-Lucjuszu, zdaje się, że umówiliśmy się inaczej. - odezwał się Snape orientując się w sytuacji. Dał znak uczniom, by dali mu działać, ale gdy będzie możliwość, mają uciec. Syriusz, który był na końcu, został w cieniu, nie pokazując swojej obecności. Gdy reszta ruszyła parę kroków, a Snape podniósł różdżki które wcześniej wypadły na ziemię, z premedytacją zostawił jedną z nich, prawie niezauważalnie kopiąc ją w gęstszą trawę. Dementorzy chwilowo zatrzymali się za grupą zakapturzonych śmierciożerców, jednak widać było, że mają wielką ochotę na zbliżenie się do szóstki osób która właśnie się pojawiła.
- Och Snape, daj spokój, jeden dzień w tę czy tę. Nie udawaj, że nie podoba ci się ta niespodzianka. Miło z twojej strony, że zostawiłeś nam wskazówkę która nas tu poprowadziła. - uśmiechnął się Malfoy. - Jak widzisz, udało mi się zebrać naszą dawną grupę, choć w nieco okrojonym składzie. Nasz pan nas potrzebuje. Inne czynniki które są ponoć potrzebne, też widzę przygotowałeś. To co, możemy zacząć? - spytał dając jednocześnie znak dementorom, że mają wolną rękę. W tym momencie Snape złapał Harry'ego za ramię. Laura obejrzała się za siebie, ojciec dał znak, że ma milczeć. Nie potrafiła się odnaleźć w tej sytuacji, tym bardziej, iż gdy Snape zaczął odchodzić z wyrywającym mu się Harrym, a Ron i Hermiona zostali zatrzymani przez dwójkę innych śmierciożerców, co najmniej kilkunastu dementorów zaczęło zbliżać się w ich stronę. Na oślep zaczęła rzucać zaklęcia, drętwoty oraz Expecto Patronum, nie miała jednak wystarczająco dużo siły by zatrzymać kreatury. Jako jedyna miała różdżkę, Hermiona i Ron byli zdani tylko na nią. Malfoy oddalając się rzucił przez ramię - Avery, Nott pospieszcie się, mamy do załatwienia parę rzeczy w okolicy. - mruknął i chwilę później nie było już go widać. Śmierciożercy którzy zostali spojrzeli po sobie wzrokiem do złudzenia podobnym jak młodzi pomagierzy Draco. Tę chwilę wykorzystał Syriusz który rzucił się błyskawicznie za różdżką którą zostawił mu Snape. Obezwładnił jednego, drugi dzięki poświęceniu Rona, który wyszarpał się Nottowi i rzucił go na ziemię, pomimo swych złamań, został unieszkodliwiony przez Laurę.
- I co teraz? - powiedziała Hermiona z paniką w głosie. Nim jednak mogli pomyśleć nad jakimś dalekosiężnym planem, pozostało im się uporać z dementorami którzy nacierali na nich coraz mocniej. Laura złapała ojca za rękę i jednocześnie wypowiedzieli zaklęcie. Z obu różdżek wypłynęły dwie mgliste postaci dużych psów. U Laury był to owczarek niemiecki a u Syriusza wilczarz. Patronusy na chwilę połączyły się, dając ogromną błękitną łunę, a chwilę później rozdzieliły się, każdy podążając w inną stronę odganiając na dobre cała grupę obrzydliwych stworzeń.
- To było ekstra. - powiedział z uznaniem Ron wstając z ziemi obserwując magiczny spektakl.
- Dzięki. Tato, o co mogło chodzić Malfoyowi, do czego potrzebny im Harry? - spytała Laura opuszczając różdżkę, jednocześnie kończąc działanie zaklęcia.
- Nie mam pojęcia córeczko. Nie rozumiem, w jaki sposób śmierciożercy w ogóle się tu pojawili oraz czego szukają pod samym nosem Dumbledore'a.
- A co ze Snapem, po czyjej stronie on jest? - rzuciła pytanie Hermiona.
- To dobre pytanie. Zostawił nam różdżki i nie wydał mnie, więc można wnioskować, że coś pod tą tłustą kopuła mu się poukładało, jednak on nigdy nie był postacią jednoznaczną. No i nie mam pojęcia do czego potrzebny im Ha... - nie dokończył, bo w tym samym momencie, usłyszeli doprowadzający do gęsiej skórki wycie wilka.
- Zdaje się, że o kimś zapomnieliśmy. - odezwała się Hermiona.
- Lupin da sobie radę. Musimy zacząć od Harry'ego, bo każda sekunda gdy jest w rękach Malfoya może być jego ostatnią. Nott i Avery - powiedział z pogardą patrząc na dwie postaci leżące związane u jego stóp - nie byli najgoroźniejsi, nie wiem do końca ilu ich tu jest, ale widziałem, że był z nim jeszcze Dołohow i Rookwood, a to nie wróży nic dobrego. Nawet jeśli nie grzeszą inteligencją, są niebezpieczni i okrutni.
