środa, 27 maja 2020

12. Atles del cel

Święta mijały błyskawicznie. W drugi dzień świąt, odwiedził ich zapowiadany wcześniej gość ciotki, dodając kilka kolejnych prezentów pod postacią magicznych zwierząt w różnej formie, od czekoladowych gryfów po zaczarowane maskotki w kształcie  kuguchara i demimoza, pojawiła się także zapalcznika w kształcie ogniomiota chińskiego. Chwalił się także zdjęciami ze swoich wypraw. Laura uśmiechała się grzecznie oraz machinalnie potakiwała na zadawane pytania, jednak jej myśli wciąż krążył wokół prezentu od ojca. Cały czas przetwarzała w głowie wieczór, jednak nie mogła znaleźć żadnej luki ani sposobu na odnalezienie odpowiedzi. Jak to dostarczył? Skąd wiedział gdzie są? Co się z nim dzieje? Dlaczego skoro mógł tu dotrzeć, nie zaczekał na nią, dlaczego nie chciał porozmawiać? Nie mogła znaleźć odpowiedzi na te pytania. W którymś momencie miała już dość szczebiotania ciotki i jej trochę zbyt zarozumiałego amanta, wyszła więc pod pretekstem odrobienia prac domowych. Gdy doszła do pokoju, sięgnęła po książki by upozorować swoją wymówkę, zaraz później jednak sięgnęła do magicznego lusterka od bliźniaków. Potrzebowała z kimś porozmawiać. Chwilę zastanawiała się, co mogą teraz robić w Hogwarcie, uznawszy, że nie powinni być teraz zajęci sprawdziła czy prezent działa.
- Dzień dobry siostrzyczko - usłyszała zgodny chór bliźniaków  i uśmiechnęła się na widok ich przepychania się by lepiej ją widzieć. - No i jak święta? Już po obżarstwie? U nas skrzaty dały naprawdę świetny popis. - dodał George chwilowo wygrywając walkę z bratem przejmując lusterko.
- Oj zdecydowanie. Skrzatka ciotki w pełni dała radę. No i jak u was? Jak nastroje? Ile w ogóle osób zostało?
- W wieży zostaliśmy w sumie tylko my i Harry. A właśnie, słyszałaś newsa? Harry dostał Błyskawicę, dasz wiarę? - odezwał się tym razem Fred odbierając bratu komunikator.
- Serio, Błyskawicę? To przecież najnowszy model! - krzyknęła z uznaniem. - Ale to chyba nie od tych jego mugoli? Szczerze wątpię, by dali mu cokolwiek.
- Tego nie wiadomo. Nie była podpisana. Może to jakiś fan naszej drużyny. - mówili jeden przez drugiego.
- Ale aż tak? Aż wierzyć się nie chce.
- Jak go złapiemy to damy go do telefonu. - zażartował George.
- Punkt za znajomość mugolskich sprzętów. - pochwaliła Laura.
- W końcu ojciec się tym zajmuje. Nie popełnilibyśmy takiej gafy jak nasz brat. A teraz powiesz co się dzieje? - powiedział zmieniając na poważny ton Fred. Parzył na jej uśmiech, choć w oczach widać było smutek.
- Nic, naprawdę. Po prostu... Dostałam prezent od taty. Którego nie widziałam... Od naprawdę dawna. Ale nie było ani listu, ani nic, nie rozumiem tego. - powiedziała smutno uświadamiając sobie, że w sumie z bliźniakami prawie w ogóle o tym nie rozmawiała.
- On też był aurorem? - zapytał George.
- Też walczył ze złem. - powiedziała krótko. - W którymś momencie za mocno komuś podpadł i...  On długo walczył, jednak miał pewne złe przeczucia dlatego dał mamie instrukcje, co ma robić gdyby coś złego mu się stało. Dlatego musiałyśmy z mamą uciekać, dla własnego bezpieczeństwa i na prośbę taty. Potem mama stała się aurorką by walczyć. O tatę i o ogólnie pojęte dobro. Ale z tatą kontaktu nie udało się odzyskać... - powiedziała dzięki czemu poczuła dziwną lekkość, chyba nigdy wcześniej nikomu nie wyjawiła aż tyle. Bliźniacy chwilę milczeli w zadumie - to był wyjątkowo dziwny obraz.
- Jesteś pewna, że nigdzie nie ma ukrytego listu? Są różne sposoby na sprawdzenie... - odezwał się w końcu George.
- Nie ma nic. Sprawdziłam chyba w każdy możliwy sposób. - powiedziała sięgając jeszcze raz do medalionu. Przybliżyła go do lusterka by bracia mogli mu się przyjrzeć. Otworzyła go po raz kolejny i sprawdzała każde miejsce, nic się nie wydarzyło. Rzuciła także parę zaklęć, jednak nic się nie wydarzyło.
-  A próbowałaś Revelio w innym języku? Czasem to też sposób na ukrycie. - podsunął Fred. Laura spojrzała na niego zaskoczona, dlaczego sama o tym nie pomyślała! Zdjęła medalion a obok postawiła lusterko.
- Revelio! Musiałam jeszcze raz spróbować.- wyjaśniła bliźniakom którzy przyglądali się jej poczynaniom. Odchrząknęła. - Monstrar! - szepnęła, jednak nic się nie wydarzyło. - Spectacle!   Espectatle! - powiedziała bez większych nadziei, wtedy jednak oboje bliźniacy krzyknęli.
-Jest! Jakiś napis pojawił się z boku, obok otwierania! - Laura szybko obróciła medalion i przeczytała. - Atles del cel.
- To hiszpański? - spytał George.
- Chyba tak. Albo kataloński. Coś mi to mówi, ale nie do końca pamiętam. Moment! - powiedziała odbiegając w stronę biblioteczki w poszukiwaniu słownika. Nie mogła go jednak znaleźć. Sprawdziła jeszcze pokój mamy i ciotki ale nie było go nigdzie, wróciła do siebie i z zaskoczeniem sięgnęła słownik leżący na komodzie z jej rzeczami  - Atlas chmur! - powiedziała triumfalnie, jednak niewiele jej to rozjaśniło. Do przyjścia pewnej myśli, gdy ze słownika wypadła kartka.
- Panowie, kocham was, ale muszę to rozwikłać. Obiecuję, odezwę się jeszcze! - powiedziała i pożegnała się szybko. Sięgnęła po kartkę i poczuła dziwne mrowienie. Na wierzchu był podpis:  Laura Adara. B

