poniedziałek, 30 marca 2020

4. pierwszy dzień

Podczas śniadania, rozdane zostały plany zajęć. Laura spojrzała niecierpliwie w swój, była ciekawa od czego dziś zaczynają. Nim jednak zdążyła coś zobaczyć Harry zabrał jej plan sprzed nosa.
- No siostrzyczko, co wybrałaś dodatkowego? - zapytał Harry.
- Widzę, że wczorajsza rozmowa przebiegła pomyślnie? - zapytała tak, by Ron nie usłyszał.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi. - obruszył się Harry, ale jego uśmiech mówił wszystko.
- O to, że wczoraj szybko zrezygnowałeś z naszych planów rodzinnych w momencie gdy tylko zjawiła się jedna niezwykła osoba a dziś znów mnie kochasz. - zażartowała i w momencie zaskoczenia chłopaka odebrała swój plan. - A jeśli chodzi o przedmioty które wybrałam, to wróżbiarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami.
- O, to jesteśmy na tym samym. - ucieszył się Ron.
- Hermiono, a ty?- zainteresowała się Laura.
- Ona jest nienormalna, wybrała wszystko. - skwitował Weasley. Hermiona spiorunowała go wzrokiem.
- To się nazywa ambicja Ronaldzie. - powiedziała z wyższością.
- Etam. Po co ci na przykład mugoloznawstwo? Przecież wychowywałaś się w ich świecie. - odparł rudy.
- Nauka o mugolach z perspektywy czarodziejów to zupełnie co innego!
- Jak w ogóle masz zamiar być na wszystkich tych zajęciach? Przecież masz co najmniej dwa różne przedmioty o jednej porze! - powiedział Ron zaglądając jej przez ramię.
- O to się nie martw, wszystko już załatwiłam z profesor McGonagall. - powiedziała zbierając swoje rzeczy. - Idziemy na to wróżbiarstwo? To jest w wieży północnej, jeszcze nas tam nie było. Ich droga okazała się bardziej skomplikowana niż myśleli,parę razy musieli zawracać. Po drodze, Hermiona cały czas dyskutowała z Ronem na temat korzyści płynących ze wszystkich przedmiotów na które się zapisała oraz punktując jego ignorancję, na co Ron odpowiedział, że ceni swoje szare komórki i nie ma zamiaru ich nadwyrężać. Laura i Harry w milczeniu obserwowali kłótnię próbując stłumić śmiech. Gdy trzeci raz zawrócili, ponieważ nie mogli znaleźć swojej klasy, poczuli zrezygnowanie. Ron uznał, że potrzebują przewodnika, a że nikogo nie spotkali po drodze zagadał do rycerza na jednym z portretów. Okazało się, że pomimo przesadnej pewności siebie potrafił im pomóc. Gdy dotarli do klasy ta była już otwarta a inni uczniowie zajęli już miejsca. Weszli do sali która w niczym nie przypominała klasy. Wszędzie stały kanapy i stoliki, okna pozasłaniane były mnóstwem zasłon, przez co było okropnie duszno. Podeszli do ostatniego wolnego stolika w oczekiwaniu na nauczycielkę. Po chwili, z ciemnej wnęki wyłoniła się. Odziana w niesamowitą ilość chust i bransoletek, jednak nawet one nie odwracały uwagi od jej ogromnych okularów które wyglądały jak denka od słoików. Poruszała się w sposób przypominający kota.
- Witam was moi drodzy. Jestem Sybilla Trelawney i od dziś będę was uczyć wróżbiarstwa. Dziedziny magii którą nie każdy jest w stanie pojąć. Dzięki mnie otworzycie swoje trzecie oko które pomoże przewidzieć przyszłość oraz być może, zmienić ją nim nastanie. - powiedziała głębokim głosem, który zapewne miał brzmieć tajemniczo. Jednak jeśli któreś z was nie posiada predyspozycji niewiele będę mogła nauczyć. - Zaczniemy od wróżenia z fusów. Jest to jeden z podstawowych sposobów sprawdzenia przyszłości, jednak nie znaczy to, że najprostszy! Już teraz ze smutkiem myślę o tym, że w tym roku jedno z nas opuści nas na zawsze. - powiedziała. Po sali rozległy się szepty. - Nie myślmy jednak o tym teraz. Zacznijmy! Niech każdy z was weźmie po filiżance. Gdy wypijecie herbatę, obróćcie filiżanką trzy razy i postawcie ją na spodku do góry denkiem. Później, wasz partner będzie mógł zobaczyć, co czeka was w najbliższej przyszłości. - mówiła z nieodgadnioną miną.
- Wróżenie z fusów. Jak można ocenić coś ze szczątków tego co wypijemy? - zapytał Ron patrząc z powątpieniem na swoją herbatę.
- Nie mam pojęcia. Mętne to wszystko. - wyjątkowo zgodziła się z nim Hermiona wertując podręcznik. - Przecież to tylko domysły. W międzyczasie profesor zdążyła nastraszyć przyszłością Neville'a przewidując, że zbije on filiżankę, oraz Lavender mówiąc o dacie szesnastego października kiedy to coś złego się wydarzy.
- Wszystko zależy od interpretacji, ale zgadzam się, jest tu bardzo dużo rzeczy, które można źle odczytać. - dodała Laura. Nie opowiedziała im jeszcze o zdolnościach jej mamy. Nim Harry zdążył powiedzieć co o tym myśli, Trelawney podeszła do nich i z wyczekiwaniem patrzyła na ich filiżanki.
- Proszę, może teraz wy. - powiedziała i wskazała na filiżankę Harry'ego. Ron obrócił ją kilka razy w rękach. - No.. To wygląda na krzyż. Do góry słońce, czyli - zajrzał do podręcznika. - Trochę się pomęczysz ale w końcu będziesz szczęśliwy. - powiedział Ron oczekując aprobaty. Trelawney nie poczuła się jednak przekonana i wzięła od niego naczynie. - Ooch! - krzyknęła i rzuciła filiżanką na stół. - Chłopcze, to żaden krzyż, to ponurak! - powiedziała z przerażeniem.
- Co to jest ponurak? - zapytał Harry.
- Ponurak, to pies który nawiedza cmentarze, to zły omen, to omen śmierci. - przeczytał ktoś definicję z podręcznika.
- Chłopcze, to najgorszy z możliwych omenów. Strzeż się! - Sybilla po chwili lamentowania nad Harrym, przeszła do stolika obok, próbując  się uspokoić.
- Harry, nie stresuj się, wychodzi na to, że ta herbata wyjątkowo lubi pokazywać psy, spójrz, Laura ma w takim razie to samo. - powiedziała spokojnie Hermiona. Gdy tylko profesor Trelawney to usłyszała wyrwała jej z rąk filiżankę Laury.
-To to niemożliwe... - powtarzała. - Dwoje uczniów... - mamrotała do siebie porównując pozostałości po herbacie Harry'ego i Laury i odchodząc do swojego stolika całkowicie oderwana od rzeczywistości. Laura spojrzała na Harry'ego zaskoczona. Tego się nie spodziewała. Bynajmniej, nie chodziło jej o znaczenie omenu, wiedziała, że tak naprawdę można go bardzo różnie interpretować i nie zawsze znaczy on coś złego. Jednak jak to wszystko może się łączyć? I co w tym wszystkim robi tu ona i Harry? A może jednak, dla każdego z nich ma inne znaczenie?