- Ale co ze Snapem? - drążył Ron.
- Z tego co wiem, jest podwójnym agentem. Myślę, że gdy zobaczył Pettigrew, zrozumiał coś.
- On też uciekł. - dodała Laura.
- Póki jest szczurem, a śmierciożercy o tym nie wiedzą, nie powinien być groźny. Nie ma różdżki, bo tę odzyskał Snape. Dobrze, zacznijmy od wrzucenia ich pod w bezpieczne miejsce, chociaż ci będą z głowy. - powiedział Syriusz dając jednocześnie ich różdżki Hermionie i Ronowi. Gdy zabezpieczyli więźniów i wrzucili do tunelu ukrytego pod wierzbą, wszyscy patrzyli na Syriusza, z nadzieją, na jakiś plan.
- Wracamy do szkoły. - odezwała się Laura. - Nie wierzę, żeby udało im się tam dostać, nawet nie wiem czy tam planowali iść, ale musimy kogoś poinformować.
- No ale nie mogli tam sobie ot tak wejść. Szkoła ma zabezpieczenia a poza tym, wciąż kręci się tu Knot i w końcu jest tu Dumbeldore na miłość boską! - warknęła poirytowana Hermiona.
- To prawda. Hermiono. Idźmy do zamku, jeśli jednak spotkamy ich, wy wiejecie, jeśli się da, to kogoś poinformować, jeśli nie, po prostu uciekacie. Mamy chociaż przewagę, że nie wiedzą o mnie. - odezwał się Syriusz.
- Tato, ty nie powinieneś póki co pojawiać się w szkole. Jesteś poszukiwany, a Pettigrew zniknął, to raz, dwa, nie pokonasz sam nie wiadomo ilu śmierciożerców! - tym razem dała głos irytacji Laura.
- Pettigrew to istotny problem, natomiast pierwszeństwo ma Harry. Przeze mnie go złapali. - powiedział z poczuciem winy idąc szybko przed siebie. W tym momencie coś wpadło mu pod nogi, prawie powodując jego wypadek. Zaklął siarczyście, gdy jednak zobaczył kota, jego mina zmieniła się diametralnie.
- To ten mądry kot! - powiedział z radością. Laura spojrzała na niego zaskoczona, a chwile później w kocie rozpoznała Krzywołapa.
- To mój kot. - odezwała się Hermiona nie rozumiejąc do końca sytuacji.
- Jest wyjątkowo inteligentnym zwierzakiem, nie raz mi już pomógł. Czy będzie w stanie zanieść wiadomość? W ten sposób możemy poinformować Dumbledore'a.
- Oczywiście. - powiedziała podając mu zwitek pergaminu by napisał wiadomość. Gdy Syriusz skreślił pospiesznie kilka słów, Hermiona przyczepiła karteczkę do obroży zwierzaka. - Krzywołapku, zanieś to dyrektorowi. - powiedziała patrząc w mądre oczy kota. Ten kiwnął łbem i ruszył pospiesznie w stronę zamku, jednak wybrał inną trasę niż większość zebranych tu ludzi, którzy pospieszyli w stronę głównego wejścia, choć niekoniecznie najszybszą trasą. Nie doszli tam jednak, bowiem na wysokości jeziora, dojrzeli walkę. Z tej odległości ciężko było dostrzec kto walczył, jednak z pewnością można było ocenić, iż była to walka na śmierć i życie. Laura tknięta najgorszymi przeczuciami ruszyła bez zastanowienia, lecz zatrzymał ją Syriusz.
- Wy nie idziecie. Skoro wszystko zogniskowało się tutaj, można przypuszczać, że zamek jest bezpieczny. Idźcie do zamku, może zdążycie przed kotem. Ja spróbuję ich powstrzymać. - odezwał się Black.
- Oboje wiemy, że poza śmierciożercami są tam aurorzy i oboje wiemy, że może tam być mama! - pisnęła histerycznie Laura. Jej zwykle blade policzki, przybrały barwę karmazynu. Była cała rozpalona, targały nią takie rozterki, jakich nigdy nie czuła. Bała się o matkę, która bez problemu wydostałaby się ze szpitala, zwłaszcza, że jej przeczucia były dużo silniejsze niż córki. Jeśli choć przez chwilę czuła, że może jej się coś stać, na pewno by tu przybyła.
- Przecież twoja mama była w szpitalu... - odezwał się Ron.
- Co nie znaczy... - urwała oddychając płytko,cały czas wpatrując się w scenę oddaloną od nich o kilkadziesiąt metrów. Nie widać było twarzy, jednak przeczuwała, że jest tam ktoś jej bliski. Przede wszystkim, widziała osamotnioną postać, uwięzioną po stronie śmierciożerców pilnowana przez jedną postać.