Kochana Lauro!
Wybacz, że w tej formie, oraz że nie mogliśmy się spotkać,  a ja jestem tak tajemniczy. Nie mogę Was jednak narażać, a w tej chwili nie ma bezpiecznego sposobu na kontakt. Serce mi pęka na myśl, że gdy będziesz to czytać, ja będę już daleko, jednak inaczej nie mogę, jeszcze nie teraz,wyjątkowo ryzykowne było podrzucenie listu i prezentu. Jednak do sedna, po pierwsze gratuluję Ci przyjęcia do Gryffindoru, domyślam się, że masz już wielu przyjaciół oraz jestem przekonany, że uczysz się tak dobrze jak mama w twoim wieku, na pewno to po niej odziedziczyłaś intelekt. A skoro o niej mowa - z tego co mi wiadomo, jesteśmy coraz bliżej rozwiązania sprawy, do tego jednak czasu postaraj się nie wychylać. Mam pewien pomysł a sposób dzięki któremu znalazłaś ten list, to pewne hasło, które pomoże nam się skomunikować, najszybciej jak się da. Do szybkiego zobaczenia córeczko. Kocham cię!
                                                                                                     Tata

Laura przeczytała list jeszcze kilka razy, jednak niewiele z niego mogła zrozumieć. Przede wszystkim nie wiedziała, w jaki sposób tacie udało się to wszystko zorganizować. Po drugie, jak i kiedy był w domu? No i co to hasło ma jej dać skoro nie wyjaśnił jej wszystkiego? Sięgnęła jeszcze raz po medalion, jednak nie było na nim już żadnego napisu. Szybko zeskoczyła z łóżka i zeszła na dół by porozmawiać z matką, to wszystko musi mieć jakieś sensowne wyjaśnienie!