                                     *****

W drodze na kolejną lekcję niewiele ze sobą rozmawiali, każde myślało o omenie.
- Ej, ale chyba nie widzieliście nigdzie takiego wielkiego psa, nie? - zapytał w końcu Ron.
- No.. Ja widziałem, ale jeszcze na Privet Drive. Gdzie wśród mugoli by to się mogło pojawić. - próbował przekonać wszystkich Harry, w tym siebie. Przepowiednia śmierci  z jednej strony w ogóle go nie zaskoczyła, w końcu ostatnimi laty stykał się z nią dość regularnie, jednak co, jeśli ten pies wtedy to był ponurak? I jak to możliwe, że Laura ma to samo? Co złego ich czekało?
- Mówiłam wam już. Każda wróżba, może mieć całkowicie różne znaczenia. - powiedziała. - Ponurak nie zawsze oznacza, że na ciebie czyha śmierć. Czasem, znaczy to także to, że śmierć kogoś kogo się miało za zmarłego jednak go nie dosięgła. Można to także rozumieć jeszcze na tysiąc sposobów. Serio, Trelawney jest jakaś ograniczona. - powiedziała starając się urwać temat.
- W końcu ktoś kto nie panikuje! - rzekła Hermiona, która pojawiła się znikąd. - To wszystko jest bardzo mętne, to jak z wróżbami które robią mugole. W gazetach często jest jakaś rubryka zwana horoskopem, i wróżby które tam są przypisane danemu znakowi zodiaku są tak ogólnikowe, że każdy może znaleźć tam coś co się sprawdzi. Już żałuję, że się na to zapisałam. To są same głupoty w porównaniu z numerologią na której już tyle się nauczyłam! - dodała zniecierpliwionym głosem.
- Skąd się tu wzięłaś? I jak możesz mówić o numerologii skoro nie mogłaś być jeszcze na lekcji?Przed chwilą cię nie było. I... Przewidziała przecież, że Neville zbije filiżankę.- powiedział triumfującym głosem.
- Wielkie mi halo. Do tego nie trzeba umiejętności przewidywania, Neville zbyt się stresuje i wtedy rzeczy wypadają z rąk. - odparła Hermiona ignorując dwa pierwsze pytania. - A co do waszej wróżby, tak jak powiedziała Laura - wszystko można inaczej zrozumieć, zwłaszcza, że początkowo sam byłeś przekonany że widzisz tam jakiś krzyż. - dodała uszczypliwie. Nie zdążyli się więcej pokłócić, weszli już bowiem do sali od transmutacji, jednak i tutaj wciąż dało się słyszeć szepty opowiadające o podwójnym omenie śmierci. Chwilę później, jakby znikąd pojawiła się profesor McGonagall. Dopiero wtedy na sali zapadła cisza, przerwana pojedynczymi okrzykami zaskoczenia.
- Co się stało? Nie powiem, że oczekuję oklasków, ale jak dotąd, zawsze z tym się spotykałam, gdy wracałam do swojej postaci po przemianie z kota. Co wywołało w was aż takie poruszenie? - zapytała ostro nauczycielka.
- Chwilę temu mieliśmy wróżbiarstwo. - wyjaśniła Hermiona. Na twarzy McGonagall pojawiło się zrozumienie.
- Ach tak. Kto tym razem ma zginąć? - zapytała rozglądając się po klasie. Wszyscy spojrzeli na nią z zaskoczeniem. - Tak, profesor Trelawney co roku wybiera jakiegoś ucznia, który w jej mniemaniu wkrótce umrze. To jej sposób na przywitanie z nowymi uczniami. - powiedziała z goryczą.
- Ja i Laura. - powiedział Harry. Cały czas czuł na sobie spojrzenia większości klasy.
- Ach, tym razem nawet dwie osoby? No proszę, niedługo całe klasy będą tak straszone. - odparła cierpko. - Jeśli was to uspokoi, póki co każdy z typowanych przez nią uczniów żyje. I z tego co widzę, to  i pan panie Potter panna Beltza wyglądajcie całkiem zdrowo, więc póki ten stan się nie zmieni, możemy wrócić do lekcji? W razie gdyby jednak miało się to zmienić obiecuję was z niej zwolnić. - powiedziała nauczycielka uśmiechając się lekko. Laura odpowiedziała jej tym samym, Harry także poczuł się podniesiony na duchu. Tylko Ron wciąż spoglądał z niepokojem na swych przyjaciół. Nie trwało to jednak długo, ponieważ na zajęciach musieli zająć się transmutacją owoców w różnego rodzaju naczynia, a że nie było to łatwe wszyscy skupili się na swoich zajęciach. Hermiona szybko przetransmutowała swoje jabłko w cukiernicę. Także Laurze dość szybko udało się uporać ze swoim zadaniem - cytryna zmieniła się w żółtą filiżankę co znów przypomniało o poprzedniej lekcji.
- Myślisz, że da się jeszcze przenieść na numerologię? - zapytała Laura.
- Czyżbyś jednak trochę się bała, czy po prostu szkoda ci czasu na głupoty? - próbowała wybadać Hermiona.
- Raczej to drugie. To nie tak, że nie wierzę całkowicie w przepowiednie czy osoby które potrafią poznać jakąś cząstkę przyszłości... Moja mama potrafi. - odpowiedziała na nieme pytanie Hermiony. - To znaczy wiesz, ona miewa wizje. Nauka wróżenia z fusów raczej nie jest jej domeną. - powiedziała po czym obie się zaśmiały. - Ale nie raz już się zdarzyło, że potrafiła przewidzieć co się wydarzy.
- Co na przykład? - włączył się Ron ignorując całkowicie swoją truskawkę która zmieniła swój kształt na bardziej spłaszczony i wydłużony, ale wciąż była truskawką, a nie łyżeczką.
- Czasem są to bzdury, jak to, że coś się zgubi ale czasem są to naprawdę ważne rzeczy, na przykład to co się z kimś stanie. - powiedziała gorzko. Ron miał zadać kolejne pytanie jednak profesor McGonagall go uciszyła i skrytykowała za brak skupienia. Do końca lekcji trzymali się już tematu zajęć, jednak całą czwórka wciąż mnożyła w głowie pytania. Pojawiło się ich już za wiele, biorąc pod uwagę, że jest dopiero początek roku. Jak ten rok się skończy?
 
