środa, 27 maja 2020

12. Atles del cel

Święta mijały błyskawicznie. W drugi dzień świąt, odwiedził ich zapowiadany wcześniej gość ciotki, dodając kilka kolejnych prezentów pod postacią magicznych zwierząt w różnej formie, od czekoladowych gryfów po zaczarowane maskotki w kształcie  kuguchara i demimoza, pojawiła się także zapalcznika w kształcie ogniomiota chińskiego. Chwalił się także zdjęciami ze swoich wypraw. Laura uśmiechała się grzecznie oraz machinalnie potakiwała na zadawane pytania, jednak jej myśli wciąż krążył wokół prezentu od ojca. Cały czas przetwarzała w głowie wieczór, jednak nie mogła znaleźć żadnej luki ani sposobu na odnalezienie odpowiedzi. Jak to dostarczył? Skąd wiedział gdzie są? Co się z nim dzieje? Dlaczego skoro mógł tu dotrzeć, nie zaczekał na nią, dlaczego nie chciał porozmawiać? Nie mogła znaleźć odpowiedzi na te pytania. W którymś momencie miała już dość szczebiotania ciotki i jej trochę zbyt zarozumiałego amanta, wyszła więc pod pretekstem odrobienia prac domowych. Gdy doszła do pokoju, sięgnęła po książki by upozorować swoją wymówkę, zaraz później jednak sięgnęła do magicznego lusterka od bliźniaków. Potrzebowała z kimś porozmawiać. Chwilę zastanawiała się, co mogą teraz robić w Hogwarcie, uznawszy, że nie powinni być teraz zajęci sprawdziła czy prezent działa.
- Dzień dobry siostrzyczko - usłyszała zgodny chór bliźniaków  i uśmiechnęła się na widok ich przepychania się by lepiej ją widzieć. - No i jak święta? Już po obżarstwie? U nas skrzaty dały naprawdę świetny popis. - dodał George chwilowo wygrywając walkę z bratem przejmując lusterko.
- Oj zdecydowanie. Skrzatka ciotki w pełni dała radę. No i jak u was? Jak nastroje? Ile w ogóle osób zostało?
- W wieży zostaliśmy w sumie tylko my i Harry. A właśnie, słyszałaś newsa? Harry dostał Błyskawicę, dasz wiarę? - odezwał się tym razem Fred odbierając bratu komunikator.
- Serio, Błyskawicę? To przecież najnowszy model! - krzyknęła z uznaniem. - Ale to chyba nie od tych jego mugoli? Szczerze wątpię, by dali mu cokolwiek.
- Tego nie wiadomo. Nie była podpisana. Może to jakiś fan naszej drużyny. - mówili jeden przez drugiego.
- Ale aż tak? Aż wierzyć się nie chce.
- Jak go złapiemy to damy go do telefonu. - zażartował George.
- Punkt za znajomość mugolskich sprzętów. - pochwaliła Laura.
- W końcu ojciec się tym zajmuje. Nie popełnilibyśmy takiej gafy jak nasz brat. A teraz powiesz co się dzieje? - powiedział zmieniając na poważny ton Fred. Parzył na jej uśmiech, choć w oczach widać było smutek.
- Nic, naprawdę. Po prostu... Dostałam prezent od taty. Którego nie widziałam... Od naprawdę dawna. Ale nie było ani listu, ani nic, nie rozumiem tego. - powiedziała smutno uświadamiając sobie, że w sumie z bliźniakami prawie w ogóle o tym nie rozmawiała.
- On też był aurorem? - zapytał George.
- Też walczył ze złem. - powiedziała krótko. - W którymś momencie za mocno komuś podpadł i...  On długo walczył, jednak miał pewne złe przeczucia dlatego dał mamie instrukcje, co ma robić gdyby coś złego mu się stało. Dlatego musiałyśmy z mamą uciekać, dla własnego bezpieczeństwa i na prośbę taty. Potem mama stała się aurorką by walczyć. O tatę i o ogólnie pojęte dobro. Ale z tatą kontaktu nie udało się odzyskać... - powiedziała dzięki czemu poczuła dziwną lekkość, chyba nigdy wcześniej nikomu nie wyjawiła aż tyle. Bliźniacy chwilę milczeli w zadumie - to był wyjątkowo dziwny obraz.
- Jesteś pewna, że nigdzie nie ma ukrytego listu? Są różne sposoby na sprawdzenie... - odezwał się w końcu George.
- Nie ma nic. Sprawdziłam chyba w każdy możliwy sposób. - powiedziała sięgając jeszcze raz do medalionu. Przybliżyła go do lusterka by bracia mogli mu się przyjrzeć. Otworzyła go po raz kolejny i sprawdzała każde miejsce, nic się nie wydarzyło. Rzuciła także parę zaklęć, jednak nic się nie wydarzyło.
-  A próbowałaś Revelio w innym języku? Czasem to też sposób na ukrycie. - podsunął Fred. Laura spojrzała na niego zaskoczona, dlaczego sama o tym nie pomyślała! Zdjęła medalion a obok postawiła lusterko.
- Revelio! Musiałam jeszcze raz spróbować.- wyjaśniła bliźniakom którzy przyglądali się jej poczynaniom. Odchrząknęła. - Monstrar! - szepnęła, jednak nic się nie wydarzyło. - Spectacle!   Espectatle! - powiedziała bez większych nadziei, wtedy jednak oboje bliźniacy krzyknęli.
-Jest! Jakiś napis pojawił się z boku, obok otwierania! - Laura szybko obróciła medalion i przeczytała. - Atles del cel.
- To hiszpański? - spytał George.
- Chyba tak. Albo kataloński. Coś mi to mówi, ale nie do końca pamiętam. Moment! - powiedziała odbiegając w stronę biblioteczki w poszukiwaniu słownika. Nie mogła go jednak znaleźć. Sprawdziła jeszcze pokój mamy i ciotki ale nie było go nigdzie, wróciła do siebie i z zaskoczeniem sięgnęła słownik leżący na komodzie z jej rzeczami  - Atlas chmur! - powiedziała triumfalnie, jednak niewiele jej to rozjaśniło. Do przyjścia pewnej myśli, gdy ze słownika wypadła kartka.
- Panowie, kocham was, ale muszę to rozwikłać. Obiecuję, odezwę się jeszcze! - powiedziała i pożegnała się szybko. Sięgnęła po kartkę i poczuła dziwne mrowienie. Na wierzchu był podpis:  Laura Adara. B

