środa, 15 lipca 2020

15. Słaby dzień Malfoya

Po wejściu do Pokoju Życzeń przywitał ich gromki okrzyk "Wszystkiego najlepszego" i chór śpiewający każdy w innym tempie sto lat. Laura która już wcześniej miała mocno zaróżowione policzki, spąsowiała jeszcze bardziej. Byli tu wszyscy jej przyjaciele i ci którzy uczęszczali na zajęcia dodatkowe. Część osób śpiewała dalej, a kilka osób zaczęło teraz łączyć pewne elementy czyli minę Laury i Freda, to, że do sali weszli trzymając się za ręce oraz potargane włosy dziewczyny. Luna od razu po skończeniu śpiewania skierowała się do stolika z jedzeniem i zajęła się budyniem obserwując spokojnie bieg wydarzeń. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem stwierdzając, że jej podejrzenia się sprawdził, Harry'emu zajęło to chwilę dłużej, ale także się uśmiechał, mina George'a i Rona natomiast wskazywały coś zupełnie innego.
- Jak tu pięknie! Jak udało wam się wszystko zorganizować? - spytała Laura z uwagą przyglądając się dekoracjom sali. Były latające słodycze, wielka ruchoma czternastka a wszystko wystylizowane na najlepszy pokój nauczycielski jaki w życiu widziała. Puściła rękę Freda który chętnie skorzystał z ucieczki z metaforycznego blasku reflektorów który padł na jego nową sympatię. Odszedł kawałek, by wyjaśnić parę rzeczy bratu.
- Odrobina magii, trochę Miodowego Królestwa i pomoc skrzatów domowych. - odparł Harry. -Poza tym, gratulacje.- dodał ciszej. Laura zgromiła go wzrokiem jednak nic nie powiedziała.
- A sala w tej formie, bo nauczyłaś mnie i nie tylko mnie, więcej niż niektórzy nauczyciele przez ostatnie dwa lata. - powiedział cicho Neville. Laura spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Wszystkiego najlepszego. - powiedział sztywno Ron podchodząc do dziewczyny i wręczając jej prezent.
- Dziękuje. - odparła zaskoczona szorstkością chłopaka.
- Ron, zachowuj się jak człowiek! - ofuknęła go Hermiona.
- Rozmawiacie w końcu? - ucieszyła się solenizantka. Hermiona kiwnęła tylko głową w odpowiedzi.
- Przepraszam, po prostu mam gorszy dzień. - mruknął Ron siląc się na uśmiech, jednak widać było, że nie w tym rzecz. Łypnął na starszego brata z zazdrością. Po Ronie do Laury ustawiła się kolejka osób z prezentami i życzeniami. Najbliżsi zostali na koniec.
-.... no a powodzenia w miłości chyba już życzyć nie muszę. - zakończyła z uśmiechem Hermiona wręczając jej mała paczuszkę.
- A mogłem pójść cię szukać. - zaśmiał się Harry. Dziewczyna spojrzała na niego skonsternowana.
- Ale że zamiast, czy dodatkowo? - zapytała Ginny która przysłuchiwała im się od pewnej chwili. Powiedziała to niby żartobliwie, ale można było wyczuć napięcie w jej głosie.
- Myślisz, że gdybym był pierwszy... Nie, wolę ją jako innego członka rodziny. Miałem na myśli, że chciałbym zobaczyć początek tego romansu. - powiedział konspiracyjnym głosem.
- Witaj w rodzinie. - dodała Ginny odchodząc spokojniejsza. W tym momencie podszedł George.
- Najlepszego siostra. - powiedział dziarsko. - Widzisz, jednak nie trzeba będzie zmieniać logo naszej firmy. - zaśmiał się. O dziwo, wyjątkowo dobrze zniósł wiadomość o Laurze i swoim bracie, a może wyczuł to już wcześniej. Ostatni w kolejce był Fred.
- Ty już życzenia mi złożyłeś i dałeś najlepszy prezent. - szepnęła i przytuliła się do niego. Chwilę później podano piękny tort w kształcie kufra wypełnionego magicznymi ingrediencjami i sporo piwa kremowego. Impreza trwała do drugiej w nocy i na niektórych z uczestników zabawy trzeba było rzucić zaklęcie wyciszające by mogli dotrzeć bezpiecznie do Pokoju Wspólnego, bez alarmowania całego zamku. W sali pozostała Laura, Harry i bliźniacy, Hermiona z Ronem eskortowali część najbardziej rozbawionych Gryfonów. Sala sama zaczęła dopasowywać się do potrzeb zmęczonych uczniów i na powrót stawała się tym pokojem, w którym miało miejsce spotkanie Laury i jej ciotki. Dziewczyna leżała oparta o ramię Freda który gładził ją po włosach. Laura nie miała ochoty nigdzie się ruszać, chciała zostać tu, wraz z najbliższymi. Wtem, usłyszała dziwny dźwięk. Rodzaj kliknięcia. Podniosła głowę próbując zorientować się co to było.