                                                  ***

Gdy Laura wróciła do Hogwartu, w szkole był ogromny gwar. Każdy się przekrzykiwał opowiadając o swoich świętach. Nastrój był radosny, jednak okazało się, że nie dla każdego. Gdy tylko Hermiona dowiedziała się o prezencie Harry'ego poszła z tym do McGonagall, wtedy zaczęło się piekło.
- Jak mogłaś! Nie możesz przeżyć, że ktoś dostał prezent marzeń? Nie rozumiesz co zrobiłaś? - wrzeszczał Ron, jak gdyby to chodziło o niego. Hermiona siedziała skulona trzymając na kolanach Krzywołapa który z kolei patrzył na Rona hardym wzrokiem, - A w dodatku ten twój głupi sierściuch zeżarł mi Parszywka!
- Ronaldzie, nie bądź śmieszny. Twój szczur zwyczajnie nawiał, nie dziwię mu się. - powiedziała z wyrzutem. A co do miotły, nie wiemy od kogo jest. A jeśli ciąży na niej jakaś klątwa? W ogóle nie pomyślałeś o tym, prawda? - spytała retorycznie. Ron otworzył usta, jednak nic nie powiedział. - Przypomnij sobie pierwszy rok i co Quirell robił z miotłą Harry'ego. Myślisz, że każdy życzy mu dobrze? Tę miotłę trzeba sprawdzić na każdy możliwy sposób! - rozkręcała się Hermiona. Laura obserwowała wszystko z boku, nie chcąc wchodzić w środek burzy. Harry, którego teoretycznie dotyczyło to najbardziej siedział milcząc i gapiąc się w podłogę. Hermiona i Ron byli w pełni pochłonięci kłótnią, podczas której zdążyli sobie wyrzucić chyba wszystkie wzajemne przewinienia z trzech lat. W którymś momencie Hermiona rzuciła książką w Rona, która chybiła i trafiła obok kominka. Ron, cały czerwony na twarzy pobiegł do dormitorium, chwilę później także Hermiona odwróciła się na pięcie i wyszła przez dziurę pod portretem. Większość Gryfonów oglądała ten spektakl, teraz, po chwili ciszy wrócili do wcześniejszych rozmów. Laura sięgnęła po książkę którą rzuciła Hermiona, by ta nie spłonęła. Usiadła obok Harry'ego.
- Przykro mi. Ale jestem pewna, że wkrótce ją odzyskasz. - powiedziała klepiąc go po ramieniu.
- Dzięki. - powiedział nieobecnym głosem. - A co u ciebie, jak po świętach? - zapytał zmuszając się do uśmiechu.
- Częściowo ci opowiadałam - swoją drogą te lusterka jest lepsze niż telefon. - zaśmiała się. - Rozmawiałam z mamą, ale niewiele mi wyjaśniła. Uznała, że tak jak tata, muszę jakoś wytrzymać, bo coś niby się posunęło do przodu. Na niewiele to się zdało. No i ten Mark, jaki on jest męczący! " Eliz, na następnej wyprawie na pewno znajdę dla ciebie czarnego jednorożca, dla ciebie wszystko mon cheri!" - powiedziała siląc się na niski gardłowy głos.- Jeezu, jakby nie wiedział, że nim wróci z wyprawy ktoś już zajmie jego miejsce. Ale mamy chociaż za to fajną zapalniczkę, zobacz. - powiedziała wskazując małego smoka który zapalił świecę na stoliku.
- I to się nazywa pozytyw. - mruknął Harry. - Tylko nie pokazuj naszej dwójce.
- Dobra myśl. Nie smuć się już! Ej, wiesz, że od przyszłego tygodnia mają być nasze zajęcia? Właśnie, zaraz idę do Lupina, może poda jakieś szczegóły, to bym mogła już coś przekazać. Idziesz ze mną? - spytała zbierając rzeczy. Harry spojrzał na nią pustym wzrokiem.
- Jak chcesz, ale ja bym poszła, co jak znów zejdą, i tym razem zrobią tu prawdziwy armagedon? Może Hermiona też dostała jakiegoś smoka i będzie pożar? - zażartowała, co ostatecznie przekonało Harry'ego który wstał, choć wciąż bez entuzjazmu. Po drodze jednak trochę się rozkręcił i opowiedział o feriach, które do przyjazdu Hermiony były naprawdę udane. Zapukali do drzwi gabinetu Lupina, jednak nikt nie odpowiedział.
- Gdzie on może być? Przecież już po kolacji. - zirytowała się Laura.
- Sprawdź na mapie. - podpowiedział Harry. Laura sięgnęła do torby i rozłożyła dar od Huncwotów. Odnalazła Lupina przy gabinecie Dumbledore'a, ale nie to przykuło jej uwagę. Na mapie, pięćdziesiąt metrów od nich, w korytarzu obok mapa wskazywała małą kropkę podpisaną jako ponoć-od-lat-nieżyjący Petter Pettigrew...

5 komentarzy:

  1. Jestem coraz bardziej pewna, że ojcem Laury jest Syriusz. :)
    Świetny rozdział, z niecierpliwością czekam na kolejny. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej ;) Rozdział dosyć ciekawy, ponieważ porusza sporo kwestii, które (mam nadzieję, że się nie mylę) zapowiadają akcję w najbliższym czasie. Cieszę się, że Ron i Hermiona wciąż pozostają Ronem i Hermioną, a Harry... Trochę brakuje mi inicjatywy w tej postaci, mam wrażenie jakby był najbardziej statyczny ze wszystkich. Ale to może tylko moje wrażenie i może taki ma być :P
    Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział.
    Szara Dama, hppietnoprzeszlosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, to wszystko coraz bardziej zbliża nas do do rozwiązywania nowych zagadek :) Harry chwilowo rzeczywiście taki jest, ale to minie, obiecuje :) już niedługo będzie w centrum wydarzeń i nie będzie bierny ;)
      Dziękuję za życzenia oraz życzę tego samego! :)

      Usuń
  3. Troszkę powtórzeń, np. ,,święta''. Rozdział króciutki. Podobało mi się zakończenie i pojawienie się Glizdogona... Ciekawe, co będzie dalej ;)
    Zmieniłaś szablon czy to ja jestem taką gapą paskudną?
    Ściskam!
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmieniłam choć i tak nie wyszło to czego oczekiwałam - nie umiem w grafikę :p
      Co do powtórzeń to możliwe, zwykle dopiero za ktoryms razem wyłapuje błędy, postaram się częściej czytać na głos, to najwięcej eliminuje :)
      A następny rozdział powinien być dłuższy!

      Usuń