                               *****

Gdy byli już po wszystkich zajęciach (a po transmutacji mieli jeszcze zielarstwo i zaklęcia), cała czwórka ruszyła na błonia by odpocząć i nacieszyć się jednym z ostatnich słonecznych i ciepłych dni. - Może pójdziemy do Hagrida? - zapytał Harry nim obrali trasę. - Pozna też Laurę. W końcu trio które zawsze wpada w kłopoty zmienia się w czwórkę, warto wiedzieć takie rzeczy. - dodał z uśmiechem.
- Nie wiem czy to dobry pomysł gdzieś dalej wychodzić. - mruknął Ron patrząc niespokojnie na Harry'ego.
- Och na litość boską Ron, raczej na tej trasie nie trafimy na żadnego wielkiego psa który nas zagryzie. - warknęła Hermiona.
- Czemu nie, im więcej Hogwartu poznam tym lepiej dla mnie. Hagrid to ten duży, z którym mamy jutro opiekę? - zapytała Laura przypominając sobie pierwszy wieczór w Hogwarcie.
- Tak, jest naszym przyjacielem i nie raz nam pomagał...
- Lub wkopywał jeszcze bardziej w kłopoty. Pamiętasz pająki? - powiedział z obrzydzeniem Ron na wspomnienie ogromnych stworów do których pokierował ich gajowy w zeszłym roku.
- Chciał pomóc. I przecież dzięki niemu dowiedzieliśmy się prawdy, nie przesadzaj. Choć jeśli chcesz, możesz zostać. - powiedział Harry. Ron po chwili ociągania poszedł ze wszystkimi.
- Jakie pająki? - chciała dowiedzieć się Laura. Mimo wielu informacji o szkole które otrzymała, nie znała wszystkich przygód swoich nowych przyjaciół. Harry westchnął i w ogromnym skrócie opowiedział o całej serii przypadków i przygód które przeżyli w zeszłym roku.
- Żartujesz! Czyli to ojciec tego blondasa za wszystkim stał? Nienawidzę go jeszcze bardziej. I biedna Ginny, to dlatego - zrobiła gest w kierunku Harry'ego jednak przez spojrzenie Weasleya zmieniła zdanie - I poznałeś tego ćwoka którego imienia nie wolno wymawiać w młodości? Mam nadzieję, że to go osłabiło. - powiedziała z satysfakcją. Cała trójka spojrzała na nią z niedowierzaniem. Chyba nikt wcześniej nie użył nazwy Voldemorta w tak lekceważący sposób.
- Jak ty o nim powiedziałaś? - zapytał z wytrzeszczonymi oczami Ron.
- Tak jak słyszałeś. Na szacunek trzeba sobie zapracować, nie straszyć. To tylko ćwok który postanowił pobawić się w potężnego pana świata. Wszystkich łamie terrorem, a nie wiedzą. Mam szczerą nadzieję że wreszcie zdechnie. - powiedziała z nienawiścią.
- Zdecydowanie się zgadzam. Czyli... Wierzysz w jego powrót? - zapytał ostrożnie Harry.
- Oczywiście, że tak. Nie wiem jak i dlaczego, ale coś go chroni, tylko pytanie co... - urwała, doszli bowiem do chatki Hagrida. Temat zresztą też, nikt niestety nie wiedział co trzyma Voldemorta przy życiu, mimo jego ostatnich niepowodzeń. Zapukali do drzwi.
- Kto tam?  -zapytał Hagrid nim otworzył.
- To my. - odpowiedzieli - swoją drogą jakże inteligentnie.
- Jak miło! Choć od razu zastrzegam, że jeszcze przed zachodem odprowadzę was do zamku. A ty... - przerwał dostrzegając nieznaną twarz.
- Dzień dobry, jestem Laura Beltza. - przedstawiła się.
- To już wiem. Zdążyło być już o tobie głośno. Widzę, że w takim razie idealnie dobrałaś sobie towarzyszy. - zaśmiał się nowy nauczyciel. - Zrobię wam herbaty.
- Co u Ciebie Hagridzie? Stresujesz się przed jutrem? - zapytała Hermiona licząc, że wybada co ich jutro czeka. Obawiała się lekcji bo miała wrażenie, że umiejętności niebezpiecznej książki do opieki nad magicznymi stworzeniami którą zlecił im kupić Hagrid będzie miała przekład w zajęciach.
- Oczywiście, że tak, ale myślę, że jutro wam się spodoba, mam dla was coś ekstra ale nie pytajcie co to, to niespodzianka! - powiedział uśmiechając się szeroko zalewając kubki wrzątkiem. Trójka która znała Hagrida od dawna pomyślała o tym samym. To co dla Hagrida jest ekstra, dla innych uczniów może być zwyczajnie niebezpieczne, jednak nie powiedzieli tego na głos, mogli mieć tylko nadzieję, że jednak będzie to coś względnie mało groźnego. Porozmawiali jeszcze o wakacjach, o dementorach i ucieczce Blacka - na tym stanęło, ponieważ słońce zaczęło zachodzić a Hagrid tak jak obiecał odprowadził ich do zamku. On sam także nie miał ochoty spotkać tych istot gdy będzie na zewnątrz. Kto wie na ile pozwalają sobie po zmroku...