- To chyba stąd. -zauważył Harry również reagując na dźwięk. Wskazał magiczną szafkę. Laura podeszła do niej powoli i próbowała pociągnąć za rączkę, jednak ta nie reagowała. Zniecierpliwiona wpisała kod i rzuciła odpowiednie zaklęcie. Szafka odskoczyła z lekkim trzaskiem. W środku leżała kartka.
Droga Lauro
Kiedy tylko będziesz mogła, zostań proszę sama w Pokoju Życzeń. Jeśli nikt nie odpowie, zostaw kartkę, z informacją, kiedy będzie to możliwe.
                                                                                                                                                Tata
- To wszystko? - warknęła odwracając kartkę, jednak nie znalazła żadnego dopisku.
- To może mieć związek z tym portretem o którym mówiłaś. - zauważył George rozglądając się po pokoju, jednak nie dostrzegł żadnego obrazu, który by na to wskazywał.
- Wychodzi na to, że rzeczywiście musisz zostać sama. Poczekamy na ciebie na zewnątrz. -  dodał Fred.
- Będziecie mieli przez to kłopoty, napiszę, że jutro...
- To może być ważne. - powiedział Harry. - Mamy pelerynę, jakoś wytrzymamy, ale historie rodzinne zostaw na inną okazję, ok? - powiedział z uśmiechem.
- No.. Dobrze. Zobaczymy co z tego  będzie, jak nic się nie wydarzy, zaraz do was dołączę. - obiecała dziewczyna. Gdy cała trójka opuściła pokój, jeden z obrazów się zmienił.
- No nareszcie! Ile można jeść i gadać. - mruknęła niezadowolona ciotka. Miała mokre włosy, a ubrana była w koszulę nocną, zdecydowanie od dawna planowała udać się spać.
- Ale o co chodzi? - spytała skonsternowana dziewczyna.
- Lauro, kochanie! - usłyszała najpierw głos, a po sekundzie niezadowolona ciotka zrobiła miejsce właścicielowi głosu. Tata!
- Tato, to naprawdę ty?! - prawie krzyknęła dziewczyna. Nie wiedziała od czego zacząć. Miała tyle do powiedzenia a wiedziała, że czasu jest mało. Przyglądała się zachłannie ojcu, próbując odnaleźć podobieństwo do zdjęcia które cały czas nosiła w medaliku na szyi. Wyglądał dużo gorzej, ostatnie lata samotności zdecydowanie mu nie służyły. Jednak był, cały i w końcu mogła go zobaczyć!
- Tak kochanie i w pierwszej kolejności chcę ci złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin! Z tego co słyszałem, obchody wyszły dobrze. - powiedział z uśmiechem.
- Słyszeliście co się tu działo? - spytała zdezorientowana. - Nieważne i dziękuję, naprawdę bardzo chciałabym z tobą o tym porozmawiać  ale jak to się stało, że rozmawiamy, jak...  Widziałeś się z mamą?
- Póki co wciąż piszemy, spotkanie jest wciąż zbyt niebezpiecznie, u mamy zwłaszcza. Przez co nie ma z tobą kontaktu, jednak nie wiń jej za to, robi co może. Jednak z tego co słyszałem, sama zaczęłaś swoje śledztwo. - powiedział wciąż wpatrując się w nią jakby próbował utrwalić w głowie jej obraz w najdrobniejszych szczegółach.
- Tak, ale się zakończyło, Lupin zabrał mi mapę. - mruknęła niezadowolona.
- Lupin? Ktoś jeszcze o tym wie?
- Nie mam pojęcia. Czy coś już wiadomo? I co z tą mapą? Przecież, to niemożliwe...
- A jednak. To przełom w kilku sprawach. Proszę cię jednak, nie skupiaj się teraz na tym. Baw się, ucz, korzystaj i ucz dalej przyjaciół. Wkrótce obawiam się, że może ci się to przydać.
- O czym mi nie mówisz? - spytała z nutą przerażenia.
- Z tego co wiem, śmierciożercy są coraz bliżej i planują coś, co zniszczy ten i tak kruchy spokój który panuje. - powiedział mężczyzna.
- Jak to, kiedy?! - teraz już nie kryła paniki w głosie.