Kochana Lauro!
Wybacz, że w tej formie, oraz że nie mogliśmy się spotkać,  a ja jestem tak tajemniczy. Nie mogę Was jednak narażać, a w tej chwili nie ma bezpiecznego sposobu na kontakt. Serce mi pęka na myśl, że gdy będziesz to czytać, ja będę już daleko, jednak inaczej nie mogę, jeszcze nie teraz,wyjątkowo ryzykowne było podrzucenie listu i prezentu. Jednak do sedna, po pierwsze gratuluję Ci przyjęcia do Gryffindoru, domyślam się, że masz już wielu przyjaciół oraz jestem przekonany, że uczysz się tak dobrze jak mama w twoim wieku, na pewno to po niej odziedziczyłaś intelekt. A skoro o niej mowa - z tego co mi wiadomo, jesteśmy coraz bliżej rozwiązania sprawy, do tego jednak czasu postaraj się nie wychylać. Mam pewien pomysł a sposób dzięki któremu znalazłaś ten list, to pewne hasło, które pomoże nam się skomunikować, najszybciej jak się da. Do szybkiego zobaczenia córeczko. Kocham cię!
                                                                                                     Tata

Laura przeczytała list jeszcze kilka razy, jednak niewiele z niego mogła zrozumieć. Przede wszystkim nie wiedziała, w jaki sposób tacie udało się to wszystko zorganizować. Po drugie, jak i kiedy był w domu? No i co to hasło ma jej dać skoro nie wyjaśnił jej wszystkiego? Sięgnęła jeszcze raz po medalion, jednak nie było na nim już żadnego napisu. Szybko zeskoczyła z łóżka i zeszła na dół by porozmawiać z matką, to wszystko musi mieć jakieś sensowne wyjaśnienie!

                                                  ***

Gdy Laura wróciła do Hogwartu, w szkole był ogromny gwar. Każdy się przekrzykiwał opowiadając o swoich świętach. Nastrój był radosny, jednak okazało się, że nie dla każdego. Gdy tylko Hermiona dowiedziała się o prezencie Harry'ego poszła z tym do McGonagall, wtedy zaczęło się piekło.
- Jak mogłaś! Nie możesz przeżyć, że ktoś dostał prezent marzeń? Nie rozumiesz co zrobiłaś? - wrzeszczał Ron, jak gdyby to chodziło o niego. Hermiona siedziała skulona trzymając na kolanach Krzywołapa który z kolei patrzył na Rona hardym wzrokiem, - A w dodatku ten twój głupi sierściuch zeżarł mi Parszywka!
- Ronaldzie, nie bądź śmieszny. Twój szczur zwyczajnie nawiał, nie dziwię mu się. - powiedziała z wyrzutem. A co do miotły, nie wiemy od kogo jest. A jeśli ciąży na niej jakaś klątwa? W ogóle nie pomyślałeś o tym, prawda? - spytała retorycznie. Ron otworzył usta, jednak nic nie powiedział. - Przypomnij sobie pierwszy rok i co Quirell robił z miotłą Harry'ego. Myślisz, że każdy życzy mu dobrze? Tę miotłę trzeba sprawdzić na każdy możliwy sposób! - rozkręcała się Hermiona. Laura obserwowała wszystko z boku, nie chcąc wchodzić w środek burzy. Harry, którego teoretycznie dotyczyło to najbardziej siedział milcząc i gapiąc się w podłogę. Hermiona i Ron byli w pełni pochłonięci kłótnią, podczas której zdążyli sobie wyrzucić chyba wszystkie wzajemne przewinienia z trzech lat. W którymś momencie Hermiona rzuciła książką w Rona, która chybiła i trafiła obok kominka. Ron, cały czerwony na twarzy pobiegł do dormitorium, chwilę później także Hermiona odwróciła się na pięcie i wyszła przez dziurę pod portretem. Większość Gryfonów oglądała ten spektakl, teraz, po chwili ciszy wrócili do wcześniejszych rozmów. Laura sięgnęła po książkę którą rzuciła Hermiona, by ta nie spłonęła. Usiadła obok Harry'ego.
- Przykro mi. Ale jestem pewna, że wkrótce ją odzyskasz. - powiedziała klepiąc go po ramieniu.
- Dzięki. - powiedział nieobecnym głosem. - A co u ciebie, jak po świętach? - zapytał zmuszając się do uśmiechu.
- Częściowo ci opowiadałam - swoją drogą te lusterka jest lepsze niż telefon. - zaśmiała się. - Rozmawiałam z mamą, ale niewiele mi wyjaśniła. Uznała, że tak jak tata, muszę jakoś wytrzymać, bo coś niby się posunęło do przodu. Na niewiele to się zdało. No i ten Mark, jaki on jest męczący! " Eliz, na następnej wyprawie na pewno znajdę dla ciebie czarnego jednorożca, dla ciebie wszystko mon cheri!" - powiedziała siląc się na niski gardłowy głos.- Jeezu, jakby nie wiedział, że nim wróci z wyprawy ktoś już zajmie jego miejsce. Ale mamy chociaż za to fajną zapalniczkę, zobacz. - powiedziała wskazując małego smoka który zapalił świecę na stoliku.
- I to się nazywa pozytyw. - mruknął Harry. - Tylko nie pokazuj naszej dwójce.
- Dobra myśl. Nie smuć się już! Ej, wiesz, że od przyszłego tygodnia mają być nasze zajęcia? Właśnie, zaraz idę do Lupina, może poda jakieś szczegóły, to bym mogła już coś przekazać. Idziesz ze mną? - spytała zbierając rzeczy. Harry spojrzał na nią pustym wzrokiem.
- Jak chcesz, ale ja bym poszła, co jak znów zejdą, i tym razem zrobią tu prawdziwy armagedon? Może Hermiona też dostała jakiegoś smoka i będzie pożar? - zażartowała, co ostatecznie przekonało Harry'ego który wstał, choć wciąż bez entuzjazmu. Po drodze jednak trochę się rozkręcił i opowiedział o feriach, które do przyjazdu Hermiony były naprawdę udane. Zapukali do drzwi gabinetu Lupina, jednak nikt nie odpowiedział.
- Gdzie on może być? Przecież już po kolacji. - zirytowała się Laura.
- Sprawdź na mapie. - podpowiedział Harry. Laura sięgnęła do torby i rozłożyła dar od Huncwotów. Odnalazła Lupina przy gabinecie Dumbledore'a, ale nie to przykuło jej uwagę. Na mapie, pięćdziesiąt metrów od nich, w korytarzu obok mapa wskazywała małą kropkę podpisaną jako ponoć-od-lat-nieżyjący Petter Pettigrew...

