poniedziałek, 20 kwietnia 2020

9. Magiczny Pokój

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że przegraliśmy. I to przeze mnie! - wyrzucał sobie cały czas Harry, leżąc w Skrzydle Szpitalnym  po tym jak reszta drużyny i jego przyjaciele opowiedzieli mu o ataku dementorów.
- Nie tylko na ciebie tak paskudnie wpływają te oślizgłe istoty. Dojdź do siebie, a zaczniemy te zajęcia, nawet jeśli to będzie tylko moja nauka patronusa i nawet jeśli będziemy musieli uczyć się w Pokoju Wspólnym.  - uspokajała Laura, choć wolałaby to lepiej zorganizować.
- Harry, w następnym meczu wszystko nadrobicie! - mówiła gorliwie Ginny siedząca cały czas przy łóżku Harry'ego. Laura uśmiechnęła się do siebie, Ginny to był jeden z nielicznych plusów całego tego wydarzenia. 
- A co do naszego miejsca spotkań, to Harry, czy pamiętasz ten pokój w którym ostatnio rozmawialiśmy? - przypomniała sobie dziewczyna. Rudowłosa spojrzała na nią uważnie licząc, że dowie się o jakim miejscu i rozmowie mowa. 
- No... Tak. Taki mały pokój. To było gdzieś przed Wieżą Zachodnią. - przypomniał sobie Harry. Weasley jeszcze bardziej chciała zorientować się w sytuacji pomiędzy tym dwojgiem.
- A gdyby tam zrobić te spotkania? Nie wiem w ogóle, ile osób byłoby zainteresowanych ale tak w małej grupie coś by się dało, no i to nie jest klasa.
- Możemy tam pójść... - powiedział Harry i spuścił nogi z łóżka z zamiarem ruszenia w poszukiwaniu dziwnego pokoju.
- Prrr szalony. Ty tu leż i wracaj do zdrowia, ja pójdę poszukać. - powiedziała spokojnie Laura, gestem jednak zatrzymując chłopaka w łóżku. Nie chciała przyznać, jednak ktoś by się przydał do szukania sali, orientacja w terenie nigdy nie była jej silną stroną i potrafiła się zgubić niemal wszędzie. W tym momencie w odwiedziny do Harry'ego przyszedł Ron z Hermioną. 
- To ja pójdę z tobą, pomogę szukać. - zaproponowała nagle Ginny.
- Czego? - zainteresował się Ron.
- Jak znajdę to ci powiem. - rzuciła na pożegnanie Laura i wyszły ze skrzydła. Dziewczyna czuła, że ten spacer nie jest całkiem niewinny.
- To... Za czym się rozglądamy? - zapytała młodsza dziewczyna.
- Tak jak Harry opisywał, to musi być gdzieś w korytarzu prowadzącym do Wieży Zachodniej. To było chyba po lewej stronie... Choć może być i po prawej, mój mózg często zapamiętuje wszystko na opak. - przyznała - Ale to na pewno był drzwi z jakiegoś innego drewna niż te szkolne. No a w środku były kanapy i biurko, jakby je zestawić byłoby miejsca trochę i  te zajęcia chociaż w trzy, cztery osoby dałoby się zrobić. - mówiła cały czas.
- A jak tam trafiliście? I co to za tajemnicza rozmowa? - pytała niby mimochodem Ginny, jednak głos jej drżał.
- Przypadkiem tam trafiliśmy, dlatego właśnie nie wiem gdzie to będzie... Co do rozmowy, to lepiej by było, gdybyś sama porozmawiała z Harrym.Chodzi o to, że nie wiem czy chce się dzielić tymi informacjami, dlatego pogadaj z nim. Ja byłam tylko posłańcem. - dodała uspokajająco. Ginny wciąż patrzyła na nią podejrzliwie. - Nie poluję na Harry'ego, nie bój się. W końcu on sam uznał mnie za siostrę pierwszego dnia szkoły a kazirodztwa nie uznaję. - zaśmiała się.  Ginny w końcu odpuściła.
- To na kogo polujesz? - zapytała nagle, gdy zaczęły zbliżać się do istotnego w ich poszukiwaniach korytarza.
- A... To jeszcze ciężko powiedzieć. - ucięła z uśmiechem Gryfonka. Ginny uniosła jedną brew.
- To ilu masz na oku?
- Jeszcze ciężko mi zdecydować. Ale mogę cię zapewnić, że nie będziemy konkurować. To powinno być gdzieś tu. - dodała orientując się mniej więcej w sytuacji. Przeszły korytarz trzy razy, otwierając nawet niektóre drzwi które choć trochę odbiegały od reszty, jednak żadne z nich nie kryły magicznego pokoju.
- Nie rozumiem, to musi gdzieś tu być! - powiedziała poirytowana przyspieszając i łapiąc za różne klamki, jednak bezskutecznie.
- To na pewno był ten korytarz? - upewniła się młodsza Gryfonka.
- Korytarz na pewno ten. I powiedziałabym, że ten pokój był tutaj, ale tu nic nie ma, nawet klasy! - powiedziała wskazując puste miejsce na ścianie. - Nic nie rozumiem... - powiedziała poddając się i kierując w przeciwnym kierunku. Ginny szła z nią. Zrobiły obchód połowy zamku, jednak nic z tego, pokoju nie było.
- Jakim cudem, on wyparował? - zadała jeszcze raz pytanie, gdy w końcu opadły zmęczone na jedną z ławek, już o okolicy ostatniego piętra kolejnej z wież. W tym momencie podeszła do nich oryginalnie ubrana blondynka. We włosy wplecione miała kwiaty, koraliki,spinki w kształcie marchewek, w uszach kolczyki w kształcie rzodkiewek. Ubrana była bardzo kolorowo, do sukienki w pięciu kolorach dobrała zieloną kurtkę, oraz czerwone trampki, jednak wszystko w jakiś dziwny sposób do siebie pasowało. Dosiadła się do nich, przywitała krótko z Ginny i obserwowała monolog Laury. 
-... pokój poszedł sobie na inne piętro? - zakończyła poirytowana.
- Pokoje nie chodzą. - odezwała się nowo przybyła blondynka. Laura spojrzała na nią w roztargnieniu.
- Kim jesteś?
- Luna Lovegood. A pokoje naprawdę nie chodzą. Ale jest taki jeden, który może pojawiać się w różnych miejscach. - dodała nie zadając sobie trudu o pytanie o imię nowej znajomej. 
- Co masz na myśli? - zapytała zaintrygowana Gryfonka.
- Jest taki jeden pokój, który możesz przywołać kiedy jest ci bardzo potrzebny. Nie ma przypisanego miejsca w którym się znajduje, po prostu pojawia się, gdy czegoś bardzo chcesz i się dostosowuje do twoich potrzeb. Ja na przykład musiałam kiedyś schować swoje rzeczy pierwsza, nim zrobi to ktoś inny, przez co wyglądało to jak wielka szafa, kiedy indziej była to łazienka. - odpowiedziała rzeczowo blondynka.
- Czyli to dlatego nie mogłam go znaleźć! Wtedy potrzebowaliśmy miejsca do swobodnej rozmowy więc się pojawił, a dziś myślałam tylko jak znaleźć ten pokój ale nie do czego... Dobrze rozumiem? - zapytała ocknąwszy się ze swoich przemyśleń. Luna pokiwała głową. - Można więc sprawić, że pokój będzie większy niż ostatnio, czy wymiary ma stałe?
- Zwykle miał parę metrów, ale możliwe, że da się to zwiększyć. A jak duże pomieszczenie jest ci potrzebne? - zapytała.
-Załóżmy takie, które pomieści z dziesięć osób które będą miały swobodę ruchów oraz trochę miejsca, tak jak na walkę z przeciwnikiem.
-Sprawdzimy więc czy da się zrobić. - odparła blondynka i podeszła do kawałka pustej ściany. Obie Gryfonki ruszyły za nią. Luna rozejrzała się po korytarzu sprawdzając czy czasem ktoś ich nie podgląda i przeszła obok ściany trzy razy. Chwilę później na murze pojawiły się drzwi. Gdy je otworzyły ukazała im się obszerna sala, wielkości połowy Wielkiej Sali. Przypominała trochę mugolską salę gimnastyczną z podziałem na podłodze oddzielającym od siebie kilka stanowisk. 
- Genialnie! Tu można wszystko! Jak doda się jeszcze kilka elementów, na przykład taką szafę z boginem, może profesor Lupin by nam pomógł, albo jakichś sztucznych przeciwników, no takie modele... - nie dokończyła zdania, a na końcu każdego stanowiska pojawiła się drewniana postać. - To można tak na bieżąco zmieniać? Luna, uwielbiam cię! - Laura zaczęła cieszyć się jak dziecko, przytuliła Lunę i obróciła się w miejscu.
- Czyli spełniliśmy warunki Lupina i Snape'a. Teraz zostaje zorganizować grupę.- mówiła z zapałem. Ginny i Luna przyglądały się jej ciekawie, takiej radości jeszcze u niej nie widziały.
- Luno, może też chcesz dołączyć? - zapytała otrząsając się na chwilę ze swoich planów.
- Dołączyć do czego?
- Będziemy uczyć się zaklęć. Takich ponadprogramowych. Chcę zacząć od patronusa, obrony przed dementorami, żeby nie powtarzała się sytuacja z ostatniego meczu. - wyjaśniła Ginny która już wcześniej słyszała plan Laury.
- To coś, co może je przegonić czy zlikwidować? - zapytała.
- Raczej to pierwsze, ale pełen patronus może odgonić je w pełni skutecznie. Nie wiem nawet, czy da się je w ogóle zabić... Może przesadną radością? Tak czy inaczej, zaraz idę do Lupina, a potem robimy zapisy. Luna, jesteś wielka! - powiedziała wybiegając z sali, miała już pełen plan. W końcu zrobi coś dobrego dla tej szkoły!

