nie chodzi o twoją matkę. - powiedziała w końcu McGonagall.
- A więc komu?! - krzyknęła dziewczyna. Nim nauczycielka otworzyła usta, w drzwiach swojego gabinetu stanął Dumbledore.
- Spokojnie, wszystko ci wyjaśnię na miejscu. - odezwał się ciepłym głosem. Laura trochę ochłonęła, choć na jej gust dyrektor zbyt wiele rzeczy przyjmował zdecydowanie zbyt spokojnie, nie wiedziała więc, czy tak jest i tym razem. Mimo to, poszła za dyrektorem i gdy tylko minęli ogrodzenie zamku, teleportowali się do szpitala. Gdy Laura ochłonęła nieco po bądź co bądź wciąż nielubianej teleportacji rozejrzała się dookoła. Szpital robił dobre wrażenie, cały wymalowany był uspokajającymi kolorami a wszędzie krzątali się magiczni medycy. Nim weszli do sali przed którą stanęli Dumbledore zatrzymał ją.
- Twoja mama odzyskała przytomność. - powiedział z uśmiechem.
- Czemu nie powiedział mi pan wcześniej? - powiedziała z oburzeniem jednak aż zaśmiała się z radości.
- Ponieważ mam i złą wiadomość. Nie wiem na ile mocno cię ona poruszy... - przerwał wpatrując się w nią swoimi błękitnymi oczami zza okularów połówek.
- Lauro, na wstępie chciałem powiedzieć ci, że znam oboje twoją rodzinę od obu stron - zrobił pauzę, jednak Laura tylko się w niego wpatrywała.
- To znaczy, że mój tata... - nie chciała kończyć dziewczyna.
- Nie, jednak to ten kierunek. Nie wiem, czy znasz swoją ciotkę, siostrę...
-Sagitta?! Co jej się stało? - spytała wywierając zaskoczoną minę profesora.
- Tak, twoja ciotka. Trafiła tu niewiele później niż twoja matka, jednak nie miał kto jej zidentyfikować.- na te słowa dziewczyna zbladła. Słowo zidentyfikować, kojarzyło się jej jednoznacznie. -  Ostatecznie ja to zrobiłem, pamiętam ją z zajęć, bardzo zdolna uczennica. Nie mniej, twoja ciotka, prawdopodobnie w próbie pomocy Gabrielle trafiła na tę samą grupę. Sagitta jednak, była jeszcze torturowana nim dostała podobną klątwą. Widać ślady po Cruciatusie. Mimo odczynienia przeciwuroków, nie udało się z nią odzyskać kontaktu. Choć jest przytomna, przynajmniej takie sprawia wrażenie. - powiedział dyrektor bez cienia emocji. Laura nie mogła zrozumieć jak można tak całkowicie zamknąć się na uczucia nie komentowała jednak i bez słowa weszła do sali matki. Bała się tego, co może zobaczyć, jednak musiała sprawdzić stan matki. Nie było tak źle, jak przewidywała. Pomijajać kilka siniaków i otarć i widocznego na pierwszy rzut oka wycieńczenia, mama wyglądała dobrze. Gdy tylko zobaczyła córkę, uśmiechnęła się.
- Lauro kochanie! - powiedziała wyciągając do niej ręce z widocznym wysiłkiem. Laura przytuliła matkę delikatnie wdychając zapach jej włosów, jak zawsze mieszaniny ziół.
- Jak się czujesz mamo?
- Całkiem nieźle biorąc pod uwagę klątwę tego gnojka Perkinsa. - powiedziała uśmiechając się delikatnie. Laurę spiorunował dźwięk nazwiska.
- Przecież to...
- Ten sam. Nasz uroczy znajomy, który po paru latach postanowił zmienić front. Nie bój się, nie pozostałam mu dłużna. Myślę, że też pocierpi, nie tylko przez więzienie.
- Musisz o tym powiedzieć Dumbledore'owi...