środa, 13 maja 2020

11. Boże Narodzenie

Nadszedł wieczór przed wyjazdem do domów na święta. Większość uczniów pakowała się oraz składała sobie ostatnie życzenia przed dwutygodniowym rozstaniem. W Wieży Gryffindoru panował radosny rozgardiasz. Prawie wszyscy czekali w oczekiwaniu na wyjazd i ostatni wieczór spędzali w gronie swoich przyjaciół objadając się słodyczami. Prawie, bowiem niektórzy z nich, wciąż byli skłóceni. Laura siedziała z Hermioną obok choinki, dyskutując po cichu o ich sytuacji nie wiedząc, jak udobruchać Harry'ego, który siedział po przeciwnej stronie pokoju i  mimo tego, iż zaczął zdawać sobie sprawę ze swojego głupiego zachowania, nie wiedział jak się z tego wycofać. Laura postanowiła być ponad to. Wyciągnęła z torby prezent który zdążyła kupić dla przyjaciela, jeszcze przed ich absurdalną kłótnią i ruszyła w jego stronę. Harry spojrzał na nią zaskoczony.
- Cześć. Pomimo, że wciąż nie wiem, dlaczego to ja twoim zdaniem jestem wszystkiemu winna, nie chcę wyjeżdżać mając niedokończone sprawy a już tym bardziej będąc w stanie wojny z przyjacielem. Proszę. - powiedziała wręczając mu prezent. Ten sięgnął niepewnie do paczki, nie otworzył jej jednak, chwilę się namyślał nim się odezwał. Ron, wyjątkowo dla siebie roztropnie - odszedł nie chcąc zakłócać im tej chwili.
- Ja... Przepraszam. Wiem przecież, że to nie twoja wina. Po prostu musiałem się na kimś wyżyć. Wybacz, trafiło na ciebie. - powiedział wzruszając ramionami. Starał się obrócić wszystko w żart. Laura chwilę zastanawiała się, czy pozwolić mu na to, czy jeszcze poudawać obrażenie, nie lubiła jednak konfliktów ze swymi bliskimi. Co innego jeśli chodzi o wrogów, w tej kwestii potrafiła w sobie taką złość pielęgnować wyjątkowo długo.
- Uważaj na przyszłość z takimi wybuchami - zaczęła poważnym tonem. - Wiesz, że podczas twojej nieobecności zyskałam nowych braci? Jak za często będziesz tak robił, nasza rodzina sprawi, że możemy zostać spłukani przez prezenty świąteczne. - dodała wciąż tym samym tonem, jednak jej mina pokazywała wszystko. Harry także się roześmiał, tym razem z ulgą. W tym momencie jedną ręką sięgnął za siebie i wyciągnął paczkę opakowaną w papier prezentowy w złote znicze.
- Miałem nadzieję, że podejdziesz pierwsza - powiedział z rozbrajającą szczerością. - Przygotowałem się głównie na tę opcję.
- To ciesz się, że tym razem byłam bardziej niecierpliwa niż pamiętliwa. - odparła złośliwie. - Czy papier to podpowiedź? - zapytała wskazując na prezent.
- Przekonasz się. To znaczy, to zależy od tego, czy teraz go otworzysz, czy poczekasz do samych świąt.
- Poczekam więc. Ale skoro zacząłeś temat, słuchaj Harry... Może chcesz pojechać ze mną? Liz już poznałeś. - uśmiechnął się na wspomnienie jej mało odpowiedzialnej ciotki. - A może i poznasz moją mamę. - rzuciła propozycję.
- Dziękuje bardzo za zaproszenie, nikt mi jeszcze tego nie zaproponował! Ale chyba zostanę z Weasleyami. Wiesz, ich rodzice jadą do Charliego do Rumunii. Drugiego najstarszego brata Rona. - odpowiedział na nieme pytanie Laury.
- Nie wiedziałam, że jest więcej niż pięciu Weasleyów. To jakby ich policzyć jako naszą rodzinę, a bo nie wspomniałam ci, to Fred i George wczoraj dołączyli do naszej rodziny, to naprawdę się wykosztujemy na prezenty. - odparła z uśmiechem.
- Tak czułem. Więc idź i pożegnaj braci, czy jak ich tam nazwać. - powiedział dwuznacznie się uśmiechając. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. - No rodziny nie zostawia się tak bez słowa. - dodał wstając i idąc w stronę Rona i Hermiony którzy obserwowali ich, złapani na tym, udali pogrążenie w rozmowie, jednak i oni się ucieszyli z pogodzenia dwójki przyjaciół. Laura podeszła do bliźniaków którzy grali w eksplodującego durnia z Lee Jordanem, który przegrywał z kretesem. Dosiadła się chcąc pooglądać, jednak Lee chętnie odstąpił jej swoje miejsce wyjaśniając, że wystarczająco już się upokorzył. Bliźniacy spojrzeli na nią uważnie.
- Czyżby jednak brat numer jeden wrócił do łask? - zapytał Fred.
- Owszem, ale nasza wczorajsza umowa nie podlega zmianie. - To na dowód. - powiedziała wręczając każdemu z nich paczkę. Ci nie czekali jak Harry. Spojrzeli po sobie i zaczęli rozdzierać papier. W każdej były koszulki, obie miały opis " Najlepszy" a z tyłu był napis "Team W". Koszulki iskrzyły na wszelkie kolory. Gdy bliźniacy wiele nie myśląc, założyli je, a te jednym głosem zaczęły śpiewać.

   Weasleyowie - marzeń drużyna,
   Malfoya zawsze szybko okiwa,
   Zawsze chętni do pilnej pomocy,
   Przystojni, mądrzy i brązowoocy.
   Kompani do psot wszelakich idealni
   Bracia na zawsze nieprzemijalni.