- Nie wiem, jeszcze zostało im sporo istotnych luk do uzupełnienia, ale radzą sobie coraz lepiej. Ucz przyjaciół tego, czego nauczyła cię mama.
- Kiedy się spotkamy? - spytała markotnie przeczuwając odpowiedź.
- Daj mi ze trzy, cztery miesiące. - odrzekł. Spojrzała na niego badawczo.
- Do tego czasu, powinienem wszystkiego się dowiedzieć i mam nadzieję rozwiązań parę spraw. Muszę już kończyć, a ty powinnaś iść spać. Kocham cię. I powtarzam: ucz się, baw i  trzymaj się tego rudzielca, dobrze mu z oczu patrzy - powiedział puszczając do niej oczko. Laura pożegnała się z ojcem a zniecierpliwiona ciotka zamknęła połączenie. Laura wyszła z sali wciąż będąc w szoku. Malfoy, Fred, tata i śmierciożercy. Nie, to zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień.

                                                         ****
Następnego dnia większa część uczniów będących gośćmi na imprezie Laury na zajęciach była nieco nieprzytomna i nie obyło się bez reprymend. McGonagall ze zniecierpliwieniem obserwowała swoich uczniów, jednak najgorzej było na eliksirach. Snape ze znaną sobie satysfakcją karcił Gryfonów za najmniejsze przewinienie. Laura robiła swój eliksir zwiększający jednocześnie obserwując Malfoya, nie miała pewności, czy zaraz nie wspomni o wczorajszym spotkaniu, lub czy już tego nie zrobił. Drugą opcję odrzuciła, bo Snape krążył dookoła nich, jednak poza krytycznymi uwagami w stosunku konsystencji eliksiru Rona i Harry'ego nie odezwał się. Jednak Malfoy doskonale pamiętał o wczorajszym wydarzeniu, chwilę później bowiem Laura dostała karteczkę.
Pożałujesz Beltza. Dowody nie będą konieczne. 
Laura spojrzała w jego stronę z hardą miną, wiedziała jednak, że Snape jako opiekun Slytherinu, zawsze stanie w obronie swoich uczniów, nawet jeśli stroną przeciwną jest uczennica o ponadprzeciętnych umiejętnościach. Minęło jednak pół godziny i nic się nie wydarzyło. Laura ukończyła swój eliksir pomagając jednocześnie na ile mogła Gryfonom, opowiedziała także pokrótce co wydarzyło się nim pojawił się Fred. Gdy lekcja się zakończyła, a Snape wyzwał większość Gryfonów od niedorajd życiowych, zaczęli się zbierać, Malfoy uparcie siedział na miejscu. Laura gorączkowo myślała, jak wyjaśnić potrzebę posiadania rzadkich  składników, gdy do sali wleciała miniaturka wczorajszego smoka. Laura spojrzała na przerażoną minę Malfoya a potem za drzwi, gdzie stali bliźniacy którzy na migi pokazali, gdzie będą czekać.
- Profesorze, to jej sprawka, to Beltza! - krzyknął przeskakując ławkę i stojąc w rogu pomieszczenia. Smok zniknął po paru sekundach.
- Niby jak Malfoy? Ciągle tu jestem a duplikowanie swojej postaci tak, by jedna i druga mogła używać czarów, to wciąż przede mną. Czy naprawdę chcesz się kompromitować? - spytała słodkim głosem. Snape obserwował ich przez chwilę, po czym wybiegł na korytarz, jednak jak można się było spodziewać, nikogo tam nie zobaczył, poza rozbawionym tłumem, który na widok Snape'a w popłochu zaczął rozbiegać się na różne strony.
- Dowiem się, kto to zrobił. Jednak z przykrością przyznaję Malfoy, że Beltza ma rację, więc zamilcz i przestań robić z siebie idiotę. Wynocha stąd, wszyscy! - warknął na odchodne. Malfoy z furią w oczach minął całą rozbawioną czwórkę.
- To nie koniec. - warknął. Laura zdawała sobie sprawę, że temat może wrócić, jednak pogrążenie Malfoya to zawsze satysfakcja. Podziękowała bliźniakom, tym razem była to zasługa George'a, który uznał, że nie będzie gorszy od brata chociaż w prezentach. Laura podziękowała ( choć jednemu mimo wszystko bardziej) i rozdzielili się. Gdy szli na opiekę nad magicznymi stworzeniami mieli doskonałe humory, dopóki nie zobaczyli przygnębionej miny Hagrida. Na zajęciach, od incydentu z Malfoyem, Hagrid całkowicie stracił zapał, uczniowie zajmowali się więc tylko gumochłonami, które należało jedynie karmić sałatą, lub najlepiej w żaden sposób się nimi nie zajmować, by nie zdechły z przeżarcia. Czwórka głównych bohaterów podeszła więc do Hagrida, który wyglądał, jakby nie przespał ostatniego tygodnia.