Wieść o nowych zajęciach rozeszła się szybko po Pokoju Wspólnym Gryfonów, jednak nikt nie znał jeszcze szczegółów. Laura w ekspresowym tempie załatwiła sprawę z profesorem Lupinem który mimo początkowego zaskoczenia, zgodził się na poprowadzenie paru lekcji z nadprogramowych zajęć obronnych. Powiedział jednak, że zajęcia zaczną się po przerwie świątecznej, gdy dojdzie do siebie. Było to dla Laury zaskoczeniem, bo wyglądał całkiem zdrowo, jednak nie sprzeciwiała się, musiała jeszcze przecież zebrać listę chętnych uczniów. Postanowiła zająć się tym podczas najbliższego wyjścia do Hogsmeade. 
- Czyli udało ci się dopiąć swego i zajęcia się odbędą. Gratulacje! - odezwał się Fred podchodząc do Laury, która przypinała do tablicy ogłoszeń informację o spotkaniu w sprawie zajęć.
- Czy mapa się przydała? - zapytał George.
- Ogólnie rzecz biorąc bardzo! Jednak jeśli chodzi o nasze miejsce spotkań, to dziwna sprawa, tego pokoju na mapie zwyczajnie nie ma... - powiedziała dzieląc się swoimi spostrzeżeniami. Bliźniacy wymienili się zdziwionymi spojrzeniami.
- Jak to nie ma? W szkole jest jakieś pomieszczenie, które nie jest zaznaczone?
- W zasadzie to nie jedyne. A podziemia i komnata Slytherina? Też jej nie było. - rzekł Fred.
- Nie wiem o czym mówicie, ale wychodzi na to, że nawet dla mapy Pokój Życzeń jest zagadką. To chyba dobrze, w sensie nikt nas nie znajdzie? - spytała Laura. 
- Jak opowiesz nam jak ona działa, to spróbujemy to rozgryźć. - obiecał George. Laura podzieliła się z bliźniakami informacjami które znała. U obu dostrzegła błysk w oku co tylko upewniło ją w tym, że na pewno zrobią co mogą, by sprawdzić różne warianty i zabezpieczenia.
- Sprawdzimy więc, a teraz wybacz, mamy pewną misję. No i do zobaczenia w Hogsmeade. - rzucił Fred po czym szybko wyszli. Z jakiegoś powodu czuła, że to ma jakiś związek z nią albo pokojem.

Nim doszło do spotkania w Hogsemade, czekał ich ostatni dzień szkolnego tygodnia. Gdy wszyscy weszli do klasy obrony przed czarną magią, większość zorientowała się, że coś jest nie tak. Wszystkie okna zostały pozasłaniane, a zamiast profesora Lupina, za katedrą stał nie kto inny jak Snape. Chwilę pokręcił się po klasie i przejrzał notatki niektórych uczniów mamrocząc pod nosem komentarze.
... czerwone kapturki, przecież to powinno być w pierwszej klasie. Wodniki a nie zwodniki imbecylu! Demon wodny żywiący się ludzką krwią... I to tyle? Przecież to wie każdy. Czy tylko ty nie umiesz zapisywać, czy Lupin naprawdę w żaden sposób nie umie przekazać wam tej wiedzy? - warknął rzucając notatki na stół ucznia i udając się z powrotem na swoje miejsce.
- Skoro już wszyscy się pojawili, swoją drogą odejmuję pięć punktów za spóźnienia. - mruknął wskazując na Harry'ego i Hermionę którzy siadali na swoich miejscach. -Otwieramy książki na stronie dwieście trzydzieści cztery. Zaczniemy dział zajmujący się wilkołakami. Czy ktoś może mi powiedzieć, czym wyróżnia się wilkołak? - zapytał a na sali zapadła cisza. Ręka Hermiony oczywiście powędrowała w górę, jednak Snape całkowicie ją zignorował. Odezwał się za to Harry.
- Gdzie jest profesor Lupin?
- Cóż za niespodziewana troska Potter. Wasz profesor - powiedział akcentując ostatnie słowo i wymawiając je ironicznie - nie czuje się na siłach by prowadzić dzisiejsze lekcje, dlatego zgodziłem się na zastępstwo.
- Mówił, że musi dojść do siebie, jakby to przewidział! - powiedziała szeptem Laura.
- Kolejne pięć punktów powinno was w końcu przywołać do porządku i może obudzić te nędzne resztki szarych komórek. Naprawdę nikt z was nie wie, czym charakteryzuje się wilkołak? Czym się zajmujecie przez cały czas?
- Wilkołaki miały być dopiero w drugim semestrze. Ale ja trochę czytałam. Wilkołak to człowiek który został ugryziony przez innego wilkołaka przez co co miesiąc w okresie pełni zmienia się w niebezpieczne zwierzę, które wówczas całkowicie pozbawione jest moralności, nawet jeśli jako człowiek bardzo tych zasad przestrzega. - powiedziała Hermiona, jednak Snape całkowicie ją zignorował.
- Nikt? To może chociaż ktoś wie, czym różni się wilkołak od animaga? - zapytał.
- Animag zmienia się w wybrane przez siebie zwierzę, oraz robi to wtedy, kiedy chce, wilkołak nie ma wyboru, zawsze przemienia się w czasie pełni. Nie może też komunikować się wtedy z innymi ludźmi, a jedynie z innym wilkołakiem. - odezwała się jeszcze raz Hermiona.
- Już drugi raz odzywasz się niepytana Granger, Gryffindor traci kolejne pięć punktów - powiedział z satysfakcją Snape. - A teraz, póki jeszcze coś do was dociera, zanotujcie swoją pracę domową. Wypracowanie na dwie rolki pergaminu  o tym czym wyróżnia się wilkołak, najważniejsze cechy oraz przedstawiciele. Na poniedziałek. - po sali rozszedł się jęk zawodu. - A teraz zacznijcie czytać, żebyście cokolwiek stąd wynieśli.
-  Gdy z nim rozmawiałam, mówił, że zaczniemy zajęcia po świętach, a przecież to było niespełna tydzień temu! A święta za niecały tydzień. Skąd mógł już wiedzieć, że będzie chory? - szeptała Laura.
- Może był u Trelawney. - zakpił Harry choć też niepokoił się o Lupina.
- Mówię poważnie. O czym można wiedzieć wcześniej?
- To się wyjaśni, prędziej czy później. Póki co proponuję wrócić do czytania. - powiedziała szybko Hermiona wskazując na Snape'a który ich obserwował. Hermiona miała już swoją teorię...

środa, 15 kwietnia 2020

8. Jedna zagadka mniej

Poruszenie na sali trwało dobry kwadrans. Przez ten czas, Filch cały czas z zapałem opowiadał o czymś dyrektorowi. Cała sala miała już tysiące podejrzeń, ostatecznie wiele z nich miało się potwierdzić. Dyrektor zarządził ciszę i kazał wszystkim zostać w Wielkiej Sali dodając że tutaj jest najbezpieczniej, sam natomiast  wraz z profesor McGonagall  i Filchem wyszedł dowiedzieć się więcej.
- Jak myślicie, może to znów górski troll? - rzucił Ron.
- Albo dementorzy postanowili zwiedzić zamek. - mruknął Neville.
- No gdzie tam. Skąd teraz troll, dementorzy raczej też nie odważą się przekroczyć progu szkoły. To na pewno Syriusz Black! - odrzekł z pewnością Seamus. Wiele osób pokiwało głowami, mieli podobne przeczucia. Laura rozejrzała się po sali - większość obawiała się tego samego. Nikt nie wiedział jednak na pewno. Nikt poza nią. Sięgnęła głęboko do swojej torby i jeszcze raz stuknęła w mapę, tak by nikt inny tego nie zobaczył. Szybko zaczęła przeglądać każdy fragment - nie, już go nie ma, zdążył uciec. Dlaczego się tu pojawił? Jak udało mu się umknąć dementorom oraz wszelkim zabezpieczeniem zamku? Kolejne pytania mnożyły się w jej głowie.
- Co jest? - zapytał Harry przyglądając się dziewczynie do połowy zanurzonej w torbie.
- Zdawało mi się coś... Poczekajmy jednak na Dumbledore'a. - powiedziała krótko nie wiedząc jak wybrnąć.
- Widziałaś coś na mapie,prawda? - ponowił pytanie. W tym momencie do sali wkroczył Dumbledore, chwilę porozmawiał z nauczycielami, część z nich wyszła z Wielkiej Sali, później poprosił o chwilę ciszy.
- Moi drodzy, pan Filch jak już zdążył was ostrzec, że zdarzyło się coś złego, dodam więc tylko, że rzeczywiście do zamku dostał się ktoś, kto nie powinien tu nigdy więcej trafić. W tej chwili zamek jest przeszukiwany, a każdy z domów, wraca do Pokoju Wspólnego pod nadzorem opiekuna domów i prefektów. Wszyscy, poza uczniami Gryffindoru. Ale tak ja już mówiłem, nie ma powodu do obaw, od jutra wszystko wraca do normy. - znów rozbrzmiały się szepty, przerywane pospiesznym odsuwaniem ławek. Jak refren w rozmowach non stop przewijało się jedno nazwisko - Black. Pojawiły się także dyskusje na temat tego, dlaczego akurat Gryfoni mają zostać i dlaczego Black wybrał ich za cel. Dyrektor nie powiedział tego wprost, jednak każdy już wiedział o kim mowa. Kto inny byłby w stanie uciec z świetnie pilnowanego Azkabanu i dotrzeć niepostrzeżenie aż tu, do zamku który jest chroniony tysiącem zaklęć i czarów? Gdy wszyscy uczniowie poza Gryfonami opuściła salę, dyrektor  jednym machnięciem różdżki odsunął wszystkie ławki a na ich miejscu pojawiły się grube śpiwory. Laura z Harrym, Ronem i Hermioną złapali swoje śpiwory i poszli w najdalszy kąt sali.
- Czego on mógł tu szukać? - zaczęła Hermiona.
- Z tego co mówił twój ojciec Ron, możliwe że mnie. - odpowiedział cicho Harry.
- Dlaczego ciebie? - próbowała się zorientować Laura. 
- Istnieje opcja, że po tym jak raz nie udało mu się mnie zabić, teraz po ucieczce spróbuje raz jeszcze.
- Skąd w ogóle ten pomysł? Nic z tego nie rozumiem...
- Ale to jego widziałaś na mapie, tak? - spytał. Kiwnęła głową. - Gdzie był?
- Widziałaś go?! - prawie krzyknął Ron.
- Tak, przy jednym z tajnych wyjść. Ale jak zajrzałam chwilę później, już go nie było, więc nic wam nie mówiłam, bo liczyłam, że coś się wyjaśni. Ale jeszcze bardziej nic nie wiem...
- Nie tylko ty. Ale w przemianę śmierciożerców specjalnie nie wierzę. - dodał cicho Harry.
- Śmiercio...co?! - podniosła głos dziewczyna.
- No wiesz, poplecznicy Sama-Wiesz-Kogo. - wyjaśnił Ron.
- Wiem co to znaczy. Ale, nawet jeśli by nim był - zaczęła już spokojniejszym tonem, natomiast samo teoretyzowanie na ten temat i wzięcie pod uwagę niewinności Blacka zaniepokoiło przyjaciół - to dlaczego miałby cię ścigać?
- Przepraszam, ale wątpisz w to?! - fuknął Harry.
- Nic nie biorę za pewnik. Wam też to radzę. Wasze Ministerstwo każdemu próbowało przypisać jeden motyw i pracę dla tego typa. - powiedziała z urazą która jeszcze bardziej zszokowała przyjaciół.
- Nasze Ministerstwo? To ciebie to nie dotyczy? - zapytał ze złością Ron.
- Nie o to chodzi. Przecież tutaj się urodziłam, ale przypominam, że przez lata mieszkałam w Stanach i tamtejszy Magiczny Kongres nie ukrywał wszystkiego jak tutejsza władza. Nie wrzucał też wszystkich do jednego worka. Żebyście dobrze mnie zrozumieli - nikogo tu nie bronię, mówię tylko o tym, jak wiele rzeczy tu nie działa. - podsumowała Laura.
- Tu akurat masz rację. Knot mnóstwo rzeczy stara się zamieść pod dywan. - zgodziła się Hermiona. - Ale cały czas nie wiem jak to się ma do Blacka?
- Z tego co się orientuję, nie ma wielu dowodów, a i świadkowie to mugole którzy nie poznawszy naszych zdolności, mogli coś źle zinterpretować. Tak samo, jak osoby które przesłuchiwały świadków mogły nie być bezstronne. Tak wiele rzeczy tu nie jest jasne... Nie tylko w tej sprawie zresztą. Widziałam mnóstwo akt. Nie patrzcie tak- dodała gdy zobaczyła trzy pary zaskoczonych oczu - już chyba wszyscy wiedzą, czym zajmuje się moja mama? Badała wiele spraw. Tak, tych rozgrywających się w Wielkiej Brytanii także, często wysyłają ją także tutaj, bo zna to środowisko. Jeśli chcecie, zajrzyjcie do waszej prasy i poszukajcie czegokolwiek o sprawie Wetella czy Jamesa Greenlanda. Jestem pewna, że albo nie będzie słowa wzmianki albo jasno zostali skazani. A nie tak było - na tym zakończyła swój wywód, bo po Wielkiej Sali zaczęli chodzić nauczyciele uciszając ostatnie rozmowy. 
- Czyli... Twoja mama bada także sprawę Blacka? - zapytał szeptem Harry.
- Tak, zajmuje się aktualnie czterema sprawami. I nic tu się kupy nie trzyma. Są same poszlaki i dziwne nieskładne zeznania. Ministerstwo uznało, że te zeznania dają im dowód. Ale dowodu jako takiego nie było. To samo w przypadku tych dwóch o których wspomniałam. Wszystko jest mętne. Najlepiej idzie jej sprawa Rodrigezów, ale i tu nie wszystko ma sens.
- Więc jeśli jest niewinny, to po co miałby tu przyłazić? - trwał przy swoim Ron ignorując resztę zdania.
- Na to nie znam jeszcze odpowiedzi. Ale napiszę jutro do mamy. Może czegoś się dowiemy. - powiedziała przykładając głowę do poduszki. Dość szybko zasnęła, a w nocy śniły się same koszmary. Gdy tylko się obudziła, poszła do sowiarni. Czego Syriusz Black szukał w Hogwarcie?