   Laura spojrzała na bliźniaków z zaciekawieniem ale i lekkim lękiem. Kilka osób dookoła także z ze skupieniem słuchało pieśni koszulek. Nie miała wiele czasu by coś wymyślić, nie chciała też kupować im czegoś zwyczajnego, słodycze robili sami najciekawsze a nudne prezenty by ich mogły urazić. Nie wiedziała jednak, co pomyślą po jej wierszyku. Ci jednak byli zachwyceni, nie wiadomo czym bardziej, czy wyglądem czy słowami piosenki.
- Wybaczcie za te rymy, ale wczoraj nie miałam już siły wymyślić nic na lepszym poziomie. - powiedziała przepraszająco.
- Żartujesz? Są świetne! Zaklęcie Jigglysorta? - upewnił się George obracając jeszcze raz Freda by zobaczyć tył koszulki.
- Tak - powiedziała rzucając zaklęcie zagłuszające kolejną zwrotkę która zabrzmiała od strony torsów bliźniaków, nie pamiętała dokładnie co tam umieściła, ale liczyła na to, że odsłuchają tego gdzie indziej niż w Pokoju Wspólnym. - Możecie słuchać dalej, ale dla mnie to trochę żenujące przy takiej publice. - dodała w formie wyjaśnień.
- Swoją drogą ta czcionka będzie dobra do naszego logo. Widzisz, kolejny krok ku biznesowi. Ale jak tu ciebie dodać? Albo nazwisko zmień. - dodał nie zastanowiwszy się nad wydźwiękiem słów Fred. Laura zarumieniła się. Gdy do chłopaka dotarło co powiedział, wręczył jej prezent licząc, że zmieni to temat. - Choć ze smutkiem muszę przyznać, że nasz nie jest na tyle oryginalny. - dodał by jego poprzednie zdanie odeszło w zapomnienie.  Laura wzięła paczuszkę i zaczęła rozwijać papier. W środku był pakiet kilku rzeczy. Kilka z ich patentów a także list stylizowany na oficjalne zawiadomienie o przyjęciu Laury do spółki.
- Do samoobrony oraz w razie przymusowego wyjaśnienia swej nieobecności na zajęciach. No i papier na twoje udziały. - powiedział George poważnym tonem. Laura podziękowała bardzo. Gdy odkładała prezenty usłyszała jeszcze puknięcie czegoś szklanego. Zajrzała jeszcze raz do prezenty. Na samym dnie, leżały dwa lusterka. Gdy wzięła jedno z nich, zdziwiła się, nie zobaczyła bowiem swojego odbicia. Wtedy George wziął do ręki drugie, w tym też momencie w lusterku pojawiła się jego twarz.
- Lusterka dwukierunkowe. Do komunikacji, jedno masz ty, drugie daj komu zechcesz. Wystarczy powiedzieć wtedy imię tej osoby i możecie rozmawiać. - wyjaśnił Fred.
- Serio? Ale fajne! W takim razie zachowajcie jedno, będziemy mieli kontakt przez święta. - powiedziała radośnie myśląc jednocześnie o tym, że będąc w domu nie będzie musiała ograniczać kontaktu do listów.
- Na pewno? - upewnił się George.
- Na pewno. - dodała i pożegnała się z nimi, życząc wesołych świąt i zastrzegając, że przez prezent i tak od niej nie odpoczną. Zapowiadają się ciekawe święta!

                                                                         ***

Gdy dotarła z ciotką do domu, ten już był cały przyozdobiony, Laura musiała przyznać, że Elizabeth się naprawdę postarała. Choinka w salonie miała dobre cztery metry, prawie wszystkie ozdoby były utrzymane w złoto - czerwonej kolorystyce. Na choince poza bombkami  wisiały drewniane ozdoby takie jak złoty znicz, miniaturowy niuchacz, tej samej wielkości jednorożec, feniks, nieśmiałek czy zielony smok walijski. Laura zastanawiała się nad powodem nagłej fascynacji ciotki magicznymi zwierzętami ale uznała, że i tak się dowie. W tle leciały cichutko kolędy a z sufitu spadał śnieg który po dotarciu na podłogę topniał. W kuchni unosił się zapach świątecznych potraw przygotowanych pod czujnym okiem domowej skrzatki.
- Cześć Carmen - powiedziała mechaniczne Laura w poszukiwaniu źródła pięknego zapachu.
- Witam panienkę. - odrzekła skrzatka i dygła, po czym wróciła do kuchni by nie pozwolić swej pani zepsuć jedzenia które przygotowywała.
- Pani Elizabeth usiądzie i odpocznie. - powiedziała usłużnie trzymając ją z dala od pieczeni by czasem nie przesadziła z przyprawami lub by jej nie przypiekła. Mimo swego szacunku, doskonale znała możliwości kulinarne pani tego domu. Laura rozsiadła się na krześle i pozwoliła nałożyć sobie konkretną porcję wszelkich ciast oraz przygotować sobie najlepszą świąteczną kawę, z dużą ilością kardamonu i cynamonu. Gdy była w trakcie próbowania trzeciego ciasta jednocześnie opowiadając o Hogwarcie zamilkła w pół słowa, gdy zobaczyła w drzwiach uśmiechniętą Gabrielle.
- Mamo! - krzyknęła radośnie rzucając jej się w ramiona.
- Witaj kochanie. - odpowiedziała uściskiem jej matka.
- Jednak zdążyłaś? Gdzie byłaś ostatnio? Nie dostałam od ciebie listu od ponad dwóch tygodni... - powiedziała trochę z wyrzutem a trochę z niepokojem.
- Wiem i przepraszam cię za to, ale nie było jak. Przez ostatnie dwa tygodnie zdążyłam zwiedzić Afrykę i pół Europy. Jedną ze spraw nawet udało mi się zakończyć. Jednak tych najważniejszych wciąż nie. - dodała uprzedzając pytanie córki. Laura ze smutkiem kiwnęła głową na znak zrozumienia.
- Opowiadaj o szkole. Pisałaś mi o tylu nowych przyjaciołach, że proszę teraz rozwinięcie. - powiedziała z uśmiechem. Laura usiadła obok przytulając się i zaczynając swoją historię. Miała jej tyle do opowiedzenia!
                                                                        ***