- Wie o tym, MACUSa też już o wszystkim wie. Najbardziej martwi mnie to, jaka zbieranina to była. Słyszałam że całkiem nieźle zrugałaś Ministra Magii, żałuję, że tego nie widziałam. - uśmiechnęła się, jednak po chwili uśmiech zmienił się w grymas gdy próbowała poprawić się na łóżku. Laura pomogła matce.
- To i tak za mało, biorąc pod uwagę jak nawalił.To kto jeszcze tam był? Czy jeszcze kogoś mogę znać?
- Miałaś dobre przeczucia co do tego blond gówniarza o którym mi opowiadałaś. Jego rodzina jest po złej stronie. Niestety, tego nie ma jak udowodnić, bo gdy tylko nas zobaczył od razu zniknął.
- Malfoy?! Wiedziałam! To stąd te jego dziwne nastroje... Naprawdę nie można nic z tym gnojem zrobić?
- Niestety, nie póki nie zdobędziemy więcej dowodów. Obawiam się, że może się okazać, iż więcej rodziców twoich znajomych brało w tym udział. Przerażające jest to, ile nacji tam się spotkało. Naliczyłam co najmniej pięciu przedstawicieli innych niż Francuzi i Anglicy. Niektórych ścigałam już od dawna. Znamy już przynajmniej ich metody, jednak to wciąż za mało by wszystkich schwytać. - powedziała smutniejąc. - Ale mów co u ciebie, mam zaległości! - powiedziała siląc się na szeroki uśmiech.
- Mam chłopaka. - powiedziała starając się zmienić temat choć na chwilę.
- Niech zgadnę, płomiennowłosy, wysoki ze świetnym poczuciem humoru? - spytała matka.
- Jakby tu był. Elizabeth? - zaśmiały się obie na myśl o skłonności ciotki do plotek.- Ale chwila, nie zdążyłam jej o tym powiedzieć! O tym wie jedynie...
- Mają kontakt. - dokończyła matka.
- A czy ty masz kontakt z tatą? - spytała szybko poważniejąc.
- Od przeszło tygodnia, nie. I wiem o Sagicie, nie wiem natomiast skąd ty o niej wiesz. - powiedziała z pytającym spojrzeniem.
- Portret. - odrzekła w ramach wyjaśnienia. - Czy widziałaś się z nią?
- Nie pozwalają mi stąd wychodzić, poza tym, nigdy nie poznałam jej osobiście do tamtego dnia... Bardzo żałuję, że tak to się potoczyło...Jak to portret?
- W Pokoju Życzeń - dodała zniecierpliwionym tonem. - Czyli nie wiesz...
- Sala 203. Spróbuj do niej iść, niech chociaż zobaczy kogoś znajomego... Nie martw się, ja stąd nie ucieknę, wrócisz do mnie później. - powiedziała i żartobliwie zaczęła ją wyganiać. Laura machnęła do niej ręką i pobiegła do wskazanej przez matkę sali przed którą już czekał profesor Dumbledore.
- Idź do niej, powinna cię rozpoznać. - powiedział zachęcając ją gestem by weszła. Gdy weszła do sali, ciotka nie zareagowała na jej wejście ani na to, że usiadła obok niej. Była w jakimś dziwnym letargu. Laura siedziała tak chwilę, nie wiedziała co ma powiedzieć, wzięła ją więc za rękę i zaczęła gładzić dłoń. Wtedy ciotka zareagowała. Szarpnęło nią jak gdyby ktoś pchnął jej łóżko z całej siły. Potem wciąż dziwnie pusty wzrok skierowała w stronę dziewczyny, ścisnęła mocno jej rękę i zaczęła mówić nieswoim głosem.
- URATUJ GO. TO PUŁAPKA. TO SIĘ STANIE TAM GDZIE SIĘ ZACZĘŁO. - wycharczała, po czym puściła rękę Laury i znów opadła na poduszki.
- Co się zaczęło, gdzie? - pytała ale ciotka już nie reagowała. Dalej wpatrywała się martwym wzrokiem w jeden punkt.