                                                                        ***
Następne dni minęły dość szybko, w tym samym czasie uczniowie wymyślali coraz to nowe teorie odnoszące się do Nocy Duchów. Pod koniec tygodnia, temat właściwie zanikł, teraz rozmawiało się prawie wyłącznie o meczu. Tym bardziej, że mecz okazał się mieć bardzo mocno zmieniony skład. 
- Jak on tak mógł? Zamorduję go! A przynajmniej połamię drugą rękę, żeby miał prawdziwy powód. - pomstował Wood, kapitan drużyny Gryffindoru. Mało kto widział go wcześniej w takim wzburzeniu, jednak mało kogo to zdziwiło - pierwszy raz się zdarzyło, by o zmianie przeciwnika dowiedzieć się dwa dni przed!
- Ten gnojek wszędzie sieje taki zamęt? - spytała Laura przysłuchując się dyskusji drużyny.
- Żebyś wiedziała. Wkupił się do nich miotłami od ojca a teraz jeszcze unika gry bo pogoda mu się nie podoba. - warknęła Katie Bell, była zdenerwowana jak reszta zespołu. 
- Jak zmienić strategię w tak krótkim czasie? Krukoni mają zupełnie inny styl. - kontynuował Wood. 
- Kto w ogóle zezwolił na tę zmianę? - spytała Laura.
- Oczywiście, że Snape. - włączył się Fred.
- Wierzę, że i na nich macie sposób. Przecież z tego co słyszałam,praktycznie zawsze wygrywacie. - próbowała ich podnieść na duchu.
- To miłe, ale to tak nie działa. Chyba, że Harry jakimś cudem w ciągu pierwszych dziesięciu minut złapie znicz. - powiedział Wood.
- Będę próbował. - mruknął Harry ale i on nie czuł się przekonany.  W tym momencie do okna podleciała sowa.
- To chyba twoja? - zauważył Harry.
- Pewnie to mama! - Laura szybko wpuściła sowę, odwiązała liścik, oddaliła się trochę od drużyny i zaczęła szybko czytać. - Ministerstwo robi wszystko żeby go złapać, bla bla bla, nikt nie wie jak się przedostał... - tu urwała przestając czytać na głos. Jej źrenice się rozszerzyły. W końcu poskładała kartkę i schowała do torby.
- Co jest, o czym nie mówisz? - zapytał Harry idąc za nią, chwilę później dołączył także Ron.
- Harry... Black jednak mógł rzeczywiście pojawić się tu z twojego powodu. - powiedziała cicho dziewczyna.
- No przecież mówiłem! - odezwał się triumfalnie Ron.
- No właśnie nic z tego co mówiłeś nie ma sensu. - odrzekła cierpko. Harry oczekiwał w milczeniu na wyjaśnienie, ale sekundy mijały a Laura zastanawiała się, jak wszystko mu wyjaśnić. 
- Może... Ja sobie to poskładam, wymyślę sposób żeby ci wszystko wyjaśnić, a ty w międzyczasie wygrasz dla nas mecz? - zapytała z nadzieją, choć wiedziała, to chłopak będzie żądał wiedzy teraz.
- Przestań. Co przede mną ukrywasz? - zapytał chłodno wpatrując się w smutne, błękitne oczy przyjaciółki.
- Może... Chociaż porozmawiamy sami. Nie żeby coś, ale nie wiem, czy Harry nie wolałby poznać tej wiedzy na osobności. - mówiła cały czas szukając sposobu wymigania się od rozmowy.
- Dobra. Chodźmy więc. - powiedział bez zastanowienie. Laura spojrzała na niego z zaskoczeniem i wyszli z pokoju wspólnego (chwilowo pilnowanego przez sir Cadogana, jedynego który odważył się zająć miejsce Grubej Damy po ataku na nią) i zaczęli iść korytarzem prowadzącym w stronę sowiarni. Przez większość drogi milczeli, w pewnym momencie Harry pchnął drzwi do jakiegoś pomieszczenia. Laura weszła za nim i z zaskoczeniem stwierdziła, że pokój jest idealny do rozmowy. Może akurat nie do tej, bo w tej kwestii idealnych warunków nie było, ale sala miała optymalną wielkość do spotkania w  kameralnym gronie. Na środku pokoju stał stolik otoczony dwoma kanapami a po lewej stronie stała szafka z czajnikiem, herbatą i kawą. Harry usiadł na jednej z kanap i patrzył na Laurę wyczekująco. Dziewczyna usiadła na skraju sofy.
- Harry... W pierwszej kolejności, chcę, byś wiedział, że i dla mnie to nowość, do dziś o tym nie wiedziałam. - zaczęła asekuracyjnym tonem. Harry machnął ręką na znak, że nie to go interesuje.
- Druga rzecz, chcę, byś wiedział, że jeśli to co dowiedziałam się jest prawdą,szczerze wątpię by Black próbował zrobić ci krzywdę.
- Czemu więc boisz się powiedzieć w końcu coś konkretnego?
- Bo... Och Boże. Harry, Syriusz Black to twój ojciec chrzestny. - powiedziała na jednym wydechu. Harry spojrzał na nią zdezorientowany. Najpierw padło kilka przekleństw przerywanymi słowem "co" a później parsknął niekontrolowanym śmiechem. 
- Ty tak na serio, czy po prostu dalej bawisz się, w obronę tego mordercy? - zapytał w końcu.
- Mówię poważnie. I nie chcę wracać do poprzedniej dyskusji. - odparła mając ochotę stąd uciec.
- Skąd twoja mama o tym wie?
- Może cię to zdziwi, ale podczas pracy nad rozwikłaniem jakiejś sprawy człowiek musi się dużo dowiedzieć, także o przeszłości podejrzanego. - Harry przyglądał jej się badawczo. - Oraz znała Blacka, jeszcze ze szkoły. Dość pytań na dziś! - powiedziała podnosząc rękę na znak stopu gdy zobaczyła, że Harry otwiera usta by dowiedzieć się więcej. Nie chciała dochodzić do informacji, jak mocno Syriusz przyjaźnił się z jego ojcem oraz dalszych konsekwencji tego wszystkiego. Postanowiła dawkować mu informacje, by nie wyciągał pochopnych wniosków. - Harry, tak jak obiecałam, powiedziałam ci to, co najważniejsze. Reszty, muszę się jeszcze dowiedzieć by nie wprowadzić cię w błąd. - powiedziała wstając i łapiąc za klamkę. 
- To w takim razie ostatnie pytanie. Czego tu szukał, skoro jak twierdzisz, nie próbuje mnie zabić?
- Pytasz o moje zdanie? Obstawiam, że odpowiedzi. - powiedziała wychodząc i dając przyjacielowi czas do przemyślenia nowych informacji.

                                                                   ***

Nadszedł dzień meczu. Pogoda była dokładnie w przeciwnym końcu skali od stopnia idealnej. Wiatr wyrywał parasole, które i tak niewiele dawały, bo deszcz zacinał z każdej strony. Mimo to, widownia była pełna. Wszyscy byli ciekawi wyniku, przy nieoczekiwanej zmianie grających drużyn. Trzy z domów patrzyły z nienawiścią na Ślizgonów, którzy nie ukrywali radości z wymigania się od gry w tę pogodę. Gdy mecz się rozpoczął, wiadomo już było, że nie będzie on łatwy dla żadnej ze stron. Gracze latali w ciemno, niewiele widząc. Nawet pomoc Hermiony, która znalazła zaklęcie odpychające krople deszczu od okularów i oczu na niewiele się zdało. Co prawda Gryfoni wygrywali przewagą dwudziestu punktów, ale to mogło się bardzo szybko zmienić. Po pół godziny trwania meczu, wszyscy zaczęli odczuwać jeszcze bardziej dotkliwe zimno i chłód, pojawiły się też okropne myśli. Większość wciąż obserwowała mecz, jednak nastroje pogarszały się z każdą sekundą. W jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy. Szukający Gryfonów przegrał walkę i puścił swoją miotłę i zaczął spadać, na szczęście pojawił się dyrektor który spowolnił upadek, szukająca Krukonów Cho Chang złapała znicz, reszta graczy zbiegła się by zobaczyć co z Harry. Minutę później okazało się, co spowodowało tę serię niefortunnych zdarzeń - na teren boiska napływały dziesiątki dementorów...