Święta wyglądały podobnie jak te,które Laura wspominała ze swoich najwcześniejszych lat. Tym razem spędziły je we trzy ( następnego dnia jak się okazało, miały mieć gościa - to wyjaśniło nagłą fascynację ciotki zwierzętami) i zaczęły świętować w Wigilię. Stół uginał się od pysznych dań. Wszystkie trzy kobiety cieszyły się swoim towarzystwem i mówiły jedna przez drugą, opowiadając o swoich wspomnieniach i przeżyciach. Ciotka Elizabeth streściła swoje półroczne podboje skupiając się na ostatnim z mężczyzn, który miał ich odwiedzić następnego dnia (okazało się, że jest magizoologiem), mama opowiedziała o sukcesach w pracy aż w końcu Laura opowiedziała o swojej szkole i znajomościach ( w międzyczasie wezwała ich Carmen która w kuchni pokazała im swój świąteczny prezent w postaci ogromnego tortu w kształcie choinki, którego nie była jednak w stanie sama przenieść do pokoju). Gdy skończyły jeść i z trudem mogły się już ruszać, zaczął się czas rozdawania prezentów. Wśród okrzyków radości każda z nich gromadziła coraz większe stosiki podarków. Laura otrzymała od ciotki piękną nową sukienkę ("Nauka nauką, ale z tego co opowiadasz to dobrze przewidziałam, że co najmniej dwóch się tam już o ciebie stara, wyglądaj przy tym jak na naszą rodzinę przystało!") a do tego zestaw pięknie pachnących świec zapachowych. Od mamy dostała zestaw mugolskich kryminałów (" Wiem jak lubisz tego autora, raz na jakiś czas możesz sięgnąć po coś bez magii") oraz dziennik który działa na zasadzie mugolskiego komunikatora, szybsza wersja listów).Harry dał jej ogromną paczkę jej ulubionych bryłek nugatowo-czekoladowych z napisem "Jeszcze raz przepraszam, Siostro". Od Hermiony dostała nowe pióro, a Ron dał jej opakowanie pieprznych diabełków. Gdy prezenty od bliskich się odliczyły, Laura ze zdziwieniem sięgnęła po ostatnią paczkę która była tylko z inicjałami Laury.
- Carmen, to od ciebie? - zapytała skrzatkę.
- Nie pani, ode mnie był tort.
- To od kogo to? - ponowiła pytanie patrząc na kobiety i jeszcze raz na skrzatkę. Wszystkie pokręciły głowami. Laura otworzyła paczkę. W środku był medalion. Laura obejrzała go ze wszystkich stron, odkryła mechanizm otwierania. Gdy wcisnęła guzik, pokrywka odskoczyła odsłaniając czarno-białe zdjęcie. Dwoje młodych ludzi i małe dziecko. Laura ze zdumieniem wpatrywała się w zdjęcie. Chwilę później podała prezent matce.
- Czy to...
- Tak.Medalion który dałam twojemu ojcu, by zawsze o nas pamiętał. A w środku nasze pierwsze i jedyne zdjęcie we trójkę. - odrzekła Gabrielle uśmiechając się smutno.
-  Jak, kiedy... - nie mogła zrozumieć Laura.
- Nie mam pojęcia kochanie. Ani jak ten prezent tu trafił ani gdzie teraz może być, ale tak czy inaczej, to znak, że wszystko idzie ku dobremu. - powiedziała uśmiechając się, tym razem z nadzieją.