piątek, 27 marca 2020

3. ceremonia

Po opanowaniu emocji po spotkaniu z dementorem i  dotarciu do Hogwartu i  Laura rozejrzała się dookoła wchodząc do Wielkiej Sali. Była pod ogromnym wrażeniem. Jak tu było niesamowicie! Zamiast sufitu było gołe niebo oświetlone mnóstwem świec - przynajmniej tak to wyglądało. Zdecydowanie największą część sali wypełniały cztery długie stoły, każdy przypisany jednemu z domów. Za chwilę Laura miała dowiedzieć się który z domów przypadnie i jej. Z jednej strony wiedziała, że w żaden sposób jej to nie definiuje, jednak  miała szczerą nadzieję na przydział do domu z którego pochodzili jej bliscy. Teraz motywacja była tym większa, przez poznanie nowych przyjaciół.
- Będzie dobrze. - szepnęła Hermiona gdy musiały się rozdzielić, Gryfoni poszli do swojego stołu. George pokazał jeszcze zaciśnięte kciuki. Podobało jej się to wsparcie, choć przeczuwała, że jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, czeka ją jeszcze dzisiaj przynajmniej jedno opowiadanie o pociągu, o możliwościach i pytania o przeszłość. Ale, nie z takimi rzeczami sobie radziła. Po krótkiej chwili na przemyślenia poszła za pierwszoroczniakami. Gdy przyszła jej kolej ruszyła wolnym krokiem w stronę tiary. Gdy szła usłyszała gwizd od strony stołu ślizgonów, oczywiście był to Malfoy. Zignorowała go i czekała z niecierpliwością na werdykt. " Umysł tęgi... Ale i żądze przygód wyczuwam" - szeptała Tiara. " Brak poszanowania zasad, gdzie by cię tu przydzielić..."
- Gryffindor, niech to będzie Gryffindor albo Ravenclav. - myślała gorączkowo."Tylko te dwa domy bierzesz pod uwagę? Także Slytherin może dać ci spore możliwości." - odrzekła Tiara.
- Nigdy! Tylko nie Slytherin! "Skoro tak mówisz, niech będzie... GRYFFINDOR" - krzyknęła Tiara. Laura odetchnęła z ulgą. Ten dom zdecydowanie może dać jej największe możliwości! Gdy usiadła przy swoim stole i zakończyła się ceremonia przydziału, dyrektor zaczął swoją przemowę.
- Witam w kolejnym roku w Hogwarcie. Nim zaczniemy nasza wspaniałą ucztę, chciałbym powiedzieć parę słów. Zacznijmy od zmian w kadrze pedagogicznej. Chciałbym powitać profesora Lupina który zgodził się objąć stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią. Przywitajmy go serdecznie! Drugą ze zmian to Rubeus Hagrid, dotychczasowy gajowy Hogwartu który zgodził się zająć miejsce nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami. - zrobił ciszę na oklaski które wypełniły salę.
Ostatnią z informacji jest już ta mniej przyjemna - na życzenie Ministerstwa Magii, na terenie Hogwartu musimy gościć dementorów którzy są tu w charakterze straży z Azkabanu. Wszystko to aż do odwołania. - dało się słyszeć  poruszenie i pomruki niezadowolenia. - Ja także nie pochwalam tego zarządzenia, jednak w związku z nim, proszę was o szczególną ostrożność. Przy każdym z wejść do Hogwartu przynajmniej jeden dementor będzie pilnował kto wchodzi. Uważajcie zatem, bowiem istoty te potrafią wyczuć każdą słabość i mogą odebrać wam wszystko co dobre. - powiedział dyrektor. Na chwilę zapanowała cisza. - Nie znaczy to jednak,  że czas ten będzie jakimś terrorem. W najciemniejszych nawet chwilach można znaleźć otuchę oraz pomoc, trzeba się jednak trzymać światła. - zakończył enigmatycznie. Cisza zanikała a jej miejsce zajął zwykły gwar towarzyszący uczucie. Nie przeszkodziło to jednak w roztrząsaniu plotek oraz historii z pociągu.
- Potter, ponoć zemdlałeś w pociągu i zostałeś wybroniony przez dziewczynę. I jak ty możesz nazywać się wybrańcem. - zaczepnie warknął Draco przechodząc obok stołu gryfonów.
- Chodź i dorównaj tej dziewczynie, to pogadamy. - odparł Harry patrząc z uśmiechem na Laurę, całkowicie ignorując zaskoczone spojrzenie Malfoya. Ta zarumieniła się lekko, jednak postanowiła nie zostawiać tego bez odzewu.
- A niech nawet nie próbuje. Po pierwsze, znając życie nie zna nawet połowy zaklęć które są potrzebne do jakiegokolwiek pojedynku, po drugie do tego trzeba czystej gry. Czystej w każdym tego słowa znaczeniu. A  nie wygląda na odważnego. No i pytanie - czy domyłeś się już całkiem po naszym ostatnim spotkaniu? - zapytała słodkim głosem. Wesleyowie parsknęli śmiechem, reszta gryfonów zaczęła dopytywać co się wydarzyło. Ślizgon rzucił talerzem i wyszedł poniżony.
- Nie daruję ci tego Beltza. - wyszeptał przechodząc obok.
- Jakoś to przeboleję. Gorzej będzie z tobą. - odrzekła rzucając prowokujące spojrzenie. Wcale nie czuła się tak pewnie jak grała, tym bardziej, że to nie ona ostatnio zwyciężyła. Wszystko udało się dzięki bliźniakom, ona wygrała jedynie potyczkę słowną. Nie mogła jednak pozwolić, by taki zadufany w sobie snob myślał że wszystko mu wolno.
Gdy wszyscy dotarli już do salonu gryfonów dopiero zaczęły się pytania! Co się wydarzyło w pociągu, jakie to potężne zaklęcie pokonało dementora (oczywiście, historia od czasu przyjazdu do szkoły nabrała już zupełnie innego kształtu, była przekoloryzowana jak się dało), co wydarzył się między nią a Malfoyem, na szczęście w tym momencie mogła oddać pałeczkę bliźniakom. Ci jednak byli wyjątkowo skromni.
- To dopiero prototyp. Gnojobomba powaliła go ledwie na minutę. Jednak nie martwcie się, już niedługo dopracujemy by powaliła na conajmniej kwadrans. - rzucił Fred. Ku jego zdumieniu, chwilę później duża grupa Gryfonów ustawiła się w kolejce na zapisy,  po ich produkt do samoobrony. Laura miała więc chwilę, by odpocząć.
- Może wy jednak jesteście rodzeństwem które dotąd o sobie nie wiedziało, co? - zaśmiał się Ron patrząc na Harry'ego i Laurę siedzących obok siebie. Ci spojrzeli najpierw po sobie, później na Rona.
- Ron, gdy rzucasz jakąś teorią, masz obowiązek ją rozwinąć. - powiedziała Hermiona.
- No... Zobaczcie. Jedno i drugie zaczyna od spotkania z Malfoyem, potem trafiamy się my - wskazał teatralnie na siebie i dwóch rudzielców wciąż robiących zapisy - A zanim wejdziesz do szkoły już wszyscy o was mówią. Oboje też jesteście w Gryffindorze i... Nawet jesteście do siebie podobni. - zakończył kulawo.
- To się nazywa duch Gryffindora, nie rodzeństwo. - zaśmiała się Laura. Choć teoria Rona z jednej strony jej się spodobała, z drugiej coś ją zelektryzowało.
- A skąd wiesz? Poza tym, to i tak miałoby sens.- bronił się Ron jednak czuł, że przegrał.
- Przypominam, że oboje byliśmy na uczcie i słyszeliśmy tę samą pieśń tiary to raz. Dwa, pamiętaj że nie tylko ja z mojej rodziny trafiłam do tego domu. A rodzeństwo... Proszę bardzo, mogę być jego siostrą, czemu nie, Harry co ty na to? - zapytała udając, że bierze to pod uwagę.
- Mi pasuje. Nigdy nie miałem siostry. Hm... Ale to chyba znak, że powinniśmy zacząć od jakiejś kłótni, tak mi świta, że coś nas ominęło. - zażartował Harry obejmując ramieniem Laurę. Wyjątkowo, wyszło to całkiem naturalnie. W tym momencie ktoś do nich podszedł.
- Czasem rolą rodzeństwa jest także uświadomienie że to drugie głupio gada i uświadomienie, że to niegrzeczne gdy się całkowicie ignoruje to drugie. - powiedziała rudowłosa siadając między Ronem a Harry. Potter od razu zabrał rękę z ramienia Laury. Ta szybko zaczęła łączyć fakty.
- Wybacz, na peronie było tak mało czasu, że nie zdążyłam się nawet przedstawić i porozmawiać... - powiedziała przepraszająco, nie tylko z kwestii szybkiego poznania. Harry zaczął nagle zachowywać się nerwowo.
- Nie szkodzi i nie do ciebie mam pretensje.  Jak już ustaliliście wszyscy cię już cię znają. Jestem Ginny. - powiedziała podając rękę. - Ale przy okazji zaprezentowałam ci co to znaczy mieć brata.
- Oj daj spokój, jak sama pokazałaś, sama sobie radzisz świetnie. - mruknął Ron ale już się nie odzywał. Laura i Hermiona wymieniły spojrzenia które świadczyły o tym, że obie doskonale zrozumiały sytuację.
- Ja już chyba się położę. Jutro wcześnie zaczynamy, a emocji na dziś już mam dość. - powiedziała Hermiona wstając próbując dać do zrozumienia Ronowi by zrobił to samo. W tym czasie także Laura wstała, jednak ta ruszyła w innym kierunku. - Niedługo przyjdę. Idę zapytać o interesy. - zaśmiała się. Ron w końcu wstał, choć bynajmniej nie dlatego, że zrozumiał aluzję, a by uciec od złości siostry. Laura ruszyła w stronę, w końcu samotnych bliźniaków.
- I jak, duże zamówienie macie? - zapytała zaczynając luźno rozmowę.
- Całkiem spore. Ile procent należy się za twoją reklamę? - zapytał George.
- Uznajmy, że to moje podziękowanie za ratunek. No a w dodatku upokorzenie Malfoya jest chyba bezcenne, prawda? - Cała trójka się roześmiała. Zaczęli rozmowę o ich innych gadżetach które zaczęli tworzyć, okazało się, że mają już pokaźną kolekcję.
- To co, każdy z nich wypróbujemy na Draconie? Możecie wtedy nie nadążyć z wytwarzaniem. Bo jeśli tak, to będzie przyjemność reklamować wasze towary.
- Siostro, gdzie byłaś! Tyle lat zmarnowanych. - zaśmiał się Fred.
- To waszą siostrą też mam być? Dobrze, w sumie czemu nie. Będziemy jedną, wielką rodziną. - powiedziała, jednak nie przemyślała swoich słów. Atmosfera nagle stała się napięta. Otwarci dotąd Fred i George zamilkli.
- W takim razie jak już zrobicie biznesplan, dajcie znać. Póki co, ja idę spać. - powiedziała by przerwać tę nieznośną ciszę.
- Nie ma problemu. A przy okazji, zgłoś się kiedyś do nas, skoro tak wiele nas łączy, myślę, że mamy coś co może ci się spodobać. - powiedział George. Ich porozumienia jak zawsze zadziałało w mig i pozawerbalnie ustalili swój plan. Laura nie miała pojęcia co kombinują, ale miała pewność, że z tymi ludźmi nie sposób się nudzić.
- No to teraz nie zasnę, ale w ciemno biorę to. - powiedziała i poszła w kierunku dormitoriów dziewcząt. Gdy obejrzała się będąc już na schodach, bliźniacy już zacierali ręce. Na kanapie przed kominkiem z kolei, Ginny i Harry byli zatopieni w rozmowie, widać mieli sobie dużo do wyjaśnienia. Jak dobrze tu być!