- Czy już coś wiadomo? - spytała łagodnie Hermiona przykładając rękę do jego ramienia.
- Za dwa tygodnie ostateczny proces, ale widzisz jego minę? - spytał wskazując na Malfoya, który domyśliwszy się tematu, znów zaczął udawać, że wciąż odczuwa ból i wrócił mu dawny animusz. Zaczął ostentacyjnie głośno mówić o tym " jak ten bydlak go skrzywdził i jak dobrze załatwił to ojciec".
- Ten gnojek to tylko uczeń, przecież jesteś dobrze przygotowany! - powiedziała Laura.
- Znaleźliśmy całkiem dobre argumenty precedensy gdzie nie skazano zwierząt, coś musi zadziałać! - powiedział dobitnie Harry próbując przekonać i Hagrida i siebie.
- Gnojek czy nie, jego ojciec może bardzo dużo. - odrzekł smutno Hagrid patrząc na odległy ogródek, gdzie siedział przywiązany Hardodziob. - Daje mu się jeszcze trochę nacieszyć powietrzem, w nocy go jeszcze wypuszczam. - Gdzie leziesz idioto, chcesz większej krzywdy? - krzyknął, gdy zobaczył, że Malfoy znów próbował niepostrzeżenie dostać się do hipogryfa. Hermiona szepnęła zaklęcie a Malfoy leżał już jak długi, potknąwszy się o konar który nagle wyrósł z ziemi. Większość uczniów wybuchnęła śmiechem, nawet Crabbe i Goyle którzy szli w bezpiecznej odległości za Draco, jednak po jego zabójczym spojrzeniem zamilkli. Próbując się podnieść, jednocześnie zamachnął różdżką i skierował ją na Hermionę.
- Ty wredna szlamo, Inca....
- Expelliarmus! - krzyknął Harry odbierając różdżke Malfoya, który na nowo padł na ziemię. Hagrid podszedł do Malfoya i postawił go na nogi z taką siłą, że ten po raz kolejny prawie padł na ziemię.
- Na tych zajęciach nie używamy różdżek! - zagrzmiał. Harry w tym momencie oddał Hagridowi różdżkę i swoją i Malfoya. Ten spojrzał na Harry'ego z mieszanką dezaprobaty i podziękowania po czym schował różdżki do płaszcza, dodając, że odda je po zakończeniu zajęć.
- Ron, chcesz coś dodać? - spytał Harry.
- No właśnie, może chcesz jeszcze jakoś podziękować temu idiocie? - dodała Laura patrząc z nienawiścią na Ślizgona który coraz głośniej odgrażał się całemu światu.
- Żadnych więcej zaklęć. - burknął Hagrid usłyszawszy ich wymianę zdań.
- Kiedy się nie będzie spodziewał. - powiedział tylko Ron myśląc o jakimś planie.
- Zaklęć nie...- zaczęła Laura ale widząc spojrzenie Hagrida zamilkła, nie chciała robić przyjacielowi więcej kłopotów.
- Mój ojciec się dowie o wszystkim! - krzyczał Draco odbierając swoją różdżkę.
- O tym, że nie potrafisz ustać na nogach? Nie ma czym się chwalić. - skomentowała Laura na odchodne. Ten puścił się za nią, ale Hagrid zdążył przytrzymać go za szatę i obserwował ich do końca drogi do zamku. Czuła, że w końcu miarka się przebierze, ale nie mogła powstrzymać satysfakcji ze zniszczenia dnia wrogowi. Gdy wrócili na lunch do Laury podleciała Leia, jej płomykówka. Nie była to standardowa pora poczty, przez co zaniepokoiła się. Okazało się, że jej obawy potwierdziły się aż zanadto.

Lauro, Twoja mama w rękach śmierciożerców. Lecę zaraz do Paryża. T i S już wiedzą, dołączą do mnie. Dumbledore o wszystkim wie, idź do niego natychmiast.
 Kocham Cię, Liz.
                                   ***
Pytanie na przyszłość: Trzeci rok za kilka rozdziałów dobiegnie końca. Czy jako kolejną historię wolicie przeczytać kontynuację, czyli czwarty rok w Hogwarcie, czy może, choć w skrótowy, parorozdzialowy sposób opisać trochę historii rodziców Laury? :)

czwartek, 2 lipca 2020

14. Prezent urodzinowy

Kobieta z portretu przyglądała jej się badawczo jednak uparcie milczała, jakby czekała na reakcję dziewczyny.