                                                             xxx

Wybaczcie za krótki rozdział, ale jak już było wspomniane, informacje trzeba dawkować ;) Dodatkowo chwilowo mam mniej czasu, ale obiecuję, że już wkrótce wyjawię więcej!

wtorek, 7 kwietnia 2020

7. Noc Duchów

Po kolejnych zajęciach eliksirów, tym razem bez wypróbowania wyników pracy na uczniach większość trzecioklasistów miała już wolne. Laura opadła zmęczona na fotel w pokoju wspólnym. Obok usiedli Harry i Ron. Tyle zdążyło się wydarzyć w tak krótkim czasie!
- Lauro - zaczął Harry. Nie mieli czasu, by porozmawiać o tym, co wydarzyło się na obronie przed czarną magią. - O czym rozmawiałaś z profesorem Lupinem? Czyżby o tych nowych zajęciach?
- Nie, przepraszam, całkowicie o tym zapomniałam. Rozmawialiśmy o... Moim boginie.
- No właśnie, kto to był? - zainteresował się Ron.
- Moja mama. - odparła krótko, obawiała się tej rozmowy. Tym bardziej w pokoju wspólnym, gdy większość Gryfonów była blisko, zatrzymana przez deszcz. Mimo panującego gwaru przeczuwała, że ktoś jeszcze może coś usłyszeć.
- A... Ta trumna obok? - zapytał Harry.
- To najgorszy los którego się obawiam jeśli chodzi o drugą najbliższą mi osobę. - szepnęła w odpowiedzi.
- Mówisz o swoim tacie? No właśnie, nigdy nic o nim nie wspominałaś. - dodał Ron.
- Nic nie mówiłam, bo od lat nie miałam z nim kontaktu. Nie wiem też, czy kiedykolwiek się zobaczymy, a boję się, że jedyne wieści o nim to będzie informacja o jego śmierci. Wybaczcie, ale ta rozmowa dziś jest ponad moje siły. - powiedziała kończąc temat. Harry i Ron zamilkli szukając szybko innego tematu.
- Może przejdziemy się do Hagrida? - zaproponował w końcu Ron.
- To dobry pomysł, dowiemy się może czegoś o nim i Harododziobie!
Przeszli więc przez dziurę pod portretem, po drodze spotykając Hermionę, która się do nich dołączyła. Gdy zapukali do drzwi chatki, Hagrid otworzył im, był jednak w fatalnym stanie. Widać było, że pił i to zdecydowanie za dużo.
- Wchodźcie dzieciaki. - powiedział pociągając nosem i siadając z powrotem przy stole i sięgając po dzban z winem.
- Może napijemy się razem herbaty? - zaproponowała uprzejmie Laura jednocześnie zabierając Hagridowi alkohol. Ten spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem a po chwili kiwnął głową. Hermiona w tym czasie sięgnęła po czajnik i nastawiła wodę.
- Hagridzie, co się dzieje? Wiadomo już coś?
- Chyba cię nie wyrzucili? - zapytał Ron.
- Nie. Wciąż jestem nauczycielem, tu uratował mnie Dumbledore ale Dziobek... - głos mu się załamał.- Jeśli czegoś nie wymyślę, skażą go na śmierć. Malfoy wszystkim nagadał jakie to niebezpieczne zwierzę i jak to mocno okaleczył jego synalka i jeśli nie wygram kolejnej sprawy to los Dziobka będzie przesądzony.- powiedział po czym głośno wydmuchał nos.
- Pomożemy ci. W bibliotece na pewno znajdziemy coś co pomoże w sprawie! - powiedziała pokrzepiająco Hermiona podając wszystkim parujące kubki.
- Dziękuje. - odrzekł Hagrid siąkając nosem. - Chociaż nie wiem, czy coś da się zrobić.
- Na pewno coś nam się uda wymyślić. Malfoy nie może wygrać! - powiedział żarliwie Ron waląc ręką w stół by wyrazić swoją pewność, jednocześnie wylewając część herbaty.
- No możliwe... Ale co wy tu w ogóle jeszcze robicie? Jest ciemno, niebezpiecznie. CZEMU SIĘ TU JESZCZE SZWĘDACIE?! IDZIEMY DO ZAMKU! - powiedział nagle w pełni trzeźwiejąc. Bez dalszej zbędnej dyskusji pomaszerowali za nauczycielem do zamku składając sobie postanowienie poszukiwań sposobu wyjścia z tej sytuacji.

                                                                     ***
Dni mijały, a pogoda za oknem stawała się coraz gorsza. Nie sprzyjało to pogodnej aurze w zamku, tym bardziej, że zbliżały się pierwsze rozgrywki w Quidichu. Gryffindor kontra Slytherin, przez co  relacje między mieszkańcami obu domów były jeszcze bardziej napięte. W tym czasie, czwórka głównych bohaterów, jeśli nie byli na zajęciach, nie odrabiali kolejnych prac domowych których z dnia na dzień przybywało, nie ćwiczyli do meczu( tu Harry) to szukali informacji które mogłyby pomóc Hagridowi w obronie Hardodzioba. Niepostrzeżenie zaczął się także zbliżać termin pierwszej wizyty w Hogsmede - miasteczku leżącym nieopodal Hogwartu, w którym można było kupić wszystko o czym tylko można było zamarzyć! - tak przynajmniej informowała broszura informacyjna przypięta do tablicy ogłoszeń w pokoju wspólnym Gryfonów. Prawie każdy uczeń od klasy trzeciej wzwyż czekał z niecierpliwością na trzydziestego pierwszego października, była to bowiem data nie tylko pierwszej wizyty w tym magicznym miasteczku ale także Noc Duchów która łączyła się z wspaniałą ucztą.
- Jeny, w końcu zobaczymy te niesamowite miejsca o których opowiadali mi bracia! - mówił z przejęciem Ron. - kupię może jeszcze coś Parszywkowi. Wciąż nie najlepiej wygląda. I ostatnio nawet nie wychodzi do ludzi, siedzi zazwyczaj w torbie.
- Może coś dla niego znajdziemy. I zobaczymy w końcu wrzeszczącą chatę. - dodała Hermiona.
- A ty Harry, co chciałbyś zobaczyć w pierwszej kolejności? - zapytała Laura przyglądając się przyjacielowi który wyglądał na przygnębionego.
- Cokolwiek. Ale nie zobaczę, bo wuj nie podpisał mi zgody. - odparł ze złością.
- Dlaczego? - zapytała dziewczyna nie znając do końca sytuacji Harry'ego.
- Bo to zacofani mugole, którzy zawsze robią mi pod górkę. No i... powiedzmy, że rozstaliśmy się w nie najlepszych relacjach. - powiedział początkowo ze złością, ale pod koniec sam się uśmiechnął. Ron zaczął się głośno śmiać.
- No opowiedz Laurze, jak nadmuchałeś ciotkę! Aż żałuję, że tego nie widziałem.
- To wcale nie jest zabawne, aż dziw, że nie wyrzucili Harry'ego za to ze szkoły! - rzekła z powagą Hermiona.
- No cóż... Nie zazdroszczę ci twojej sytuacji. Jeśli chcesz, możemy spróbować podrobić podpis ale pytanie jak się z tym będziesz czuł. - powiedziała wolno Laura. Hermiona się oburzyła a Ron spojrzał na nią z zaskoczeniem. Mina Harry'ego jednak się nie zmieniła.
- Dzięki, ale odpada. Już zapytałem McGonagall czy ona nie mogłaby mi tego podpisać więc za późno.
- Nie mógłbyś tego zrobić Harry! Przecież... Co z Blackiem?! - dodała poruszona Hermiona.
- No daj spokój Hermiono, to będzie dzień, poza tym wszędzie pałęta się mnóstwo dementorów, jak miałby nas dopaść? - zbagatelizował ją Ron.
- A... Dlaczego Black miałby w ogóle kogokolwiek dopadać? - zapytała Laura. Nie doczekała się jednak odpowiedzi, bo Krzywołap wskoczył na torbę Rona. Zaczął ją szarpać próbując wyciągnąć coś co było w środku.
- Weź pilnuj tego swojego czorta! To już kolejny raz, gdy próbuje zaatakować mojego szczura! Czy on słyszał jak mówiłem że jest u mnie w torbie? - krzyczał Ron szarpiąc się z rudym kotem. W niedalekiej odległości siedziała także kotka Laury obserwując sytuację, jakby pilnując, w razie gdyby szczur chciał uciec. Ron był jednak szybszy, wyciągnął Parszywka i schował do kieszeni szaty.
- Nie bądź śmieszny. Musiał go wyczuć. Poza tym, to kot, więc potrafi wywęszyć mysz lub szczura. -dodała biorąc kota po czym wyszła obrażona. Laura zapobiegawczo wzięła swojego kota na kolana. Mina przyglądała się sytuacji rozłożona na kolanach.
- A może peleryna niewidka? - powrócił do wcześniejszego tematu Ron całkowicie ignorując wyjście Hermiony.
- A jak przejdę koło dementorów?  - zauważył smętnie Harry.
- Znajdziemy jakiś sposób. A póki się nie uda, mogę solidarnie zostać z tobą. - dodała Laura.
- Dzięki, ale nie musisz się tak poświęcać, znajdę sobie jakieś zajęcie, a póki co idę na trening. - powiedział wstając z ociąganiem i obserwując ulewę za oknem.
- Szkoda, że taki termin wam się trafił. Ale i tak zniszczycie Ślizgonów, prawda? - spytała z nadzieją.
- Mam nadzieję. Zrobię wszystko by Malfoy nie wygrał.