czwartek, 26 marca 2020

2.pociąg

Na peronie wrzało, co nie jest niespodzianką zważywszy na datę. Był pierwszy września, dzień gdy wszyscy uczniowie Hogwartu zjeżdżają się do Londynu  by udać się do szkoły. Laura z niepokojem rozglądała się szukając choć jednej znajomej twarzy, jednak wśród tłumu było to prawie niemożliwe. Prawie, ponieważ ognisty kolor włosów Weasleyów można było dostrzec z kilometra.
- No popatrz braciszku, po raz kolejny ją odnajdujemy. Niedługo będziemy mogli przyczepić sobie plakietkę "Całodobowi bohaterzy i przewodnicy". -rzucił żartem Fred, próbując ukryć zakłopotanie spowodowane niepewnością - jak się z nią przywitać? Ostatecznie jeden i drugi podali jej rękę, jednak było to o dziwo krępujące. Trzeba też przyznać, bracia rzadko kiedy zajmowali się czymś innym niż robieniem numerów wszystkim dookoła oraz kombinowaniem nad swoim biznesem. Po wczorajszym dniu jednak, oboje byli wyjątkowo cisi jeśli chodzi o historię z Nokturna. Czar nowo poznanej czarownicy zadziałał równie mocno na obu bliźniaków, nie dali jednak tego po sobie poznać i szybko się wywinęli. Gdy jednak wszyscy Weasleyowie( plus Harry i Hermiona) usiedli przy wspólnym stole i zaczęli rozmawiać o wczorajszej przygodzie ("I pytanie co też Malfoy znów tam robił? Tato, powinieneś sprawdzić tę rodzinę"! - rzucił Ron z oburzeniem) i dowiedzieli się, że Laura pojawi się w Hogwarcie, każdy z nich zaczął myśleć nad planem, jak znów przyciągnąć jej uwagę.
- To już jakiś znak! Może faktycznie pomyślcie o tej drodze? - powiedziała Laura rumieniąc się. Mieli rację - drugi raz w przeciągu parunastu godzin!
- Lauro, co jak co, ale odeskortować cię na peron to jestem w stanie nawet ja! - powiedziała z udawanym oburzeniem Elizabeth, ale  podobała się jej ta rudowłosa rodzina - przynajmniej trzy osoby które dotąd poznała. Miała dobre przeczucia i miała nadzieję, że jej siostrzenica będzie miała w nowej szkole i świetne towarzystwo i pewnego rodzaju ochronę i kto wie, może któryś z nich zostanie dla Laury kimś więcej? No bo kto jak kto, ale ciotka znała się na ludziach i na wzajemnym iskrzeniu między nimi! "Żeby tylko się o nią nie pobili, skoro cała trójka już tak się nią opiekowała. Chwilę później, dołączyła reszta, przy okazji Liz mogła poznać rodziców rudzielców (którzy także wydali jej się bardzo porządni). Wszyscy się przywitali, dorośli wymienili parę niezobowiązujących uwag, aż ktoś spojrzał na zegar, który wskazywał za dziesięć jedenastą, więc zaczęli się zbierać do pożegnań i pakowania.
- Oo widzę że masz kota! Jaki piękny! Czyli Krzywołap nie będzie już samotny w naszej wieży. - zauważyła Hermiona wpatrując się w czarnowłosą kotkę patrzącą na nią mądrymi ślepiami.
- Skąd wiesz w jakim domu będzie? - zapytał Ron, choć widać było, że także miał taką nadzieję.
- Skoro zaczęła od spotkania z Weasleyami, to musi być znak, że to będzie Gryffindor. Spójrz na mnie. - zażartował Harry. - Albo Slytherin, ale jeśli tiara będzie ci to także podpowiadać, nie słuchaj. - dodał teatralnym szeptem.
- Dziękuje, prezent od cio.. Od Elizabeth. A co do domu, zdecydowanie wolę Gryfffindor. Tam znalazła się większość mojej rodziny. - odparła z uśmiechem.
- No już niech będzie że ciocia. Musiałam jakoś zrekompensować te wczorajszą chwilę grozy poza tym, co to za czarownica bez kota. - uśmiechnęła się. I przepraszam bardzo, ale nie doceniasz Ravenclavu! - fuknęła ciotka, jednak także przeczuwała, że Laura trafi tam, gdzie jej matka.
- No tak, jedno z tych dwóch. - dodała na zgodę. Chwilę później cała młodzież siedziała już w pociągu. Nie wszystkim udało się zmieścić do jednego przedziału, dlatego dosiedli się do przedziału gdzie była tylko jedna osoba, wyjątkowo dorosła jak na ten pociąg.
- Kto to może być? - zapytał Ron.
- Remus Lupin. - powiedziała Hermiona rzuciwszy tylko okiem.
-Skąd ona to wszystko wie? - zapytał, Hermiona zniecierpliwiona machnęła tylko ręką w kierunku podpisanej walizki obcego. Laura nie zareagowała. Remus Lupin. Lupin. Znała to nazwisko. Bardzo dobrze je znała i słyszała o nim niejednokrotnie... Co on tu robi? Postanowiła poczekać i się zorientować, skoro siedzi w pociągu, to znaczy, że jedzie z nimi do Hogwartu. Jednak nie dawało jej to spokoju.
-  Boisz się trochę? - zapytał Harry wpatrując się w zamyśloną Laurę. Próbował dociec tego nagłego milczenia.
- Trochę tak, wiesz to mimo wszystko zmiana kontynentu, szkoły... Powiedzcie mi, czy ten gnojek który wczoraj... tak usilnie próbował mnie oprowadzić, on też się tu uczy? - zapytała zmieniając temat.
- Tak. Niestety. To Draco Malfoy. - powiedziała Hermiona z niesmakiem.
- Najgorszy typ wśród ślizgonów, kolejny powód żebyś nie wybrała tego domu- zażartował Harry.
- My mamy z nim wojnę od pierwszej klasy. Jego rodzina jest straszna. Pieprzą ciągle o czystości krwi a każdy mieszaniec czy mugolak to według niego śmieć. Od dawna myślimy jak się go pozbyć. - powiedział Ron.
- Czystość krwi. - prychnęła Laura - jakie to ma znaczenie? Ważne są umiejętności. Kiedy ci zadufani pseudoarystokraci to zrozumieją.