- Jesteś... kimś z mojej rodziny? - zapytała powoli. Dama z obrazu raz jeszcze zlustrowała ją krytycznym spojrzeniem, zaczynając od jej ciemnych włosów w nieładzie, przez ćwiczenia z innymi uczniami, przechodząc przez błękitne oczy skończywszy na dłuższym spojrzeniu skierowanym na wisiorek wystający jej spod bluzki.
- Jeśli to co masz na szyi jest twoje, to sądzę, że tak. - odparła kobieta z portretu spokojnym głosem przyglądając się jej w oczekiwaniu na pytania. Laura opuściła głowę spoglądając na naszyjnik.
- Dostałam to od taty. Dość niedawno. - powiedziała wyciągając wisiorek spod ubrania. Trzymając palec na otwieraniu podeszła krok bliżej. - Rozumiem, że osoba na zdjęciu jest ci znana? - zapytała otwierając medalion ukazując kobiecie zdjęcie znajdujące się w środku.
- Owszem, choć nie widziałam go od dawna. Czyli doczekał się córki, to miłe. A twoja mama to...?
- Gabrielle Blanchet.
- Coś o niej słyszałam, czyli okazuje się, że w końcu potrafił się ustatkować, to zaskakujące w pozytywnym tego słowa znaczeniu. - dodała przyglądając się dziewczynie.
- To może powie pani coś o sobie? - zapytała Laura nie wiedząc do czego ta rozmowa może doprowadzić.
- Nie wiem na ile znasz historię naszej rodziny. Tak czy inaczej, jestem siostrą twojego ojca. - powiedziała spokojnie. Laura otworzyła usta nie wiedząc co odpowiedzieć. Ojciec ma siostrę?!
- Wnioskując z twojej miny, nie wiedziałaś o moim istnieniu. Jestem Sagitta. Powiedziałabym, żebyś nie patrzyła jakbyś zobaczyła ducha, ale trochę tak jest. - Laura rzuciła jej zaskoczone spojrzenie.
- Nie, nie jestem martwa, jeśli o tym myślisz. Jestem siostrą przyrodnią taty. Natomiast nasz - mój i twojego taty ojciec nie należał do najwierniejszych, więc nie znajdziesz mnie prawdopodobnie w rodzinnych kronikach. Żona ojca, twoja babka szczerze nienawidziła mojej matki i twierdziła, że ojciec wyskokiem z nią zaprzepaścił wszystko, honor rodziny, ba nawet honor czarodziejów. Jak wiesz albo nie, ta rodzina nigdy nie należała do normalnych. Tak czy inaczej, nawet twój ojciec dość późno dowiedział się o moim istnieniu. - przerwała swoją opowieść obserwując dziewczynę która z trudem przyswajała nową wiedzę. - Czy w ogóle poznałaś kogoś od strony ojca?
- Nie bardzo. Ja  z trudem przypominam sobie tatę, a jego rodziny nie poznałam w ogóle. To znaczy, mama mi opowiadała o tym jacy... specyficzni są...
- Z tego co mi wiadomo, sama miała tę wątpliwą przyjemność ich poznać, więc zaskakują mnie te łagodne określenia. - powiedziała uśmiechając się lekko. - O ile u ojca to była tylko fasada, to matka twojego taty to najgorsza jędza. Natomiast nie o tym chciałam mówić. Pomimo mojej sytuacji, wiem co dzieje się w świecie. Wspomniałaś o tym, że nie do końca pamiętasz nawet tatę. Ale z tego co zrozumiałam, kontaktował się z tobą? - spytała Sagitta.
- Tak, dał mi medalion i jakieś hasło ale bez najmniejszego wyjaśnienia jak mam go użyć. - powiedziała z lekkim wyrzutem.
- Jakbym go widziała. W takim razie ja spróbuję ci objaśnić choć trochę to, o czym prawdopodobnie próbował ci powiedzieć w swój nieudolny zagadkowy sposób. - powiedziała z ironią. - Hasło które dostałaś, prawdopodobnie jest zabezpieczeniem szafki którą możesz zobaczyć po swojej lewej stronie. - Laura obejrzała się gwałtownie. W istocie, w kącie stała stara, niepozorna szafka, szara od kurzu. Dziewczyna zbliżyła się do niej i powoli uchyliła drzwiczki, jednak w środku prezentowała się podobnie jak na wierzchu. Spojrzała pytającym wzrokiem na Sagittę.