Nadszedł dzień Nocy Duchów. Pierwszy raz od początku roku szkolnego, Wielka Sala zapełniła się tak wcześnie. Wszyscy z przejęciem jedli śniadanie w oczekiwaniu na wyjście. Około godziny ósmej McGonagall podeszła do stołu by odebrać zgody uczniów którzy mogli wyjść.
- Tylko jest problem pani profesor bo ja...
- Już wiem Longbottom, twoja babcia zapobiegawczo przysłała zgodę bezpośrednio do mnie. - uciszyła ucznia nauczycielka. Neville spojrzał na nią zaskoczony i szczęśliwy zarazem. Zebrała resztę upoważnień i poczuła spojrzenie Harry'ego.
- Przykro mi panie Potter, ale takie są zasady. Na pewno w przyszłym roku się uda. - dodała szybko i odeszła.
- Jesteś pewien, że nie chcesz,żebym została? - ponowiła propozycję Laura dolewając sobie soku dyniowego.
- Nie, dzięki. Może pójdę do Lupina. - powiedział przypominając sobie o ich planach.
- Świetny pomysł! Może uda ci się go przekonać na pomysł tych dodatkowych zajęć! - ucieszyła się Hermiona.
- Spróbuję. Bawcie się dobrze. - powiedział smętnie żegnając się z przyjaciółmi, którzy zaczęli szykować się do wyjścia.
- Przyniesiemy ci co tylko się da! - krzyknął na odchodnym Ron i już ich nie było.

                                                                       ****
Cała trójka była zachwycona widokiem który ujrzeli. Hogsmeade było najbardziej magiczną wioską jaką można było sobie wyobrazić. Prawie całe miasteczko było zabudowane. Zabudowa w dużej mierze wciąż oparta była na tej pierwotnej, średniowiecznej. Wszędzie były różnego rodzaju sklepy i piękne domy. Każdy budynek miał niepowtarzalny urok.


Zwiedzanie rozpoczęli od Miodowego Królestwa w którym już o tej porze panował tłum - głównie uczniowie Hogwartu którzy przyszli podbudować swoje zapasy. Były tam słodycze z całego świata i każde jakie można był sobie zamarzyć! Setki czekolad o wszystkich smakach, bryły nugatowe, fasolki wszystkich smaków, musy świstusy, miętowe ropuchy, cukrowe pióra do pisania, eksplodujące cukierki, pieprzne diabełki,dyniowe paszteciki, czekoladowe kociołki, samoczyszczące nici do zębów, lodowe mysz oraz mnóstwo innych smakołyków. Każdy uczeń który był tu po raz pierwszy wychodził z pełną torbą, by sprawdzić możliwości oraz przeróżne smaki. Także nasza trójka znalazła coś dla siebie. Ron wyszedł z paczką nietopiących się lodów, ślimaków gumiaków oraz kwachów, Hermiona wybrała magiczną nić dentystyczną ("Moi rodzice nie uwierzą, że coś takiego istnieje!"),  kilkoma słodkimi piórami i najlepszą czekoladą, Laura natomiast postanowiła wziąć te słodycze których nie było dane jej jeszcze wypróbować, wzięła więc lodowe płatki śniegu, wybuchające cukierki oraz Schoc-o-Chock. Kolejnym przystankiem był sklep u Zonka. Tam, jeśli było to możliwe, było jeszcze więcej klientów, sklep był wypełniony po brzegi. U Zonka, można było bowiem kupić mnóśtwo rzeczy przydatnych do płatania psikusów. Nie było więc zaskoczeniem, gdy po wejściu pierwszymi osobami które zobaczyli, byli bliźniacy Weasley którzy podeszli do Laury.
- Wiedzieliśmy że tu przyjdziesz! - powiedział Fred.
- Zobacz, tu masz pierwowzór tego czym załatwiliśmy Malfoya, - rzekł drugi z braci wskazując na łajnobombę - ale  nasza już jest lepsza niż ta z wakacji. Chcesz pomóc nam ją wypróbować? Może znalazłaś nam jakiś nowy cel?
- Myślę, że celu nie ma co zmieniać. - powiedziała z uśmiechem. - A jest tu coś jeszcze godnego uwagi? - spytała rozglądając się po sklepie. Wyglądało na to, że u Zonka, można było się nieźle zaopatrzyć. Zwłaszcza dziś, biorąc pod uwagę mnóstwo tematycznych wystaw nawiązujących do Halloween.
- Są jeszcze cukierki wywołujące czkawkę, oraz mydła z żabiego skrzeku, ale poczekaj lepiej na nasze nowy wynalazki, będą bardziej spektakularne.
- Efektowne.
- I tańsze. - mówił jeden przez drugiego.
- No proszę. A macie coś z okazji dzisiejszego święta, jak tutaj ? - spytała wskazując ręką na coś co przypominało pająka i jak domyślała się dziewczyna, miało dodatkowe efekty.
-Oczywiście. Jesteśmy przygotowanie na wszystko. To tylko wybuchpająk, gdy spróbujesz to wyrzucić, z jednego pająka dzięki małemu wybuchowi robi się 5. My mamy coś lepszego. - odparł pewnie Fred.
- W takim razie zaraz po Hogsmeade widzimy się w zamku. Chętnie wypróbuję. - odparła Laura.
- Tak jest wspólniczko. - powiedział George salutując przy tym.
- Spocznij wspólniku, to jesteśmy umówieni. - dodała ze śmiechem wracając do reszty przyjaciół.
- A do mnie nawet nie podeszli, nie wspomnieli też nic o swoich nowinkach. I to mają być bracia. - mruknął Ron który dosłyszał rozmowę. Nie tylko to go jednak trapiło.
- Widzisz, ja robię lepszą reklamę. - powiedziała odchodząc do działu eliksirów.
- I zdecydowanie lepsze wrażenie. - szepnęła Hermiona doganiając przyjaciółkę.
- Czy ja wiem... Po prostu dobrze mi się z nim rozmawia. - odparła Laura bez przekonania sięgając po fiolkę z napisem " Eliksir przekonywania - z tą pomocą twoja siła perswazji zadziała na każdego".
- Nie będzie ci to potrzebne. - zaśmiała się Hermiona - Tylko lepiej szybko się zdecyduj, bo gotowi o ciebie walczyć. Myślę, że cała trójka. - powiedziała zerkając na smętną minę Rona, który szukał czegoś w koszu opisanym jako " Wszystko czego ci potrzeba by dopiąć swego".
- O czym ty mówisz! Aż takiej mocy nie mam. - powiedziała, jednak spojrzawszy na determinację Rona, zaczęła w to wątpić.
- A jednak. Masz w sobie jakiś magnetyzm na Weasleyów. To który? - pytała niby od niechcenia, jednak trochę się obawiała.
- Hermiono, mówisz to, jakbym miała wybrać zestaw śniadaniowy. To tak nie działa! - odparła z oburzeniem - Ale nie martw się, na pewno nie jest to najmłodszy z braci. - powiedziała z szelmowskim uśmiechem podchodząc do lady i zostawiając zaskoczoną Hermionę która po chwili się jednak uśmiechnęła. Gdy wszyscy dokończyli zakupy, poszli jeszcze zobaczyć Wrzeszczącą Chatę oraz na rozgrzewające piwo do pubu pod Trzema Miotłami by wypić po kuflu kremowego piwa. Do zamku dotarli koło piętnastej, obładowani i szczęśliwi. Po dotarciu do pokoju wspólnego zobaczyli Harry'ego którego mina wskazywała, że niewiele się udało zdziałać.
- Proszę, to na poprawę humoru - powiedziała Hermiona podając przyjacielowi czekoladę.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że wasz dzień był udany?
- Bardzo! Ale mów co z Lupinem.
- No... To sprawa nie wygląda najlepiej. Ale od początku: zgodę od niego jako tako mamy. Dumbledore zgodził się, powiedział nawet, że to świetny pomysł ale... Ponoć podczas tej rozmowy przypałętał się Snape i jak już podsłuchał o czym rozmawiali uznał, że to zbędne, oraz, że nie ma szans żebyśmy się czegoś nauczyli. Powiedział też, że od tego jest obrona przed czarną magią, a skoro Lupin nie potrafi połączyć tego czego obecnie się uczymy z czymś dodatkowym to niech się nawet za nic nie zabiera bo pewnie i tego nie nauczy. Przypomniał także, że sale są od zajęć uznanych przez Ministerstwo a skoro coś chcemy na własną rękę robić to na pewno nie w klasach i jak coś takiego zobaczy to to zgłosi. - powiedział ze smutkiem Harry.
- Żebyśmy nie zgłosili jego sprawdzania eliksirów do Ministerstwa. - warknęła Laura.
- I nic się nie da zrobić?
- Dumbledore powiedział, że jeśli znajdziemy odpowiednie miejsce, gdzie nikt nas nie znajdzie, to się zgodzi. Tylko gdzie?
- Znajdziemy coś. Obiecuję. Najważniejsze, że mamy zgodę i nauczyciela który nam w tym pomoże, dajcie mi trochę czasu. - powiedziała Laura szybko zbierajac swoje rzeczy.
- A ty gdzie? - spytał zawiedzony Ron. - Uczta dopiero za trzy godziny!
- Mam sprawę do załatwienia. - odparła i poszła szukać bliźniaków. Nie musiała na szczęście długo szukać.Byli zajęci referowaniem Woodowi  planu działania podczas meczu ze Ślizgonami.
-... Zawsze można do tego użyć różdżek. - mówił George
- Albo proszku zaciemnienia. - dodał drugi brat.
- Doskonale. Trzeba oczywiście grać fair, o ile to możliwe ze Ślizgonami. Dopracujemy resztę później. - powiedział dostrzegając nowego słuchacza.
- No to jestem. Ale zanim o waszych świetnych produktach, mam jedną prośbę.
- Słuchamy.
- A może to zamówienie?
- Nie. Bo jest jedna sprawa. Chcemy zacząć prowadzić dodatkowe zajęcia. Z zaklęć ochronnych itp. Ale nie ma do tego miejsca. Musi być ukryte dla nauczycieli. A przynajmniej my, musimy wiedzieć, że się zbliżają. Czy macie może pomysł? W końcu, z tego co słyszałam, znacie ten zamek jak własną kieszeń.
- Nie musisz nam już kadzić. Nie wiem czy to będzie odpowiedź na twoje pytanie...
- Ale mamy coś, co może ci się do tego przydać.
- Te zajęcia to też dobra myśl.
- Spotkajmy się więc pół godziny przed ucztą.
- Przy tym pomniku czarownicy z garbem. Wiesz gdzie to? - Laura pokiwała głową. Zaintrygowali ją.
- Damy ci coś, co powinno ci pomóc.
- Ale teraz...
- Róbcie pokaz. - powiedziała rozsiadając się wygodnie w fotelu. Czuła się uspokojona. Skoro bliźniacy mają pomysł, to musi się udać. Tymczasem oglądała pokaz najnowszych wynalazków Weasleyów. Chwilę później, do obserwatorów zaczęło dołączać coraz więcej uczniów. Można więc wnioskować, że obroty Weasleyów znów wzrosną.