- Oczywiście, że masz rację. Jednak takim nie przegadasz, wiesz zresztą komu tacy zwykle służą i jaką mają ideologię... Rok temu w szkole było z tego powodu bardzo gorąco. - mruknął Harry, po chwili jednak zorientował się, że Laura, do tej pory mieszkająca w Stanach, może nie być nie bieżąco z wydarzeniami z Hogwartu. Poza tym jak wyjaśnić jej prawdę o Voldemorcie, o starciach z nim które z nim stoczyli?
- Wiem, że ciemne moce wciąż wzrastają w siłę. Wiem też, że w Hogwarcie mieliście okazję już się o tym przekonać. - cała trójka spojrzała na nią zaskoczona. Skąd wiedziała? W jakim stopniu?
- Prorok to nie jedyne źródło wiedzy. - powiedziała tajemniczo.
- To fakt. I słusznie, bo ten kłamie, na ogół. A co do zła...  Coraz więcej jego popleczników udaje się umknąć sprawiedliwości. A teraz jeszcze ta ucieczka Syriusza Blacka. Jak czuć się tu bezpiecznie? - dodał Ron, licząc że nowa znajoma opowie im coś więcej. Laura drgnęła na ostatnie zdania, jednak nie odniosła się do tego. Nie zdążyła, bowiem wszyscy skupili się na nagłym zatrzymaniu pociągu. Nie dotarli jeszcze do Hogwartu, to pewne.
- Co się dzieje? - krzyknął Ron, obserwując szybę pociągu która zaczęła zamarzać. Biorąc pod uwagę miesiąc który dopiero co się zaczął, nie było to normalne. Wszystkich ogarnął chłód. Każde z nich sięgnęło po różdżkę, nie wiadomo było z czym się mierzą. Chwilę później, zgasło światło. Czekali w napięciu, w pewnym momencie Hermiona wstała by wyjrzeć na korytarz, nie zdążyła jednak, bo ktoś po drugiej stronie już złapał za klamkę. Cofnęła się, a drzwi otworzyły się powoli. Do przedziału wpełzł mrok i jeszcze bardziej przeszywający chłód który emanował od zakapturzonej postaci która weszła do przedziału. Laura rzuciła spojrzenie na swoich nowych przyjaciół - byli przerażeni, choć każde przechodziło to w inny sposób, gdy postać się zbliżała. Ron zbladł do tego stopnia, że skóra zrobiła się kredowobiała, Hermiona ściskała z całej siły rękę na różdżce jednak nie była w stanie wydusić z siebie słowa, Harry zaczął tracić przytomność. Nie czekając ani chwili dłużej skierowała swą różdżkę na kreaturę w kapturze.
Expecto Patronum! - krzyknęła, skupiając się na najlepszych wspomnieniach z dzieciństwa. Wczesnego dzieciństwa. Ku swemu zaskoczeniu, w tym samym momencie, dotąd jak wszystkim się zdawało, śpiący Lupin zrobił dokładnie to samo. Z obu różdżek wyleciały niebieskie obłoki, z czego każdy z nich przybrał postać czworonożnego stwora który pomknął w stronę przeciwnika. Ten momentalnie uskoczył i cofnął się. Po chwili dezorientacji i wzajemnych badawczych spojrzeń Laury i Lupina, oprzytomnił ich krzyk Rona.
- Co to było?! I Harry... Harry?! Co on mu zrobił?! - panikował rudzielec.
- To był demetor. A Harry musiał stracić przytomność. Macie... A właściwie, ja mam.- po czym sięgnął do torby z której wyciągnął czekoladę. Po chwili ciszy, Harry ocknął się i został zmuszony do zjedzenia czekolady.
-Co to było, co się stało? - pytał. Dopiero wtedy Lupin postanowił wszystkim pokrótce opowiedzieć o istocie której udało się pozbyć.
-  Dementorzy to paskudne stworzenia. Żywią się wysysając szczęście i wszelkie pozytywne emocje z człowieka który akurat stanie na jego drodze. Obecnie Ministerstwo Magii używa ich jako strażników w Azkabanie, widzę jednak, że rozszerzyło im możliwości. - powiedział z goryczą w głosie.
- Ale.. Ja zemdlałem, czy wy też? - odpowiedziało mu przeczące milczenie. Pamięć Harry'ego powoli zaczęła wracać, przypomniał sobie o zaklęciu którym odgoniono stwora. - Czym go przepędziliście?
- Zaklęciem Expecto Patronum. To silne zaklęcie które blokuje możliwość zbliżenia się dementora. To zaawansowana magia, która odbiera mu siłę. - dopowiedział Lupin. I jemu i Harry'emu do głowy przyszło to samo pytanie.
- Ale nie tylko pan je rzucił! Laura, skąd je znasz? - zapytał Harry. Panna Beltza zmieszała się. Ile można powiedzieć?
- Moja mama, jest aurorką. Przeczuwała, że w obecnych czasach dobrze jest znać to zaklęcie, dlatego w zeszłym roku, wymogła w Ilvermorny, możliwość przeprowadzania dodatkowych zajęć z obrony przed ciemnymi mocami. Byłam jedną z pierwszych które się go nauczyły i przekazałam to także innym. Nie tylko w Wielkiej Brytanii źle się dzieje. - wyjaśniła. Uznała, że jej odpowiedź powinna wystarczyć.
- Niesamowite. Ile masz lat panno... - zapytał Lupin przyglądając się jej badawczo. Miał wrażenie, że jest w niej coś znajomego, nie mógł jednak skojarzyć skąd. Był także pod wielkim wrażeniem jej umiejętności.
- Beltza. Mam 13 lat, ale to nie umiejętności, to geny. - odparła jakby czytając w myślach Remusa. Teraz jeszcze bardziej go intrygowała, jednak za nic nie mógł skojarzyć. Nazwisko także nic mu nie mówiło.
- W takim razie, te geny muszą być po kimś bardzo zdolnym.
- Ale czad. - skomentował z opóźnieniem Ron. - Ja też chcę się tego nauczyć!
- Myślę, że i tutaj można by przeprowadzić takie lekcje? - spojrzała pytająco na Lupina. Zastanawiała się w jakim charakterze przybywa do Hogwartu.
- Myślę, że jest to do zrobienia. Trzeba porozmawiać z profesorem Dumbledorem. Ach, przepraszam, ja się wam nie przedstawiłem. Jestem Remus Lupin, w tym roku, będę was uczył obrony przed czarną magią.
- Tym bardziej myślę, że te zajęcia będą do zrobienia. - powiedziała z uśmiechem Laura. Postanowiła, że poza wykonaniem swojej misji, spróbuje zrobić też coś innego. Skoro jej matka może ratować świat, ona także spróbuje, choć na mniejszą skalę.