piątek, 8 maja 2020

10. Hogsmeade

Gdy większość upoważnionych do tego uczniów dotarła do Hogsemade nastrój zbliżających się świąt zaczął być coraz bardziej dostrzegalny. Całe miasteczko było przyozdobione świątecznymi stroikami, jemiołą a na każdym kroku zobaczyć można było ogromne choinki ozdobione adekwatnie dużymi bombkami. Gdzieniegdzie można było już usłyszeć kolędy oraz ujrzeć wielu czarodziejów robiących ostatnie świąteczne zakupy przed świętami.
- Jak tu pięknie! Mam wrażenie jakbyśmy przenieśli się w czasie do początków.- zachwycała się Laura. Reszta także była pod wrażeniem, jednak nie do tego stopnia.
- Wiecie, Stany to mimo wszystko stosunkowo młody kraj. - zaczęła tłumaczyć widząc ich zaskoczone miny -  Nie uświadczysz tam takiej średniowiecznej zabudowy jak tutaj. Przez wcześniejsze lata trochę podróżowałam po Europie, byłam z mamą we Francji u rodziny, później z rok w Hiszpanii i Portugalii ale to nie to samo. No i ta magia świąt i śnieg, wszystko razem... Wow.
- To mieszkałaś wcześniej w Europie? - zapytała zaskoczona Hermiona otwierając drzwi Miodowego Królestwa. Nim udało im się dopchać do półek musieli odczekać swoje, Laura kontynuowała więc swoją historię. Weasleyowie słuchali z uwagą.
- Tak, ale to było moje najwcześniejsze dzieciństwo. Nie wszystko z tego czasu pamiętam. Pierwsze wspomnienia właśnie pochodzą z Francji, tam mieszkałyśmy jakiś czas u mojej babki Giselle, mamy mojej mamy. Tamten klimat był chyba najbardziej zbliżony, mieszkałyśmy bowiem w  okolicy Dijon. Miałam tam kilka dobrych wspomnień. - powiedziała z uśmiechem który jednak szybko zniknął. Fred i George wyczuwając nastrój użyli wymówki i zniknęli obiecując szybkie spotkanie. Hermiona także nie naciskała, zmieniła temat pytając o wybór prezentów które planuje kupić na święta.
- Jak teraz w ogóle spędzasz święta? - spytał Ron.
- Jadę do ciotki Liz, mam nadzieję, że i mamie uda się wrócić na czas. - powiedziała dziarsko jednak widać było, że nie ma pewności w jakim gronie spędzi tę gwiazdkę.
- To co kupujesz? Ja zdecydowanie muszę dać rodzicom ten zestaw samoczyszczący zęby. Może zainspiruje ich do jakiegoś wynalazku. - zaśmiała się Hermiona płacąc za swoje zakupy.
- Nie wiem czym mogę zaskoczyć mamę... Może lodowymi płatkami śniegu udekoruję dom ciotki? A w prezencie dam jej zestaw piór które wiecznie gubi. A Liz pewnie ucieszy się z zestawu piękności madame Bellaton. - powiedziała wskazując na witrynę sklepu kosmetycznego Lady Affascinante.
- Jak z Harrym? - zapytał Ron dogoniwszy dziewczyny.
- No ma dotrzeć później, prosto do Trzech Mioteł. Choć dziś, może to być dość niebezpieczne, dużo ludzi. - powiedziała cicho Laura.
- To jest całkowicie niebezpieczne, ja wiem, że chciałby w końcu poznać Hogsmeade, ale mimo to boję się o niego. - dodała Hermiona. Gdy skończyli świąteczne zakupy skierowali się do pubu w którym było mnóstwo osób, udało im się jednak zająć spory stolik. Byli przed czasem, z niepokojem jednak zauważyli, że poza nimi, także nauczyciele postanowili zrobić sobie chwilę oddechu. Zamawiali coś przy ladzie, nie wiadomo jednak było gdzie usiądą. Komplikowało to sprawę spotkania w kwestii dodatkowych zajęć a także zagrażało Harry'emu który pomimo tego, że miał przybyć w pelerynie niewidce, mógł trafić na kogoś kto sprawi mu problemy.  Obserwowali drzwi, w którymś momencie wydawało im się, że ktoś wchodzi, jednak nikt do nich nie dotarł. W tym samym czasie z ulgą dostrzegli, że McGonagall i pozostali nauczyciele skierowali się do innej części sali wraz z Madame Rosmertą.
- A jak wyglądały święta w Hiszpanii? - wrócił do poprzedniego tematu Ron.
- Było ciepło. Trochę brakowało tego śnieżnego uroku. - uśmiechnęła się Laura. - No i jeśli chodzi o jedzenie i ucztę, odbywa się dwudziestego czwartego grudnia. Później święta świętami ale prezenty były zwyczajowo szóstego stycznia dopiero, choć ja zwykle nie dawałam spokoju dorosłym i dostawałam je wcześniej. - urwała bo coraz więcej uczniów zaczęło pojawiać się i kręcić w okolicy ich stolika. Harry'ego wciąż nie było. Jeszcze trochę poczekali, jednak kiedy przy stoliku było już ponad dwadzieścia osób, postanowili zacząć.
- Cześć. - powiedziała niepewnie Laura. - Jak już wiecie, bo z jakiegoś powodu tu przybyliście, chcemy rozpocząć dodatkowe zajęcia. To będzie głównie nauka zaklęć z obrony przed czarną magią. Ogólnie rzecz biorąc nauka samoobrony w tych kiepskich czasach.
- Będą zaklęcia które mogą kogoś schwytać? - zapytał jakiś Puchon.
- Raczej obrony przed kimś kto chce cię zaatakować. Kogo chciałbyś schwytać?
- No wiadomo, Blacka. - zakpił Seamus Finnigan.
- Na przykład. - zaśmiał się jednak widać było, że właśnie to miał na myśli.
- Na to bym nie liczyła. Chodzi o to, by nikt was nie skrzywdził, żeby można było się czuć względnie pewnie i bezpiecznie. Chwytanie złoczyńców lepiej zostawić zawodowcom.
- Kto ma prowadzić te zajęcia? - spytała jakaś Krukonka.
- Lupin obiecał nam pomóc. Nie wiem, czy na wszystkich zajęciach z nami będzie, ale to on zostanie nadzorującym.
- To jeśli go nie będzie, to kto?
- To które akurat będzie znało odpowiednie zaklęcia. Nie mam się za eksperta, ale znam kilka nadprogramowych. Choć nie ukrywam, przydałby się ktoś, kto jest prawdziwym nauczycielem.
-  Skoro żadnych konkretów to pewnie nie dowiemy się jaki cel mają w ogóle te zajęcia?  - rzucił znów urażony Puchon.
- Taki bezpieczny się czujesz? Nie pamiętasz ostatnich dwóch lat w Hogwarcie i wydarzeń Harry'ego?- zaczął Ron.