                           ****
Laura szybko znalazła wymówkę dla swojego szybszego wyjścia. Nie chciała robić przyjaciołom nadziei póki nie znajdzie jakiegoś sposobu. Znalazła miejsce o którym mówili Weasleyowie. Już na nią czekali.
- Panno Beltzo, oto nasza nagroda w ramach przedpłaty za zyski naszej firmy. - powiedział z oficjalnym tonem Fred podając jej kawałek pergaminu. Spojrzała na niego zaskoczona. Obróciła prezent i obejrzała z każdej strony. Bliźniacy obserwowali jej reakcję.
- Rozumiem, że to ma jakieś głębsze dno?
- Mądra dziewczynka. Tak, to nie jest zwykła kartka. - powiedział George stukając w nią różdżką i mówiąc "Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego". Po tych słowach, na kartce pojawił się napis.
 „Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW.”
Chwilę później, na pergaminie zaczęła pojawiać się mapa. Mapa całego Hogwartu, wraz z poruszającymi się punkcikami, każdy opisany imieniem i nazwiskiem.
- Czy to jest to co ja myślę? - zapytała uszczęśliwiona Laura.
- To zależ.  To jest Mapa Huncwotów. Panom Lunatykowi, Glizdogonowi, Łapie i Rogaczowi zawdzięczamy naprawdę wiele! Dzięki nim poznaliśmy większość sekretnych przejść, są też zaznaczone wszystkie sale. My znamy już wszystkie. Może dzięki temu znajdziesz swoją salę. A tak czy inaczej, będziesz wiedziała o ruchu każdego mieszkańca Hogwartu. - powiedział Fred wskazując trzy punkciki podpisane ich imionami i nazwiskami.
- Jakie to piękne! - powiedziała przytulając każdego z bliźniaków i całując każdego w policzek. Spojrzeli po sobie zaskoczeni.
- To naprawdę może wiele ułatwić, nie tylko w kwestii naszych zajęć. Dziękuje i nie wiem kiedy wam się odpłacę!
-  Poczekaj jeszcze. Jak już skończysz jej używać, powiedz "Koniec psot" - szepnął stukając w mapę. Mapa znów przypominała zapasowy kawałek pergaminu. - Teraz możesz iść. A my pomyślimy nad twoją zapłatą.
- Nie ma problemu. Wierzę, że coś wymyślicie. To do zobaczenia na uczcie!- powiedziała biegnąc w stronę Wielkiej Sali. W trakcie uczty, postanowiła pokazać przyjaciołom swoje znalezisko. Gdy znaleźli miejsce gdzie mogli chwilę porozmawiać spokoju opowiedziała im o spotkaniu z bliźniakami.
- Tyle lat a oni słowem nie wspomnieli o mapie! Nie no, ja nie mam braci! - mruczał niezadowolony Ron.
- Przestań. Ale słuchajcie, poza tym, że możemy znaleźć salę, znamy wyjścia, Harry, będziesz mógł pójść do Hogsmeade! - Hermiona mruknęła coś o łamaniu zasad bezpieczeństwa ale także dostrzegła wiele plusów wynikających z posiadania mapy. Laura otworzyła mapę i powiedziała odpowiednie zaklęcie. Harry, Ron i Hermiona byli pod wielkim wrażeniem patrząc na mapę.Chwilę później Ron i Hermiona wrócili do dyskusji. Laura natomiast zobaczyła kropkę której nigdy nie spodziewała się zobaczyć... W tym samym momencie do sali wpadł Filch.
- W zamku nie jest już bezpiecznie! Wszyscy w niebezpieczeństwie! - krzyczał biegnąc do stołu nauczycielskiego. Po sali rozszedł się szum. Laura szybko rzuciła na mapę zaklęcie. I co dalej zrobić z tą wiedzą?