poniedziałek, 23 marca 2020

1. ratunek


Młoda szatynka z zachwytem rozglądała się dookoła. Niby znany jej świat, a jednak całkowicie coś nowego! Anglia, stary świat... Coś w tym musi być!
- Ciociu, tu jest niesamowicie! Ja wiem, nie powinno mnie to zaskakiwać, w końcu byłam już w szkole magii, ale Stany to nie to samo. Tu jest jakby.. bardziej autentycznie. - paplała oczarowana.
- Wiem o czym mówisz. Moja pierwsza wizyta na Pokątnej wyglądała podobnie. Ale, ale. Umawiałyśmy się na coś, tak? Nie mów do mnie ciociu, to mnie postarza! - powiedziała z udawanym oburzeniem. Dała młodej chwilę na oswojenie się i zachwyt nowym miejscem.
- Nie bój się, wyglądamy jak siostry. - powiedziała słodko, choć nie spojrzała nawet na ciotkę, skupiona w pełni na magii która ją otaczała. Chodziła od witryny do witryny. Jej wzrok spoczął dłużej na sklepie miotlarskim. Nie była mistrzynią latania, choć quidich od zawsze ją fascynował. Elizabeth uznała, że skoro jej siostrzenica chwilowo odcięła się od świata, można zrobić przerwę w sprawunkach do szkoły, a ona może wpaść na kawę imbirową do pobliskiej kafejki. Tym bardziej, że dostrzegła za ladą przystojnego czarodzieja, z którym ostatnio poznała się w okolicznym pubie. Żal byłoby nie wykorzystać okazji, tym bardziej, że z dziewczyny i tak nie ma póki co pożytku. Przecież obie mogą korzystać z uroków Pokątnej!
Młoda dziewczyna w swym zachwycie zaczęła oddalać się coraz bardziej, skoro ciotka i tak ją olała, można to wykorzystać. Po jakimś czasie, jednak się zapędziła, dotarła bowiem do jakiejś dziwnej ulicy. Już nie tak kolorowej i tętniącej życiem, a ponurej i emanującej bólem oraz złem. Zaczęła się wycofywać, jednak idąc tyłem natknęła się na przeszkodę. Tą przeszkodą, okazał się przystojny blondyn, któremu jednak nie patrzyło dobrze z oczu.
- A kto to się zgubił w tych jakże niebezpiecznych rewirach? - zakpił wpatrując się w wyraźnie zagubioną dziewczynę. Spodobała mu się z tymi swoimi gęstymi czarnymi włosami, niesamowicie błękitnymi oczami oraz pewnym zacięciem malującym się na twarzy, pomimo nie najlepszej dla niej sytuacji. Zaciekawiła go, tym bardziej, że nie wyglądała na pierwszaka, a mimo to jej nie kojarzył, mimo swej pamięci do twarzy.
- Skoro już musisz wiedzieć, jestem Laura, a teraz czy mógłbyś z łaski swojej mnie przepuścić?- zapytała starając się ukryć drżenie w głosie. Kto to jest? Poza tym, że na pewno nie jej przypuszczalny przyjaciel ze szkoły, co to to nie. Nie podobało się jej, jego zimne spojrzenie oraz taki sam chłód w głosie.
- Draco. - przedstawił się ignorując całkowicie resztę zdania. - Oprowadzić cię?
- Raczej przepuścić. Ta okolica ewidentnie mnie nie przekonuje. - odparła próbując go wyminąć, jednak nie było to takie łatwe. Złapał ją za ramię.
- To nieuprzejme z twoje strony. Nie chcesz chyba, żeby coś ci się stało? - zapytał, jednak brzmiało to bardziej jak groźba. 
- Och mój wybawco, jakiś ty łaskawy! Mimo to, sama znajdę drogę. - odparła wyniośle, jednak to tylko rozwścieczyło chłopaka który zaczął sięgać do kieszeni. "W tej uliczce pełnej dziwnego elementu, nawet gdy coś mi się stanie, nikt nie zareaguje" kalkulowała swoje szanse Laura. Zaczęła szukać drogi ucieczki, jednak rzekomy Draco już wyjął różdżkę. 
- Nie tym tonem. - powiedział odchodząc i prawdopodobnie szukając w głowie jakiegoś zaklęcia które by ją co najmniej oszołomiło, jednak nie zdążył. Ktoś stojący tuż za nim był szybszy i skutecznie go ogłuszył. 
- Zawsze wiedziałem, że różdżka jest dla frajerów. - powiedział  rudowłosy wysoki chłopak do swojej wiernej kopii stojącej tuż za nim. Zaraz za nim nadbiegły trzy kolejne osoby. 
- Widzisz Fred, nasze gnojobomby sprawdzają się idealnie, a Malfoy był idealnym celem. Trzeba będzie to opatentować! - odparł mu bliźniak z uciechą. Chwilę później dobiegła pozostała trójka.
- Fred, George, tak nie można! Choć, muszę przyznać, skuteczne. - powiedziała nowo przybyła szatynka patrząc na bliźniaków z mieszaniną złości i uznania.- Nic ci nie jest? - zapytała zaaatakowanej przez blondyna dziewczyny. Ta po chwili otrzeźwiała i spojrzała na ferajnę która ją ocaliła, po chwili na Malfoya który po parunastu sekundach od wybuchu, pozbierał się i uciekł. Próbował im grozić, jednak wyglądało to jedynie komicznie. ("To było genialne!" krzyknął brunet z nowoprzybyłej trójki). Chwilę później oddalili się na bezpieczną odległość od nieciekawej okolicy.
- Ja... Tak, wszystko ze mną w porządku. Dziękuje wam! Kim w ogóle jesteście i co tu robicie? I co to było to czym go potraktowaliście? - ostatnie pytanie skierowała do rudowłosych bliźniaków.
- Po kolei - my jesteśmy Fred i George, nie kłopocz się z zapamiętywaniem który jest który, i tak zszedł by ci na to z rok. Tego małego karalucha, potraktowaliśmy naszym wynalazkiem, choć szczegółów może jeszcze nie będziemy podawać, trzeba jeszcze dopracować, za szybko wstał. - odpowiedzieli na przemian. Laura od razu poczuła do nich sympatię. A może mama jednak miała rację? 
- A co do nas - odezwał się tym razem niższy i chyba młodszy rudzielec który przybył chwilę później. - To w zasadzie my sprawiliśmy, że wszyscy tu jesteśmy, jakkolwiek dobrze wyszło. - odpowiedział enigmatycznie, czerwieniąc się przy tym.
- Ron, wypadałby się przedstawić, nie uważasz?- strofowała szatynka. - Ja jestem Hermiona Granger, ten bez manier to Ron Weasley a...
- Wiem kim jesteś. - przerwała Laura przyglądając się szatynowi i cienkiej bliźnie na jego czole. Nie widziała go na żywo, ale baardzo dużo o nim słyszała. Oraz czytała. - Ty jesteś Harry Potter. Chłopiec spojrzał na nią z zaskoczeniem, choć z drugiej strony co się dziwić, skoro znają go wszyscy czarodzieje w Anglii i pewnie nie tylko..
- No i widzisz George? Co z tego, że to my jesteśmy bohaterami, pojawia się ta trójka i nikt inny się nie liczy. - powiedział ironicznie Fred.
- Przepraszam, to nie tak. Bardzo wam dziękuje! Po prostu próbuję sobie wszystko poukładać. I zapamiętać. Myślę, że to mimo wszystko bardzo dobry początek mojej przygody z Hogwartem. Bo wszyscy jesteście uczniami, prawda? - zapytała. 
- A kim ty właściwie jesteś? - zapytał Harry. Był ciekaw jej historii, tym bardziej, że wynikało z tego, że tak jak on dwa lata temu, spacer po Pokątnej Laura zaczęła niefortunnie od spotkania z Malfoyem.
- Przepraszam, to ja powinnam była się przedstawić pierwsza. Jestem Laura Beltza. Od tego roku będę z wami w Hogwarcie. Przeniosłam się ze Stanów i.. No cóż, najpierw zgubiłam ciotkę, potem wpadłam na tego typka, chyba będę potrzebować przewodnika. - zakończyła z uśmiechem zakłopotania. 
- Łoo, byłaś w Stanach? Uczyłaś się tam? Jak tam jest? - zaatakował ją pytaniami Ron. 
- Daj jej nabrać oddechu. Może wpadniemy na chwilę do kawiarni "pod Mandragorą"? Tam Laura nam może opowiedzieć swoją historię. - zaproponowała Hermiona wskazując na szyld obok.
- Dobra myśl. - odrzekła Laura siadając przy jednym ze stolików. - A odpowiadając na pytania: mieszkałam tam od siódmego roku życia. Uczyłam się w Ilvermorny. To dobra szkoła, choć jestem ciekawa porównania z Hogwartem. - odpowiedziała po krótce. Dużo bardziej interesowało ją więcej informacji o nowych znajomych. Zwłaszcza, o Harrym. Jednak postanowiła dowiedzieć się później. Miała nadzieję, że te znajomości nie okażą się zbyt krótkie.
-  Jakie przedmioty lubisz najbardziej? - zapytała Hermiona. Bliźniaki ulotnili się upolowawszy nowy cel swoich eksperymentów ("Pani wybaczy. Interesy. Później natomiast chętnie usłyszymy o nowościach zza oceanu." - rzekł do Laury jeden z nich z udawaną powagą), zostali więc we czwórkę.
- Chyba zaklęcia. I zielarstwo. - jestem ciekawa jak to wszystko wygląda u was!
- A były tam domy? - zapytał Ron.
-Tak. Są tam cztery domy, Rogaty Wąż, Pukwudgie, Gromoptak i Wampus.
- Dziwne nazwy. Który jest najlepszy?
- Chyba nie ma takiego podziału. Każdy ceni inne cechy i jest przypisywany innej dziedzinie. Ja byłam w domu Gromoptaka który miał być przedstawieniem duszy i jego przedstawiciele często pakowali się w różne kłopoty, przez żądze przygód. Chyba dziś to się sprawdziło. - odpowiedziała z uśmiechem. Po kilku kolejnych pytaniach, Ron zreflektował się, że warto by coś zamówić. 
- Powiedziałaś, że zaginęła ci ciotka. - zaczął Harry. - A przyjechałaś tu tylko z nią? - pytanie było dość szerokie. Harry'ego od razu uderzył brak rodziców, którzy bądź co bądź zwykle towarzyszą nowym uczniom. Biorąc pod uwagę jego przeszłość, interesowało go to wyjątkowo mocno.
- Ze Stanów przyjechałam sama. Moja mama... Ma wiele wyjazdów z pracy. Ostatnio jeździ po całym świecie, uznała więc, że lepiej gdy zaopiekuje się mną jej siostra. Jak jednak widzicie, jej opieka jest dość mierna. -zakończyła z uśmiechem, choć przeczuwała kolejne pytanie.
- A twój tata?
- Tata... - nie musiała jednak kończyć, bo z opresji wybawił ją Ron, prowadząc za sobą ciotkę, która udawała niesamowite zaniepokojenie, choć Laura mogła się założyć, że cały ten czas siedziała tutaj, flirtując z kimś.
- Laura, dziecko drogie, gdzieś ty była! Szukałam cię wszędzie.. Dobrze, że trafiłam na tego młodzieńca, który mnie tu przyprowadził.- wskazała na Rona. Już, teatr się skończył, bowiem podczas swej przemowy ktoś znajomy mignął jej na horyzoncie. 
- Ważne, że się odnalazłyśmy. - powiedziała do niesłuchającej Elizabeth. - Czy możemy przełożyć na jutro resztę naszych historii? Musze dokończyć zakupy i spakować się do końca. Myślę, że w pociągu będzie wystarczająco dużo czasu, a ja będę bardzo wdzięczna za wprowadzenie. - powiedziała z prośbą w głosie.
- Oczywiście. Spotykamy się jutro na peronie 9 i 3/4 i będziemy twoimi najlepszymi przewodnikami. - powiedziała Hermiona. W oczach pozostałej trójki widziała aprobatę. Radość ją rozpierała. Wszystko może się udać. Może mama naprawdę miała rację? 