- Jak zapewne zauważyliście, Azkaban okazuje się zawodzić. - zaczęła powoli. - Skoro on to i władze Ministerstwa.- Wśród uczniów usłyszeć można było szmer poruszenia. - Nie wiemy dokładnie co się dzieje poza murami zamku ale i tutaj panoszą się dementorzy którzy pozwalają sobie na zbyt wiele. A poplecznicy Voldemorta - tym razem szepty był coraz głośniejsze. Uczniowie wymieniali się przerażonymi spojrzeniami a na Laurę patrzyli jak na wariatkę. - Wciąż czekają na jakiś sygnał. I nawet, jeśli on nie powróci, nie zdziwi mnie wcale, jeśli znajdą sobie nowego przywódcę. Zło zawsze jakoś powraca. - zakończyła pewnym głosem, choć wiedziała, że nie każdego przekona.
- Skąd ten pomysł? Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać zdechł to po co mieliby się wychylać ci którzy mu kiedyś wierzyli... - rzucił tym razem Krukon z piątej klasy.
- Jasne, zdechł. A dowody, naprawdę nic nie pamiętasz? - wtrącił znów Ron.
- Jesteś pewien? A historia sprzed dwóch lat która się u was wydarzyła nie dała ci nic do myślenia? - zapytała, choć nie miała ochoty na przekonywanie ludzi, którzy byli głusi na informacje inne niż te, podawane przed prasę. - Dobrze, skoro czujesz się tak pewnie, to co tu dziś robisz? - Chłopak się zaczerwienił, obrócił się na pięcie i wyszedł. Za nim wyszło także kilka osób, jednak pozostali rozsiedli się i zaczęli słuchać Laury z coraz większą uwagę. Dodało jej to pewności siebie, jednak wciąż martwił ją brak obecności Harry'ego, nawet jeśli miał być gdzieś obok i nie mógł się pokazać. Co mogło mu się stać po drodze? Odrzuciła jednak na razie tę myśl. Gdy opowiedziała po krótce czym będą zajmować się na zajęciach, usłyszała radosne zaciekawienie i optymizm.
- A czy pani profesor poprowadzi również parę zajęć z eliksirów? - usłyszała żartobliwe pytanie, jednak słychać w nim było nutę podziwu. To był Fred Weasley.
- Nie wiem czy mogę tu coś obiecać, nie jestem specem, a na pomoc Snape'a bym nie liczyła. - odparła, jednak kilka głosów zaoponowało.
- Pomoc Snape'a może nie, ale ty chyba znasz całkiem sporo receptur. W końcu to chyba pierwszy raz od dekady conajmniej, gdy nietoperz dał punkty komuś spoza Slytherinu. - wtrącił George. Laura uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Zaklęcia i eliksiry to dobre połączenie. Nigdy nie wiadomo z czym przyjdzie ci się zmierzyć. A niektóre eliksiry działają jak amulety. - wtrąciłą się Luna. Niektórzy spojrzeli na nią jak na wariatkę, jednak ta niczym się nie przejęła.
- W takim razie, mogę przygotować kilka przydatnych receptur. Postaram się jeszcze dowiedzieć u źródeł mojej wiedzy. - pomysł ten przywitał się z dużym zainteresowaniem. Zwłaszcza, ze strony Neville'a, który wciąż pamiętał pomoc Laury gdy ten spaprał swój eliksir. Gdy spisano listę padło ważne pytanie, o czym Laura niestety nie pomyślała.
- A kiedy będziemy się spotykać? Jakieś ustalone dni? Gdzie? - spytał Seamus.
- W pokoju życzeń. Jednak masz rację, trzeba się kontaktować, gdzie to akurat ma się odbywać... - zawiesiła głos. Jak mogła nie pomyśleć o takiej podstawowej sprawie?! Hermiona zaczęła intensywnie się zastanawiać i już miała coś powiedzieć, ale bliźniacy ją uprzedzili. Podeszli do Laury.
- Uznajmy, że to nasz wkład w zajęcia. Jak już wiesz, od jakiegoś czasu sprawdzaliśmy pokój życzeń. Okazuje się, że jeśli dobrze sformułujesz swoją prośbę, czyli na przykład w naszym przypadku: potrzebuję miejsca do zajęć, tu dajesz szczegóły, musisz na końcu dodać - niewidoczne dla innych, poza członkami stowarzyszenia. Wtedy, nawet, jeśli spróbujesz wejść, nie ma opcji, trafi się do zwykłej komórki na miotły. - wyjaśnił George.
- A jeśli chodzi o informacje na temat zajęć, możemy wypróbować metodę Huncwotów. - powiedział Fred tak, by pozostali tego nie usłyszeli. Laura spojrzała na niego pytająco. - Kawałek pergaminu, na który póki nie rzucisz na niego odpowiedniego zaklęcia, będzie zwykłą, niewinną kartką. Po zaklęciu, pokaże datę i miejsce następnego spotkania. Później rzucasz zaklęcie i znów jest to zwykły kawałek pergaminu.
- To genialne! Ale nie wiem, czy potrafię rzucić takie zaklęcie.
- Zrobiliśmy to za ciebie. W ramach twojego procentu zysków. - powiedział z uśmiechem Fred wręczając jej niepozorny kawałek pergaminu i zaprezentował jego działanie. - Póki co mamy dziesięć, ale zdążymy dorobić dla reszty Gryfonów, póki co rozdaj innym domom.
- Uwielbiam was! - powiedziała całując każdego w policzek i zajęła się wręczaniem i objaśnianiem działania innym. Weasleyowie nie byli już tym tak zaskoczeni, nawet mogłoby się im to spodobać - pomyśleli oboje. Chwilę później znów wyszli tłumacząc się załatwianiem ostatnich sprawunków przed poniedziałkowym wyjazdem. Większość uczniów także wyszła. Znów zostali we trójkę.
-Świętnie poszło! Ale gdzie jest Harry? Martwię się o niego... Powinniśmy wrócić do zamku. - powiedziała Hermiona dopijając piwo kremowe i wkładając płaszcz. Ją także trapiło to co Laurę. Cała trójka zaczęła kierować się do wyjścia. Także nauczyciele wyszli z zamkniętego pokoju i zaczęli szykować się do wyjścia. Można powiedzieć, że idealnie wyrobili się w czasie. Gdy wyszli na zewnątrz, za nimi znów trzasnęły drzwi, lecz nikt nie wyszedł. Laura i Hermiona bez słowa zaczęły się rozglądać, po chwili ruszyły w stronę Wrzeszczącej Chaty. Ron poszedł za nimi, ale niewiele rozumiał.
- Nie mieliśmy iść do zamku? - zapytał zdezorientowany. Hermiona ze zniecierpliwieniem pokazała na pojawiające się ślady stóp przed nimi. Chwilę mu zajęło połączenie faktów, po chwili domyślił się, że idą za Harrym. Gdy dotarli do miejsca gdzie byli już całkowicie sami, ślady zatrzymały się.
- Harry... Gdzie byłeś, co się stało? - zapytała Hermiona zbliżając się powoli do miejsca, gdzie prawdopodobnie siedział. Gdy delikatnie zdjęła mu pelerynę, ten cały się trząsł. Chwilę wszyscy milczeli, czekali, aż im wszystko wyjaśni.