sobota, 4 kwietnia 2020

6. bogin

Do lunchu rozeszła się historia eliksirów trzecioklasistów. Ślizgoni próbowali cały czas na pierwszy plan wyciągać porażkę Neville'a, jednak mimo wszystko to wyczyn Laury - z dumą opowiadany przez Gryfonów stał się głównym tematem. Przynajmniej do czasu zajęć opieki nad magicznymi stworzeniami. Wciąż pełni obaw szli na pierwsze zajęcia prowadzone przez Hagrida. Gdy przeszli przez błonia i dotarli do domku Hagrida (którego właściciel tego dnia wyglądał wyjątkowo - zrobił coś z włosami i z brodą, zdaje się, że próbował je rozczesać i użyć jakiejś pomady do ugładzania), ten zaprowadził ich na padok. Wszyscy ustawili się w szerokim półkolu. Większość patrzyła w oczekiwaniu, Ślizgoni dyskutowali o czymś, zapewne wyśmiewając nowego nauczyciela.
- No więc... Witam wszystkich na zajęciach opieki nad magicznymi stworzeniami. Nazywam się Rubeus Hagrid i dzisiejsze zajęcia chciałbym zacząć od przedstawienia wam niezwykłych stworzeń. - powiedział jednocześnie prowadząc niesamowite zwierzę - była to krzyżówka konia z orłem. Przednia część stworzenia, łeb oraz przednie kończyny wyglądały jakby należały do ogromnego ptaka, tylne nogi i zad były końskie - wielkość także przypominała raczej dorodnego konia belgijskiego. Dodatkowo miał ogromne skrzydła. Stworzenie przechyliło łeb obserwując zgromadzonych uczniów. Ci drudzy wymieniali przerażone spojrzenia.
- To jest hipogryf. Hipogryfy bardzo łatwo urazić, dlatego nie pokazujcie, że się ich boicie oraz trzeba pokazać im szacunek przez delikatny ukłon. To jest Hardodziob. - przedstawił zwierzę które stało obok niego. - Więcej informacji o hipogryfach możecie znaleźć w waszym podręczniku w rozdziale trzecim.
- A niby jak te książki otworzyć? - zakpił zimny głos Malfoya. Hagrid spojrzał na niego skonsternowany.
- Musicie je pogłaskać po grzbiecie. - powiedział jakby to było coś najbardziej oczywistego na świecie.
- No jasne pogłaskać potwora. W końcu książka to takie samo bydle co na... - zaczął kpić dalej Malfoy, w tym momencie pojawiła się Laura sięgając po różdżkę.
- Dokończ, a pożałujesz. - powiedziała gniewnie. Nie miała zamiaru jej użyć, jednak nie spodziewała się, że ktoś aż tak będzie ją denerwował od pierwszych dni w szkole, że zacznie tracić nad sobą panowanie.
- Och zapomniałem, bohaterka uciśnionych, może jeszcze... - jednak Harry nie pozwolił mu dokończyć stają obok Laury celując w niego różdżką.
- Co się tam dzieje? - krzyknął Hagrid. Nie miał pełnego widoku, w tym jednak momencie Malfoy odsunął się na bezpieczną odległość a Harry i Laura pochowali różdżki. Reszta uczniów, poradziła sobie z książkami.
- Jak więc już wiecie, hipogryfy to bardzo honorne zwierzęta. Jednak jeśli taki cię już zaakceptuje, możesz zyskać świetnego przyjaciela. - kontynuował Hagrid. - Kto chciałby spróbować? - nikt nie podniósł ręki, uczniowie zaczęli wręcz się cofać.
- Ja spróbuję. - odezwał się niespodziewanie Harry. Nie chciał sprawić przykrości swemu przyjacielowi, a domyślał się, że nikt inny nie odważy się zbliżyć do stworzenia.
- Świetnie Harry! - ucieszył się nauczyciel. Zbliż się więc. Najpierw się ukłoń i poczekaj. - Harry skłonił się, jednak przez brak odpowiedzi zwierzęcia cofnął się na dwa kroki. w końcu stworzenie odpowiedziało mu pochylając łeb. Pogładził delikatne pióra.
- Pięknie Harry, to teraz możesz go dosiąść. - dodał uszczęśliwiony Hagrid i nie czekając na odpowiedź Harry'ego wsadził go na grzbiet zwierzaka, zdążył ostrzec jeszcze, by nie wyrywał mu piór. Chwilę później wszyscy obserwowali już lot Harry'ego.
- Mam nadzieję, że sobie nic nie zrobi. - powiedziała z niepokojem Hermiona.
- Przecież radzi sobie z miotłą, to z hipogryfem nie da rady? - odrzekł żartem Ron.
- Jeśli jednak nie, w powietrzu nie będzie miał kto go chronić. - wciął się Malfoy.
- Pytanie czy ciebie będzie miał kto chronić. - warknął Ron. W tym momencie, zza pleców Draco wyszedł Crabbe i Goyle - dwoje osiłków którzy zawsze robili za jego ochronę.
- Kiedyś będziesz bez nich. - dodała Laura.
- A ty bez świętej trójki Pottera i rudzielców. Wtedy się przekonamy kogo na ile stać. - odrzekł Ślizgon. W tym momencie wrócił Harry z triumfalnym wyrazem twarzy. Gryfoni podeszli by  pogratulować a jednocześnie poczuli się ośmieleni. Hagrid pomógł Harry'emu zejść i wypuścił więcej hipogryfów. Gdy się tym zajmował, Draco podszedł szybko do Hardodzioba.
- Skoro byle Potter sobie poradzi to kto nie. Na pewno wcale nie jesteś takim potworem prawda bydlaku? - powiedział agresywnie do zwierzaka.
- Malfoy nie! - krzyknęła Laura ale było za późno. Wściekłe zwierzę stanęło na tylnych nogach i machnęła pazurami raniąc Ślizgona.
- Umieram, to bydle mnie zabiło! - krzyczał leżąc na ziemi.
- Niestety nie. - mruknęła Laura - Hagrid, zabierz go do... Jak to się tu nazywa? Wieży szpitalnej?
- Do skrzydła szpitalnego. - poprawiła Hermiona. - Szybko!
Hagrid wziął na ręce rannego Ślizgona i poszedł z nim do zamku. Zdążył także nakazać wszystkim powrót do zamku.
- Jak ja go nienawidzę. Wszystko potrafi zepsuć! - krzyczał w drodze powrotnej Ron.
- To może być moja wina. Prowokowałam go wcześniej i uznał, że musi się wyżyć. - powiedziała ze skruchą Laura.
- Wszyscy z nim rozmawialiśmy. To nie powód, by rozwalać zajęcia! - rzekł Harry.
- Boże, pewnie teraz wyrzucą Hagrida. Chyba, że nasze zeznania coś dadzą, choć jak ojciec Malfoya się o tym dowie, to marne szanse. - powiedziała ze smutkiem Hermiona.
- On naprawdę aż tyle może? Przecież to ten idiota nie słuchał nauczyciela! - krzyknęła z oburzeniem Laura.
- Oczywiście, ale Malfoy bardzo dużo może. Zwłaszcza, jeśli kogoś nie znosi. A Hagrida próbował usunąć już w zeszłym roku. - przypomniał Weasley.
- Musi dać się coś z tym zrobić, pomożemy Hagridowi! - wykrzyknął Ron. Każde z nich miało to samo postanowienie. Ratować Hagrida.
                                                                      *****
Pierwsza lekcja przeprowadzona przez Hagrida stała się tematem numer jeden. Malfoy zdążył poinformować wszystkich o tym, jakich porządków to nie zrobi jego ojciec. Odgrażał się, że Hagrid wyleci z Hogwartu a potwór zginie. On natomiast nie może teraz nic robić samodzielnie - lamentował tak już od dobrych trzech tygodni. Większość osób szybko straciła nim zainteresowanie, jednak wyciągał z tego ile tylko mógł. Na eliksirach zmuszał innych uczniów (oczywiście zawsze dotyczyło to Gryfonów) by pomagali  mu z przygotowywaniem składników, z innych zajęć także wykręcał się niemożnością utrzymania pióra w ręce. Część kadry nauczycielskiej szybko przestała mu pobłażać, jednak byli i tacy, którzy pozwalali mu na wszystko.
- Ile można tak udawać? - powiedziała z niesmakiem Laura kończąc tosta i przypatrując się jednej ze Ślizgonek usługującej Malfoyowi.
- Jak widać, długo. A założę się, że wymyśli jeszcze powód by inni nawet za niego oddychali. - mruknął Harry zbierając torbę. Postanowił nie marnować na tę gnidę ani chwili więcej, spieszyli się na zajęcia obrony przed czarną magią - ostatnio ulubione zajęcia Harry'ego.
Gdy dotarli do sali, na środku sali stała zamknięta szafa. Uczniowie, stojąc w bezpiecznej odległości czekali na profesora Lupina. Gdy się pojawił i podszedł do szafy zrobili kolejny krok w tył.
- Dzisiaj pokażę wam, jak walczyć z boginem. Bogin jest to zjawa która nie ma żadnej znanej nam formy, póki nie stanie przed przeciwnikiem. Gdy to następuje zmienia się w to, czego dana osoba boi się najbardziej. Sposobem obrony przed boginem jest tak naprawdę śmiech. Wcześniej jednak musimy doprowadzić do tego, by zmienił się tak, by to rzeczywiście zadziałało. Po kolei jednak. Gdy bogin pojawi się przed wami, musicie rzucić najpierw zaklęcie które teraz przećwiczymy. Powtórzcie dokładnie. Riddiculus.
- Riddiculus - zagrzmiała cała sala.
- Dobrze, a teraz spróbujmy. Czy jest ktoś, kto chciałby nam zaprezentować jak to działa? Może ty, Neville? - zapytał łagodnym głosem. Neville poczerwieniał, podszedł jednak powoli do profesora.
- Czego boisz się najbardziej?
- Profesora Snape'a. - szepnął tak cicho, że prawie nikt go nie usłyszał.
- Słucham?
- Profesora Snape'a. - powiedział już głośniej. Klasa się zaśmiała, choć wielu z nich w pełni go rozumiało.
- Nie dziwi mnie to. A, czy możesz sobie teraz wyobrazić swoją babcię?
- Tak. Ale w nią lepiej niech też się nie zamienia! - dodał szybko powodując kolejną salwę śmiechu.
- Nie nie, nie zrozumiałeś mnie.Wyobraź sobie dokładnie jej strój, jesteś w stanie?
- Nosi taki kapelusz z wypchanym ptakiem, czerwoną torebkę...- zaczął opisywać chłopiec.
- Wyobraź ją sobie a potem - Lupin pochylił się do chłopca i wyszeptał mu coś do ucha. Neville spojrzał  na niego zaskoczony ale pokiwał głową. Gdy Lupin otworzył szafę, wyszedł z niego bogin. Choć wyglądał dokładnie jak znienawidzony profesor od eliksirów. Neville spojrzał na niego z przerażeniem, jednak po krótkiej zachęcie Lupina rzucił na niego zaklęcie. Snape w jednej chwili zmienił swój strój na ten który zaczął opisywać chłopiec. Na głowie pojawił się wysoki kapelusz z wypchanym sępem, zamiast czarnej szaty pojawiła się jaskrawozielona suknia a przez ramie przewieszoną miał czerwoną torebkę. Cała klasa ryknęła śmiechem.
- Świetnie Neville! To teraz następny! - powiedział wskazując Deana Thomasa. Gdy ten stanął przed boginem natychmiast zamiast Snape'a pojawiła się zakrwawiona, pełznąca w jego stronę ręka. Gdy rzucił zaklęcie ręka zostawała uwięziona w pułapce na myszy. Dalej była Parvati Patil dla której bogin przybrał postać mumii która powoli kroczyła w jego stronę ale potknęła się, ponieważ zaplątała się we własne zwoje. Dalej bogin przybierał jeszcze postać szyszymory, kobry oraz u Rona ogromnego pająka, który ostatecznie traci równowagę przez wrotki na swoich odnóżach. Przyszła kolej na Laurę, która pierwszy raz w życiu nie czuła się przygotowana na zajęcia praktyczne. Wiedziała, czego boi się najbardziej, nie umiała jednak w żaden sposób wyobrazić sobie, jak z tym walczy. Gdy stanęła przed boginem, ten zmienił się w tragiczny obraz. Niebieskooka blondynka klęczała przy nieopisanej trumnie. Chwilę później i ona padła martwa. Laura patrzyła na to bezsilnie, nie mogąc nawet poruszyć ręką. Poczuła łzy spływające po jej policzkach. Gdy Lupin to dostrzegł szybko stanął przed nią, bogin zmienił się w księżyc w pełni a chwilę później księżyc przekształcił się w baloni z którego uszło powietrze. Klasa była skonsternowana. I widokiem, który zobaczyła ostatnia uczennica i zakończeniem.
- To tyle na dziś. Z boginem nie można przesadzać. Każdy z uczniów, który zmienił bogina dostaje dziesięć punktów. Do zobaczenia za tydzień!  - zakończył profesor przyglądając się badawczo Laurze.
- Przepraszam. Sparaliżowało mnie. - powiedziała nie kierując słów do nikogo konkretnego.
- Nie każdy musi być ze wszystkiego doskonały. To pierwszy raz, gdy coś ci się nie udało! - pocieszał ją Harry, myśląc jednocześnie o boginie. I swoim - którego wizji nie miał dokładnie sprecyzowanej i tym Laury.
- Harry, idź już. Dogonię was. Muszę trochę dojść do siebie. - powiedziała zbierając rzeczy. Została w sali sama z nauczycielem.
- Czy to była twoja mama? - zapytał Lupin podchodząc do jej ławki.
- Tak. - załkała. - Przez jej pracę, nigdy nie mam pewności czy jeszcze ją zobaczę.
- Czy... Twoja mama, to Gabrielle Blanche? - zapytał niepewnie obserwując jej reakcję.
- Tak, Blanche to jej nazwisko panieńskie. - powiedziała powoli. - Pan ją znał prawda? I poznał ją teraz pod tą okropną postacią bogina!
- Tak. W jednym czasie chodziliśmy do szkoły. Przyjaźniliśmy się. - powiedział ze słabym uśmiechem. - Powiedz mi... Gdzie mieszkałyście, co się z wami działo? Straciliśmy kontakt wiele lat temu...
- Początkowo krążyłyśmy po Europie. Jak miałam pięć lat wyniosłyśmy się do Stanów. Tam mama zaczęła pracę aurora. Ja poszłam do Ilvermorny. Jednak po ostatnich wydarzeniach... Wie pan jakich. Mama zaczęła coraz częściej wyjeżdżać do Europy. - powiedziała niepewnie.
- Rozumiem. Twoja mama jest bardzo dzielna. Tak jak i ty. Choć zdaje się, że odwagę możesz mieć po obojgu rodziców. - powiedział podchodząc do swojego stolika i także zbierając swoje rzeczy. Laura spojrzała na niego z przerażeniem.
- Pan... Pan wie?!
- Tak. A teraz lepiej idź, pan Potter może się niepokoić. - dodał na koniec z uspokajającym wyrazem twarzy Laura spojrzała badawczo na profesora.
- Obiecuję, z nikim nie będę o tym rozmawiał. A teraz naprawdę idź, zdaje się, że profesor Snape nie akceptuje spóźnień. Nawet osób wyjątkowo uzdolnionych. - dodał z uśmiechem który dodał jej otuchy.