- Tak łatwo nie ma. Pod drzwiczkami, po prawej znajdziesz miejsce do wpisania szyfru. Trochę jak przy sejfie. Tylko później wymaga jeszcze odrobiny magii. Wpisz swój kod. - Laura uczyniła to o co ją poproszono. Chwilę później rzuciła zaklęcie, które podała jej ciotka. - Teraz, to co włożysz do szafki trafi tam, gdzie znajduje się druga szafka z tym szyfrem. - Laura nie do końca rozumiejąc, włożyła do niej jedno ze swoich piór które znalazła na wierzchu sterty rzeczy w torbie. Zamknęła szafkę a gdy znów otworzyła, szafka była pusta.
- I... to już jest u taty?
- Jeśli wybrał dobre miejsce...- przerwała ciotka spoglądając gdzieś w bok obrazu który nie był widoczny z perspektywy Laury. - Och na litość boską!
- Co się stało? - zapytała Laura.
- Mój ułomny brat, na miejsce docelowe, wybrał szafkę u mnie.- powiedziała wyciągając pióro które chwilę temu dziewczyna włożyła do swojej szafki. - Więc albo przez te lata stracił rozum, albo  w najbliższym czasie planuje mnie odwiedzić. I może rzeczywiście... Dziecko drogie, miło cię poznać, ale muszę znikać. Wiesz już, jak się kontaktować, więc w razie potrzeby daj jakiś znak. Muszę iść! - powiedziała szybko, po czym zniknęła za ramą obrazu. Laura wpatrywała się jeszcze chwilę w obraz, jednak nic już się nie zmieniało, sięgnęła więc po torbę i wyszła. Czy o tym mówił Lupin?

                                                  ***

Gdy Laura opisała wszystkie wydarzenia czwórce przyjaciół ( Ron wciąż odmawiał spędzania czasu z Hermioną o ile nie było to konieczne) większość z nich zareagowała podobnie jak Laura na rewelacje.
- Czyli twój tata ma siostrę, której nie widział przez lata i z nią chciał cię skontaktować... Tylko po co? - zastanawiał się na głos Harry.
- Nie mam pojęcia. Tym bardziej nie rozumiem jak mogłam rozmawiać z jej portretem, skoro ona żyje.
- To akurat jest możliwe. To rodzaj lustra, nie portretu. To znaczy, ma taką formę, jednak osoba z którą rozmawiałaś jest normalna i żywa. To trochę na zasadzie twoich lusterek. Z tym że ta forma, potrafi udawać portret nawet jak nikogo tam nie ma. - wyjaśnił George.
- Nasz wuj taką miał, z tym, że on rzeczywiście sfingował swoją śmierć przez problemy z żoną i rodziną. Wszyscy którzy rozmawiali jak myśleli z jego pośmiertną podobizną, rozmawiali z nim, o czym dowiedzieli się dużo później, gdy jego kłamstwo wyszło na jaw. - dodał Fred.
- No dobrze, to możemy ustalić, że twoja ciotka żyje. To teraz pytanie, dlaczego twój ojciec wybrał szafkę u niej i co się stało, że w tym momencie musiała odejść. - zauważyła Hermiona.
- Nie mam pojęcia. Tak jak nie wiem, jakim cudem dowiedział się o tym Lupin i skąd on tyle wie. Teraz jeszcze więcej. - powiedziała i opowiedziała historię odebrania jej mapy. Po pomrukach niezadowolenia czuła, że powinna była rozwiązać to inaczej, jednak na to było już za późno.
- Jeśli chcesz, możemy spróbować wykraść mapę. - zaoferował się Fred.
- Dzięki, ale nie chcę podpadać Lupinowi, tym bardziej, że posiada on jakąś wiedzę którą póki co nie chce się podzielić.
- Podaj mu veritaserum. - zażartował George.
- To byłby dobry plan. - zaśmiała się Laura. - Spróbuję go jeszcze podpytać po zajęciach albo po naszym spotkaniu kolejnym. Właśnie, przypomnieliście mi, że muszę przygotować lekcję z eliksirów. - powiedziała szybko i zaczęła zbierać się do wyjścia.
- To dopiero za dwa tygodnie. - zaoponował Harry, ale chwilę później zrozumiał, że dziewczyna chciała po prostu pobyć sama.