- Gdy dotarłem do Trzech Mioteł, miałem do was iść, ale usłyszałem, jak McGonagall mówi coś o Blacku... Postanowiłem iść za nimi, żeby się czegoś dowiedzieć. No i się dowiedziałem, aż za dużo! - powiedział ze złością. Laura spojrzała na niego z niepokojem.
- Czego się dowiedziałeś? - spytał Ron.
- Że on był ich przyjacielem! Tyle lat się przyjaźnili  a on ich zdradził! Wydał Voldemortowi jakby nic dla niego nie znaczyli! W dodatku zabił innego z przyjaciół! Skoro w takim razie chce dokończyć co zaczął, będę na niego czekał. A potem go zabiję. - mówił z nienawiścią w głosie. - A ty go broniłaś! Wiedziałaś jak cudowny był mój kochany ojciec chrzestny? Wiedziałaś o tym wszystkim?! - krzyczał kierując całą złość na Laurę. Ta usiadła zrezygnowana spuszczając głowę. Hermiona i Ron patrzyli na nich nie rozumiejąc co się dzieje. Nie dopytywali o jego rozmowę z Laurą o jakichś sekretach, teraz tym bardziej próbowali zrozumieć co się dzieje, łącząc informacje.
- Wiedziałam, że się przyjaźnili, owszem. - zaczęła szeptać Laura. - O tym kim dla ciebie był, także wiedziałam, o czym ci powiedziałam. Jeśli chodzi o to morderstwo, o którym mówisz, rozumiem, że masz na myśli Petera Pettigrew? - jej ton się zmienił.
- O wszystkim wiedziałaś i wciąż uważasz, że jest taki niewinny?! Morderstwo to nic? - krzyczał dalej Harry.
- Nie. Morderstwa nie da się wybaczyć. Ale rozmawialiśmy już o tym. Po świętach może uda mi się więcej dowiedzieć. Harry, proszę cię, nie nakręcaj się tak, bo to nic nie zmieni. - mówiła starając się opanować sytuację.
- Ja mam się na nakręcać? To nie twoich rodziców zabił Voldemort przy pomocy jakiegoś zdrajcy!
- Tego nie wiesz. - powiedziała zimno. - Nie tylko twoi bliscy źle skończyli przez zdrajców. Ale jeśli wolisz się nad sobą użalać, droga wolna. Jeśli chcesz, mogę być tą złą na której się wyżywasz, ale to nie ja jestem winna.
- Nic mi nie mówisz a potem masz pretensje, że dowiem się prawdy od kogoś innego?! - warknął ale nie wiedział jak odnieść się do pierwszej części jej wypowiedzi.
- Prawdy? - żachnęła się Laura.  - Pogłosek. Czy w tym cholernym kraju naprawdę nie może być u władzy kogoś kto tę prawdę będzie chciał odnaleźć? - zapytała retorycznie. Harry nic już jej nie odpowiedział. Założył pelerynę i odszedł bez słowa. Hermiona i Ron niepewni po której stronie się ustawić. Hermiona ruszyła za Harrym rzucając jej przepraszające spojrzenie. Ron spojrzał na Laurę jakby oczekując, że powie jak ma się zachować.
- Idź. Ja muszę dokończyć jeszcze zakupy. - powiedziała. Ron stanął w pół kroku obserwując dziewczynę. - Idź do cholery! Chcę zostać sama. Tak, wiem, że ty mnie nie znienawidziłeś. Doceniam. Ale idź za nim i przypilnuj, żeby nie zrobił czegoś głupiego. - dodała widząc, że wciąż jest niezdecydowany. To go przekonało i dogonił Hermionę (i prawdopodobnie Harry'ego, zaczął bowiem padać śnieg i nie widać tak dobrze było już śladów). Laura usiadła na poręczy osłaniającej obszar Wrzeszczącej Chaty. Starała się uspokoić, ale było to trudne. Dlaczego teraz, kiedy wszystko szło w dobrą stronę? Siedziała tam dobry kwadrans, po czym postanowiła wracać, robiło się bowiem już ciemno. Większość uczniów była już w zamku lub w drodze do niego.Nie był to jednak dobry moment i nie ona jedyna została jeszcze w Hogsmeade.
- A co to się stało, panna Zawsze Mam Ripostę Albo Obrońców tym razem sama? - usłyszała kpiący głos. No tak, jak już się sypie, to po całości.
- A ty jak zawsze z obstawą. Co, boisz się, że sam byś nie trafił? - rzuciła z ironią, jednak wcale nie podobało jej się to spotkanie.
- Wielka czwórka się rozpadła? Jakie to smutne. Miałaś szansę wybrać lepiej od początku, to teraz pora na nauczkę. - powiedział podnosząc różdżkę. Laura także przygotowała się do walki, choć bardzo było jej to teraz nie na rękę. Gdy tylko Malfoy zaczął wypowiadać zaklęcie, Laura rzuciła na niego drętwotę. Malfoy zastygł w bezruchu, a jego goryle, Crabbe i Goyle przez dłuższą chwilę stali zdezorientowani jednak potem ruszyli w jej stronę. Im różdżki specjalnie potrzebne nie były, a Laura nie wiedziała jak obezwładnić obu, skoro w tym momencie byli już tak blisko... W tym momencie od strony Wrzeszczącej Chaty zaczęły dobiegać upiorne dźwięki a przy tym wielkie kule śniegowe zaczęły celować w dwóch nierozgarniętych Ślizgonów którzy jednak zorientowali się na tyle, że zaczęli uciekać. Gdy dopadły celu, pojawiały się kolejne, także Malfoy gdy efekty zaklęcia minęły zaczął uciekać w komiczny sposób skacząc na jednej nodze, druga powiem wciąż była unieruchomiona. Gdy Laura została sama starając się dobrze zapamiętać tę scenę zaczęła się rozglądać za swym wybawicielem, wiedziała, że Chata sama z siebie nie pomogła jej. Chwilę później zza drzew wyszli bliźniacy starając powstrzymać śmiech. Fred ukłonił jej się przesadnym gestem.
- Brygada Antymalfoyowa zgłasza gotowość do pomocy po raz kolejny.
- W każdej chwili.
- Dwadzieścia cztery godziny na dobę. - mówili jeden przez drugiego.
- Po raz kolejny, nie wiem jak się wam odpłacę. - powiedziała nie mogąc ukryć uśmiechu.
- Czemu jesteś tu sama? - zapytał George, wyjątkowo poważnie.
- Powiedzmy, że konflikty rodzinne. Posiadanie brata jednak może być trudne. - próbowała obrócić wszystko w żart, jednak przez ostatnie wydarzenia emocje wzięły górę i po twarzy popłynęły jej łzy.
- Pokłóciłaś się z Harrym? Czyli jednak się pojawił? - domyślił się Fred, obejmując ją po przyjacielsku.
- Tak. I to był błąd... Ale nie chcę was zanudzać.- powiedziała ocierając twarz i starając wziąć się w garść.
- Posłuchamy. W końcu nie macie na to papierka o więzach krwi, zmień brata. Co powiesz na dwóch, w cenie jednego? - dodał George obejmując ją z drugiej strony.
- Biorę w ciemno. - powiedziała uśmiechając się przez łzy i dając prowadzić się dwóm rudzielcom do zamku.