środa, 1 kwietnia 2020

5. eliksiry

Drugi dzień zajęć rozpoczęli od eliksirów, czyli przedmiotu znienawidzonego przez większość Gryfonów. Prowadzący zajęcia, Severus Snape karał ich za najmniejsze przewinienie, jednocześnie pobłażając całkowicie Ślizgonom. Nie  inaczej było i tym razem. Gdy tylko czwórka Gryfonów zajęła swoje miejsca Snape przyjrzał się nowej dziewczynie siedzącej z trójką (w jego odczuciu) sprawiającą najwięcej problemów.
- Jak mniemam, panna Beltza. Widzę, że wkroczyłaś już w elitarny krąg person które cały czas pakują się kłopoty. Popularność także zdobyłaś w rekordowym tempie, miejmy nadzieję, że umiejętności w tworzeniu eliksirów będą równie spektakularne. - zakpił w ramach powitania. Ślizgoni wybuchnęli śmiechem. Laura spuściła wzrok, przypominając sobie ostrzeżenia przyjaciół by nie dać mu się sprowokować.
- Mam nadzieję, że podołam. - odpowiedziała cicho. W poprzedniej szkole nie miała większych problemów z eliksirami, można nawet powiedzieć, że eliksiry, OPCM, zaklęcia i zielarstwo były jej ulubionymi zajęciami. Jedyne lekcje za którymi nie przepadała, były to zajęcia czysto teoretyczne - jak historia magii i astronomia, choć i z nimi dawała radę.
- Sprawdźmy więc na jakim poziomie są eliksiry z Ilvermorny a dodatkowo sprawdzimy waszą pamięć. Dobrze, zacznijmy dziś więc od powtórki z lat ubiegłych. Wszystkie książki do mnie. - powiedział i jednym machnięciem różdżki zebrał podręczniki. - Wasze dzisiejsze zadanie, to sporządzenie eliksiru zapomnienia. Macie na to półtora godziny. Od tej chwili. - powiedział cicho i uśmiechnął się z satysfakcją. - Najlepszy eliksir zostanie nagrodzony, a z osób które sobie nie poradzą wybiorę jedną i podamy eliksir - w końcu skoro ktoś nie zna jej formuły, gorzej już nie będzie. - dodał odchodząc do swojego stolika. Większość uczniów miała przerażone miny. Kto by pamiętał rzeczy sprzed dwóch lat. Hermiona znając pamięć swych przyjaciół szybko spisała i podrzuciła na karteczkach składniki. Laura rozejrzała się dookoła, Gryfoni gorączkowo próbowali przypomnieć sobie przepis na eliksir, Ślizgoni natomiast, nie kryjąc się przesadnie, wyciągnęli z szafki która mieściła wszelkie ingrediencje potrzebne do tworzenia eliksirów i kilka książek, jeden z podręczników w którym był przepis. Snape udawał że tego nie dostrzega. Widział natomiast każdą próbę powtórzenia tego przez któregokolwiek Gryfona. Neville, pomimo pomocy Hermiony i karteczki którą się wspomagał, stresował się tak bardzo, że wszystko leciało mu z rąk, ostatecznie także i kartkę z instrukcją wykonania eliksiru, którą od razu przechwycił Snape tym samym skazując Neville'a na porażkę. Laura i Hermiona dwoiły się i troiły, by tylko pomóc słabszemu koledze, jednocześnie przyrządzając swój eliksir jednak na niewiele się to zdało. Laura, gdy Snape zajęty był łajaniem kolejnego Gryfona za złe składniki, sięgnęła drugi kociołek i po cichu zaczęła tworzyć odtrutkę. Z jakiegoś powodu wiedziała, że padnie to na któregoś z Gryfonów. Robienie dwóch eliksirów naraz było bardzo wyczerpujące, tym bardziej, że musiała się z tym kryć, jednak na szczęście eliksir przywracania wspomnień robiło się dużo szybciej i z podobnymi składnikami,a eliksir zapomnienia i tak musiał swoje odstać. Gdy skończyła drugi z eliksirów, podkradła jedną z fiolek i wlała do niej antidotum, pozbywając się jednocześnie drugiego kociołka. Mogła zająć się teraz w pełni pierwotnym zadaniem. W ostatnim momencie zdążyła dorzucić rozgniecione jagody z jemioły, zamieszać i rzucić zaklęcie zapomnienia, gdy Snape zarządził koniec i zaczął krążyć między uczniami komentując zawartość ich kociołków.
- Patil, czy nie możesz zapamiętać, że podgrzewanie to nie to samo co zagotowanie? Finnigan, to nie miał być eliksir wybuchowy, to miała być waleriana a nie tojad na litość boską! - krytykował prawie wszystkich Gryfonów ( Ślizgoni oczywiście, wszystko mieli zrobione bez zarzutu, lub pozostawiał ich bez komentarza). W końcu doszedł do ławki Neville'a.
- Co to w ogóle ma być? Longbottom, czy ty w ogóle wiesz jaki eliksir miałeś zrobić? - warknął Snape. - Wydaje mi się, że póki co jesteś na liście zwycięzców nagrody numer dwa. - mruknął ironicznie. Neville zbladł, nie chciał jeszcze więcej zapomnieć!
- Potter, czy nie wiesz, że wywar jest bezwartościowy jeśli nie rzucisz na koniec zaklęcia? - doczepił się nauczyciel, jednak większość zadania była zrobiona poprawnie. - Weasley, wiesz na jakiej zasadzie działa zegarek? - powiedział patrząc na bulgoczącą maź, Ron spojrzał na niego niepewnie. - Miałeś zamieszać przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. - perorował dalej. Eliksir Hermiony zostawił bez komentarza, nie miał się do czego doczepić, doszedł w końcu do Laury. - No proszę. Może jednak czegoś cię nauczyli za oceanem. - powiedział mieszając w jej kociołku. Konsystencja była doskonała. - Może będziesz łaskawa podzielić się tą wiedzą z pozostałymi Gryfonami? - powiedział ironicznie, jednak wiedziała, że znaczy to jedynie, że wygrała.
- Panna Beltza zwyciężyła. Może więc teraz odebrać swoją nagrodę - proszę wybrać osobę, która wypije twój eliksir. - powiedział uśmiechając się złośliwie. Laura już miała powiedzieć że chętnie o ile może wybrać kogoś ze Ślizgonów, jednak tak jak przeczuwała, to nie był koniec. - Tu jest lista osób które nie pamiętają nic z moich nauk. Proszę wybrać. - dodał wręczając jej listę, złożoną oczywiście z samych Gryfonów.
- Może jednak nie. Zmieńmy moją nagrodę na dodatkowe punkty, a to jednak pan wybierze.  - odparła spokojnie. Snape spojrzał na nią podejrzliwie, wiedział, że dziewczyna nie skaże nikogo, jednak jej spokój i żądający ton go zaskoczyły.
- Punkty? Za przypomnienie czegoś co każdy z was powinien umieć? Wolne żarty. Jeśli nie chcesz skorzystać ze swojego przywileju, zrobię to ja. Longbottom, zapraszam. - powiedział nauczyciel z paskudnym uśmiechem. Neville powoli podszedł do biurka. Snape podał mu chochlę, chłopiec powoli przełknął napój. Wszyscy Gryfoni patrzyli na niego z niepokojem, Ślizgoni nie powstrzymywali swojej uciechy. Po chwili niepewności Neville przemówił dziwnie brzmiącym głosem. - Gdzie jestem? Kim wy jesteście? Co to za miejsce? - na sali zapanował ogromny hałas, jęki Gryfonów łączyły się z okropnym, szyderczym śmiechem Ślizgonów.
- Tak właśnie kończy się, jeśli nie powtarza się wiedzy. Koniec zajęć. - powiedział. Klasa powoli zaczęła wychodzić, jednak nie stała czwórka plus Neville, ten wciąż próbował zrozumieć co dzieje się dookoła.
- Chodź z nami Neville, zaraz ci pomożemy. - powiedziała uspokajającym tonem Laura. Hermiona wzięła go za rękę. Ron rzucił nienawistne spojrzenie nauczycielowi. Laura odeszła kawałek i chciała przekazać mu antidotum. Snape obserwował ich, jednak dostrzegając, że nowa chce mu coś podać podszedł szybko.
- Co to jest? - warknął odbierając i odkorkowując fiolkę trzymaną przez Beltzę. Przyjrzał się zawartości mieszając.
- Trzeba mu przecież pomóc! To jest...
- Antidotum, widzę przecież! Skąd je masz?  -zapytał podejrzliwie. - W szafce nie zostawiłem gotowych eliksirów. Jedyny przygotowany mam ze sobą. - powiedział wyciągając fiolkę z identyczną zawartością jak lek Laury.
-  Czyli od początku planował pan go podać Neville'woi? - zapytała zdziwiona, o coś takiego go nie podejrzewała.
- Oczywiście. To miała być nauczka, nie ciemiężenie gorszych z eliksirów. - odparł, choć gdyby mógł, zostawiłby ucznia w takim stanie, jednak wiedział, że dotknęłyby go wówczas konsekwencje. Jednak nie mógł pojąc skąd ta uczennica mogła o tym wiedzieć i skąd ma eliksir.
- To dobrze. - odparła słabo dziewczyna. - Ja... Przygotowałam go w międzyczasie, w razie jakby pan... Jednak nie miał w zapasie odtrutki. - powiedziała znosząc dzielnie spojrzenie Snape'a. Bardzo mocno mu zaimponowała swoją wiedzą, nie przyznał tego jednak. Pozostała trójka Gryfonów obserwowała ich w ciszy, wszyscy byli w szoku. Profesor nie mówiąc już ani słowa podał fiolkę z miksturą dziewczyny Longbottomowi który powoli odzyskiwał swoją pamięć. Jeszcze raz obrzucił ich spojrzeniem i powiedział coś co jego samego niesamowicie zaskoczyło.
- Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru. Za zaradność i pomysłowość całkowicie sprzeczną z ideą tego domu. - dodał i odszedł. Cała piątka także szybko szybko wyszła, nim zdążył te punkty odjąć, wciąż nie wierząc w to co się stało.
- Łał! Co to było! I Snape który pierwszy raz w historii dał punkty Gryffindorowi! - wrzasnął Ron gdy usadzili Neville'a na ławce by do końca doszedł do siebie.
- Skąd znałaś antidotum? Z tego co wiem, nie było tego w podstawach. Mignęło mi oczywiście w rozszerzonych eliksirach ale nie pomyślałabym... - mówiła Hermiona trochę z zazdrością ale zdecydowanie z dumą.
- Jak już wam wspominałam, moja mama jest aurorką. A jak może wiecie, każdy auror poza znajomością zaklęć obronnych musi też znać eliksiry. Chociażby na takie sytuacje. Moja mama stara mi się przekazać najwięcej jak może, stąd moja obszerna wiedza.  Przepraszam, to pewnie brzmi jak przechwalanie się - jednak nie było dane jej dokończyć.
- Coś ty! To jest świetne. Może zacznij prowadzić jakieś zajęcia z aurorstwa, czy coś?  - zaproponował Harry.  Dziewczyna się zarumieniła, nie o to chodziło.
- Lauro, bardzo ci dziękuję. Ta chwila całkowitej pustki w głowie była straszna! Ale jak cię tak teraz słucham to z jednej strony cię uwielbiam, z drugiej... trochę się boję. Ale uratowałaś mnie! Jak ci dziękować? - wyrzucał z siebie Neville. Cały czas był skonfundowany i zakłopotany, ale na twarz wracały kolory.
- Przestańcie, to nie było nic aż tak wielkiego. A ty Neville powinieneś to zgłosić dyrekcji. Tak nie można, sprawdzać eliksirów na uczniach! - mówiła wojowniczo.
- To było bardzo dużo. Nie wiedziałaś czy Snape to odwróci. - zauważył Harry.
- Zgadza się! A co do zgłaszania, to wolę nie. Jeszcze ukarze mnie dodatkowo... -powiedział z przestrachem Neville. Laura nie wiedziała co począć, bardzo chciała pomóc Neville'owi ale jednocześnie ukarać nauczyciela.
- No dobrze, pomyślimy jeszcze a co do zajęć, porozmawiajmy najpierw z dyrekcją, czy w ogóle dałoby się coś zorganizować, w końcu to nie ja bym to prowadziła - nie Neville, to się na pewno nie uda, jestem tylko uczennicą.-dodała widząc sprzeciw na twarzy kolegi - Ale, trzeba porozmawiać z Lupinem, jak to się uda, może uda się coś rozszerzyć, trzeba wprowadzić trochę zmian w tej szkole!