                                                            ****

Przez kolejne dwa tygodnie Laura usilnie starała się pojąć jak podejść Lupina lub jak wykorzystać magiczną szafkę jednak żadne rozwiązanie nie przychodziło jej do głowy. A na domiar wszystkiego, jej przyjaciele gdzieś jej zniknęli, cały dzień poza lekcjami nie mogła nikogo znaleźć a jeśli już kogoś widziała, było to przelotem. Poirytowana usiadła na ławce obok Wielkiej Sali.
- Co ci się stało? Masz minę, jakby zaatakowało cię stado gnębiwtrysków. - odezwał się znajomy lekko rozmarzony głos.
- Co? A co to gnę... Może masz rację. Wszyscy mi gdzieś zniknęli a ja nie wiem jak dalej ruszyć pewną sprawę. - odparła Lara robiąc miejsce Lunie.
- Może właśnie to planują. Albo coś innego. Nie martw się, przyjaciele nie zapominają, na pewno mają jakiś powód. - odparła pogodnie Luna.
- Możliwe, ale i tak mnie to smuci. Oraz to, że dwójka moich przyjaciół wciąż jest skłócona. Jakiś średni ten okres.
- Bo to okres Rozentubrii, wtedy nie wszystko wychodzi. Ale nie martw się, za tydzień się kończy.
- Ro... Nieważne, mam nadzieję, że masz rację. Masz jakieś plany na teraz? - zapytała dziewczyny, bowiem przyszło jej coś do głowy.
- Niespecjalnie. A co planujesz?
- Coś nie do końca legalnego, ale chciałabym cię prosić, żebyś popilnowała mnie, jak będę coś pożyczać.
- A osoba od której to pożyczasz o niczym nie wie? - spytała wciąż tym samym lekko rozmarzonym tonem.
- Nie do końca, ale przypomniało mi się, że będę tego potrzebować na nasze zajęcia. Na pewno nic złego się nie stanie. - powiedziała siląc się na pewność w głosie.
- Skoro tak mówisz, to chodźmy. - odparła Luna po czym szybko wstała patrząc wyczekująco na znajomą. Laura szybko opracowała trasę która jej zdaniem mogła zmniejszyć prawdopodobieństwo spotkania Snape'a na drodze i włamała się do jego składziku, choć nie chodziło jej tylko o składniki do eliksirów które obiecała uczniom z zajęć obrony, ale Luna nie musiała o tym wiedzieć. Miała wyrzuty sumienia, ale podsunięty przez jej przyjaciół pomysł wydał jej się sensowny, choć w innym celu niż zaproponowali. Gdy dotarły do pokoju obok gabinetu Snape'a Luna rozglądała się i kiwnęła głową na znak, że nikt się nie zbliża. Laura szybko dostała się do pokoju i zaczęła zgarniać potrzebne jej składniki gdy usłyszała znane jej przeciąganie sylab głosem pozbawionym szacunku do kogokolwiek. Malfoy. Akurat teraz!
- Pomyluna tutaj? Zgubiłaś się? Może pokazać ci drogę gdzie twoje miejsce? - usłyszała Laura przylegając całym ciałem do wnęki która dzieliła ją od Malfoya i Luny. Jak się okazało, nie tylko ich. Laura zamknęła drzwi najciszej jak umiała i z różdżką w ręku zerknęła na odgrywającą się scenę. Luna także podniosła różdżkę w oczekiwaniu na reakcję Malfoya, ale także jego dwóch goryli i Pansy Parkinson.
- Co ty w ogóle robisz w Hogwarcie? Nie wstyd ci za te bzdury które wypisuje twój ojciec? Wasze dziwactwa to cecha geneatyczna? - odezwała się Parkinson.
- Genetyczna, jak już. Może zanim zaczniesz kogoś obrażać, poczytaj słownik. - odezwała się Laura wychodząc ze swojej kryjówki.
- No jasne, Beltza, tylko ciebie brakowało. - odzewał się Malfoy uciszając Pansy która chciała coś odpyskować. Także stał już w pogotowiu z różdżką. Jego głos był kpiący jak zawsze, jednak można było wyczuć nutkę strachu - musiał przypomnieć sobie o ich ostatnim przedświątecznym spotkaniu.
- Tym razem nie masz pomocy. - mruknął rozglądając się dookoła. - I do tego okradłaś Snape'a, na pewno się ucieszy, że jego cudowna uczennica jest jak wszyscy Gryfoni. - dodał widząc wystającą z jej torby buteleczkę wyciągu z belladonny.
- Czyli inteligentną i radzącą sobie ze wszystkim? - powiedziała podnosząc głowę nie dając się sprowokować.
- Raczej uciążliwą, leniwa i chodząca na skróty.