Prolog


Dwie kobiety patrzyły na siebie targane emocjami. Starsza z nich martwiła się o młodszą, nie wiedziała w jaki sposób przekazać informacje. Nie wiedziała także, jak wszystko się dalej potoczy, czy wszystko się uda? Młodsza zaś, nie do końca rozumiała co zaraz ma nastąpić, przeczuwała jednak, że to będzie spora zmiana w ich, i tak już niepoukładanym życiu. Czuła, że zaraz dowie się gdzie tym razem je wywieje. Nie myliła się, chociaż połowicznie.

- Jesteś pewna? Przecież mogę tu zostać. Dam sobie radę gdy ciebie nie będzie, przerabiałyśmy już to!-  wykrzyknęła usłyszawszy rewelacje.

- Wiem kochanie. I nie wątpię, że poradziłabyś sobie. Jednak także tutaj, zaczyna robić się niebezpiecznie. Ich macki sięgają za daleko... Pojedziesz do ciotki Elizabeth. Ona się tobą zajmie. Przecież macie dobry kontakt, prawie jakbyś miała starszą siostrę. - powiedziała przy czym pozwoliła sobie na uśmiech, choć wiedziała, że to i tak na niewiele się zda -Poza tym, zawsze mnie pytałaś o moją przeszłość, o młodość, o Hogwart, Anglię, nie chcesz tego sama zobaczyć?

- Oczywiście, że chcę. Ale chciałabym poznawać to razem z tobą! - krzyknęła dziewczyna, choć wiedziała, że sprawa jest już przesądzona. Pojedzie do ciotki która w istocie, mentalnie zbliżona była do nastolatki aniżeli do dorosłej,odpowiedzialnej czarownicy. Owszem, lubiła ją,nawet bardzo, ale na litość boską, ona miała się nią zająć i wprowadzić w całkowicie nowy świat! W obcym kraju, w nowej szkole, w całkowicie nowym świecie!
- Gdy tylko będę mogła, wrócę. I gdy tylko będziesz mnie potrzebować, wrócę. Przecież masz Leię, możesz przesłać nią wiadomość, sowy są mądre, zawsze znajdą adresata. A ja zawsze znajdę ciebie, zawsze. A jak już wrócę, tak na dobre, to mam nadzieję, że już zawsze będziemy razem. We trójkę. - powiedziała. Młodsza z nich westchnęła. Z jednej strony za nic nie chciała puścić matki na tę wyprawę, choć wiedziała, że jakakolwiek dyskusja mija się z celem. Gdy Gabrielle coś postanowi, nic nie stanie jej na drodze. Druga sprawa, to ostatnie zdanie, w którym pokładała tak duże nadzieje...

- Wierzysz w to? To wszystko może się udać? - zapytała z nadzieją ale i z powątpiewaniem.

- Tak. Obiecuję ci to.

- Dobrze... A więc kiedy wyjeżdżam? - zapytała zrezygnowana.

- Pojutrze. A za tydzień będziesz już w Hogwarcie. Ciotka wszystko wie. Załatwiłam już też wszystkie formalności z dyrektorem, wiesz, że dobrze z nim zawsze żyłam. I jestem przekonana, że odnajdziesz tam wszystko o czym słuchałaś ode mnie przez lata. I niesamowitych nauczycieli i najlepszych przyjaciół. - powiedziała z pewnością w głosie.

- Na pewno nie takich jak ty miałaś...

- To się okaże. - powiedziała z błyskiem w oku.

- Co masz na myśli? - zapytała zaskoczona córka.

- Zobaczysz. Nie chcę uprzedzać faktów.

-Mamo! - fuknęła z pretensją w głosie. - Mogłabyś czasem zdradzić coś ze swoich wizji! Tym bardziej, jeśli to dotyczy mnie.

- Dobrze wiesz, że przepowiednie niekoniecznie się sprawdzają. Zwłaszcza, jak człowiek pokłada w nich zbyt duże nadzieje.  - powiedziała tajemniczo. Istotnie, nie chciała nic zdradzać, jednak jej przeczucia zazwyczaj się sprawdzały, Zwłaszcza, te pozytywne.

- No niech ci będzie... Ale jak nie to, to opowiadaj mi jeszcze raz o Hogwarcie. Muszę się tam odnaleźć! A skoro to nastąpi tak szybko, proszę o przyspieszony kurs i wspomnienia.-powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.

- Dobrze, niech więc będzie, że najbliższe wieczory poświęcimy na wspomnienia i dobre rady. Ale później już sam optymizm, tak?

- Obiecuję. - odparła niewinnie. Starała się wciąż uśmiechać, jednak miała ogromne obawy przed tym co ją czeka.