- Tam stoi Snape i Harry. - powiedziała Hermiona odczytując jej myśli. - Pójdziemy wszyscy.
- Ledwo co udało się z dwójką, ich jest więcej. Do zamku! - wrzasnął Syriusz, jednak sam doskonale zdawał sobie sprawę, że nie słuchałby na ich miejscu. Nie patrząc na to, w którą stronę poszli( jednak uspokoił go fakt, iż nie słyszał ich stóp za sobą), on ruszył w stronę jeziora. Zaczął skradać się, by jak najmniej zauważony dotrzeć i mieć chwilę przewagi dzięki zaskoczeniu. Im bardziej się zbliżał, tym lepiej słyszał co dzieje się przed nim.
- Ile razy jeszcze zamierzasz nam przeszkadzać? Ostatnio nie skończyłaś najlepiej. - odezwał się zimny głos Malfoya. Stał celując różdżką w osobę, którą zasłaniało mu drzewo.
- Mam nadzieję, że to ostatni raz. - odrzekł tak dobrze znany mu głos. Serce zaczęło mu walić jak młotem. Ścisnął mocniej różdżkę i powoli zaczął obchodzić jezioro ukrywając się za drzewami. Przyglądał się swojej żonie, która pomimo, iż straciła co najmniej kilka kilo od kiedy widział ją po raz ostatni, wciąż miała determinację w oczach.
- O, w tym akurat się zgadzamy. - odrzekł Malfoy z kwaśnym uśmiechem rzucając w nią zaklęciem które skutecznie odbiła, jednak po jej stronie był tylko jeden auror, trzeci leżał nieruchomo zaraz obok jeziora. Śmierciożerców było ośmioro jak oszacował szybko Black. Snape wciąż stał przy Harrym który był skrępowany. Snape zdawał się był całkowicie spokojny, Syriusz miał jednak nadzieję, że mają go po swojej stronie. Nie zastanawiając się dłużej, Black rzucił zaklęciem w Malfoya który padł na ziemię całkowicie sparaliżowany. Gabrielle krzyknęła zaskoczona wpatrując się w twarz swojego męża tracąc skupienie, ta sekunda wystarczyła. Rookwood który tylko czekał na nadarzającą się sytuację skierował różdżkę na aurorkę.
- Nareszcie koniec twojego wtrącania się w nie swoje sprawy. Avada Kedavra. - powiedział a matka Laury padła bez życia. Jej blond włosy rozsypały się na ziemi, a oczy wciąż szeroko otwarte skierowane były tam, gdzie chwilę temu stał Syriusz. Black oszalały z rozpaczy, wrzasnął głośno i bez zastanowienia zabił dwóch śmierciożerców którzy stali najbliżej, nie wiedząc nawet, że potrafi tego dokonać. Jego ból i żal były tak ogromne, że przepełniły go bez reszty. Oszołomiony jednak bardzo zdeterminowany auror także miotać klątwami walącząc z dwójką śmierciożerców naraz.Na Rookwooda Syriusz przed uśmierceniem go, rzucił jeszcze Cruciatusa. W tym momencie uaktywnił się w końcu Snape, który zaczął walczyć z jednym z tych, którzy dotąd mieli go jako swego pobratymcę, szokując przy tym resztę. Mruczał coś przy tym uwalniając Harry'ego i próbując zabrać go, jednak nie dość skutecznie. Przez to, iż skupił się na uwolnieniu Harry'ego, nie zdążył zareagować na odzyskanie świadomości przez Malfoya.
- Byłeś zdrajcą, cały czas! - wrzasnął z trudem wstając, jednak w jednej chwili łapiąc różdżkę. - Skoro ja nie mogę dostarczyć Pottera tam gdzie trzeba, nikt tego nie zrobi. - powiedział kierując zaklęcie w stronę Harry'ego. Gdy Syriusz zorientował się co dzieje się za nim, w jednej chwili rzucił się przed Harry'ego i Snape'a (który osłonił ramieniem chłopca). Ciszę która na chwilę zapadła, przerwał ogłuszający krzyk rozpaczy, który słychać było przynajmniej na odległość kilometra. Gdy krzyk się skończył, nie minęła nawet sekunda, gdy Laura zupełnie innym głosem zaczęła wypowiadać zaklęcie, którego nigdy dotąd nie powiedziała.
-Avada... - zaczęła cedzić kierując różdżkę w stronę Malfoya. Jej umysł całkowicie się przestawił. Ręka przestała drżeć.Wyłączyła na chwilę emocje, człowieczeństwo i zamierzała ukarać człowieka, przez którego w ciągu paru minut straciła oboje rodziców.
-DOŚĆ!- zagrzmiał głos, który był donośniejszy niż cokolwiek wcześniej. W jednej chwili wszystko zamarło. Ludzie, każde w innej pozycji i momencie, rośliny, nawet nadlatujący dementorzy. Wszystko się zatrzymało.