- Jesteś pewien, że nie mówisz o cechach waszego domu? Jedna nie umie się wysłowić, dwóch pozostałych nie wie jak użyć zaklęcia na poziomie wyższym niż pierwsza klasa. A ty jaką cechą możesz się poszczycić? - Malfoy zacisnął pięść na różdżce celując w Laurę.
- Dalej Draco, pokaż tej idiotce! - krzyczała Pansy. Crabbe i Goyle stali w oczekiwaniu na zadanie nie uświadomiwszy sobie nawet, że właśnie ich obrażono.
- Nie, może od razu pójdę do Snape'a. - powiedział zmieniając zdanie i uśmiechając się złośliwie. - Wtedy przestanie być tak wyszczekana.- Laura z uśmiechem przeteleportowała swoją torbę do dormitorium.
- Udowodnij mi więc, że zrobiłam to o co mnie oskarżasz. - powiedziała z uśmiechem. Wtedy Parkinson rzuciła pierwsze zaklęcie, przed którym Laura się uchyliła, lecz prawie trafiło Lunę. Ta nie pozostała dłużna. Laura złapała przyjaciółkę za ramię i zaczęła odciągać, miała świadomość, że zaraz wszystko może się źle skończyć. Także Malfoy się ocknął i zaczął rzucać zaklęciami jak popadło. Dziewczyny zaczęły biec, jednak wciąż słyszały stukot butów za swoimi plecami.
- nie ujdzie ci to na sucho. - krzyknął Malfoy z oddali i zdaje się, że przystanął, jednak nie wszyscy zmienili plan. Parkinson miotała zaklęciami na lewo i prawo. Laura przystanęła i rzuciła Drętwotą, jednak źle wycelowała. Gdy Malfoy zorientował się, że walka wciąż trwa, także wrócił, choć był raczej obserwatorem, zatrudniając natomiast swoich goryli. Gdy Laura walczyła z Pansy, Luna musiała odpychać zaklęcia Crabbe'a i Goyla, które mimo iż nie były zbyt wyszukane, mogły zrobić dużą szkodę. W którymś momencie między walczących wpadł płomienny smok "ziejąc ogniem" na Ślizgonów. Ci bez zastanowienia zrobili odwrót i uciekli w popłochu. Gdy Laura spojrzała w stronę skąd przybył ich ognisty wybawca zobaczyła Freda Weasleya.
- Który to już raz... - powiedział udając, że się zastanawia. Laura spojrzała na niego z wdzięcznością i zobaczyła, że żartem próbuje ukryć przerażenie.
- Jakim cudem Malfoy znów się przyczepił? - zapytał jednocześnie ją przytulając.
- Nie wiem, ma jakiś radar, który go o tym informuje. - odrzekła uspokajając się w ramionach chłopaka Laura. - Dziękuję... To zdecydowanie za mało. - dodała po chwili wciąż się tuląc. Luna stała spokojnie obok przyglądając im się, jakby byli jakimś ciekawym obiektem eksperymentu.
- Więc... Uznaj to za prezent urodzinowy. - odrzekł Fred uśmiechając się od ucha do ucha. Laura spojrzała na niego z zaskoczeniem.Całkowicie zapomniała o swoich urodzinach! W jednej chwili odpowiedziała na dawno zadawane sobie pytanie, podjęła decyzję i postanowiła przyjąć prezent urodzinowy. Fred przybliżył swoją twarz do twarzy Laury a ta zbliżyła swoje usta do ust chłopaka. Jej pierwszy pocałunek był bardzo delikatny, nieco niepewny i przepełniony emocjami. Trwali tak dłuższą chwilę nie chcąc tego przerywać, jednocześnie nie wiedząc co dalej. Luna dalej przyglądała im się z uśmiechem. Odchrząknęła cicho. Para oderwała się od siebie spłoszeni, zapomnieli bowiem, że ktoś ich cały czas obserwuje.
- Idziemy do reszty, czy zostawić was? - zapytała Luna.
- Idziemy... Gdzie? - nie rozumiała Laura.
- Ach, bo generalnie przyszedłem cię poszukać. Z okazji urodzin zorganizowaliśmy mała imprezę, oczywiście miała to być niespodzianka, ale chyba jednak nie wyszła. - odrzekł lekko speszonym tonem Fred.
- Udam, że o niczym nie wiem. - powiedziała dając się prowadzić Fredowi za rękę.
- To się nie uda. Ale myślę, że emocji nie zabraknie. No i mam nadzieję, że załapiemy się jeszcze na budyń. - odrzekła spokojnym głosem Luna idąc przed nimi. Ci wybuchnęli śmiechem kierując się do pokoju życzeń.