poniedziałek, 30 marca 2020

4. pierwszy dzień

Podczas śniadania, rozdane zostały plany zajęć. Laura spojrzała niecierpliwie w swój, była ciekawa od czego dziś zaczynają. Nim jednak zdążyła coś zobaczyć Harry zabrał jej plan sprzed nosa.
- No siostrzyczko, co wybrałaś dodatkowego? - zapytał Harry.
- Widzę, że wczorajsza rozmowa przebiegła pomyślnie? - zapytała tak, by Ron nie usłyszał.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi. - obruszył się Harry, ale jego uśmiech mówił wszystko.
- O to, że wczoraj szybko zrezygnowałeś z naszych planów rodzinnych w momencie gdy tylko zjawiła się jedna niezwykła osoba a dziś znów mnie kochasz. - zażartowała i w momencie zaskoczenia chłopaka odebrała swój plan. - A jeśli chodzi o przedmioty które wybrałam, to wróżbiarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami.
- O, to jesteśmy na tym samym. - ucieszył się Ron.
- Hermiono, a ty?- zainteresowała się Laura.
- Ona jest nienormalna, wybrała wszystko. - skwitował Weasley. Hermiona spiorunowała go wzrokiem.
- To się nazywa ambicja Ronaldzie. - powiedziała z wyższością.
- Etam. Po co ci na przykład mugoloznawstwo? Przecież wychowywałaś się w ich świecie. - odparł rudy.
- Nauka o mugolach z perspektywy czarodziejów to zupełnie co innego!
- Jak w ogóle masz zamiar być na wszystkich tych zajęciach? Przecież masz co najmniej dwa różne przedmioty o jednej porze! - powiedział Ron zaglądając jej przez ramię.
- O to się nie martw, wszystko już załatwiłam z profesor McGonagall. - powiedziała zbierając swoje rzeczy. - Idziemy na to wróżbiarstwo? To jest w wieży północnej, jeszcze nas tam nie było. Ich droga okazała się bardziej skomplikowana niż myśleli,parę razy musieli zawracać. Po drodze, Hermiona cały czas dyskutowała z Ronem na temat korzyści płynących ze wszystkich przedmiotów na które się zapisała oraz punktując jego ignorancję, na co Ron odpowiedział, że ceni swoje szare komórki i nie ma zamiaru ich nadwyrężać. Laura i Harry w milczeniu obserwowali kłótnię próbując stłumić śmiech. Gdy trzeci raz zawrócili, ponieważ nie mogli znaleźć swojej klasy, poczuli zrezygnowanie. Ron uznał, że potrzebują przewodnika, a że nikogo nie spotkali po drodze zagadał do rycerza na jednym z portretów. Okazało się, że pomimo przesadnej pewności siebie potrafił im pomóc. Gdy dotarli do klasy ta była już otwarta a inni uczniowie zajęli już miejsca. Weszli do sali która w niczym nie przypominała klasy. Wszędzie stały kanapy i stoliki, okna pozasłaniane były mnóstwem zasłon, przez co było okropnie duszno. Podeszli do ostatniego wolnego stolika w oczekiwaniu na nauczycielkę. Po chwili, z ciemnej wnęki wyłoniła się. Odziana w niesamowitą ilość chust i bransoletek, jednak nawet one nie odwracały uwagi od jej ogromnych okularów które wyglądały jak denka od słoików. Poruszała się w sposób przypominający kota.
- Witam was moi drodzy. Jestem Sybilla Trelawney i od dziś będę was uczyć wróżbiarstwa. Dziedziny magii którą nie każdy jest w stanie pojąć. Dzięki mnie otworzycie swoje trzecie oko które pomoże przewidzieć przyszłość oraz być może, zmienić ją nim nastanie. - powiedziała głębokim głosem, który zapewne miał brzmieć tajemniczo. Jednak jeśli któreś z was nie posiada predyspozycji niewiele będę mogła nauczyć. - Zaczniemy od wróżenia z fusów. Jest to jeden z podstawowych sposobów sprawdzenia przyszłości, jednak nie znaczy to, że najprostszy! Już teraz ze smutkiem myślę o tym, że w tym roku jedno z nas opuści nas na zawsze. - powiedziała. Po sali rozległy się szepty. - Nie myślmy jednak o tym teraz. Zacznijmy! Niech każdy z was weźmie po filiżance. Gdy wypijecie herbatę, obróćcie filiżanką trzy razy i postawcie ją na spodku do góry denkiem. Później, wasz partner będzie mógł zobaczyć, co czeka was w najbliższej przyszłości. - mówiła z nieodgadnioną miną.
- Wróżenie z fusów. Jak można ocenić coś ze szczątków tego co wypijemy? - zapytał Ron patrząc z powątpieniem na swoją herbatę.
- Nie mam pojęcia. Mętne to wszystko. - wyjątkowo zgodziła się z nim Hermiona wertując podręcznik. - Przecież to tylko domysły. W międzyczasie profesor zdążyła nastraszyć przyszłością Neville'a przewidując, że zbije on filiżankę, oraz Lavender mówiąc o dacie szesnastego października kiedy to coś złego się wydarzy.
- Wszystko zależy od interpretacji, ale zgadzam się, jest tu bardzo dużo rzeczy, które można źle odczytać. - dodała Laura. Nie opowiedziała im jeszcze o zdolnościach jej mamy. Nim Harry zdążył powiedzieć co o tym myśli, Trelawney podeszła do nich i z wyczekiwaniem patrzyła na ich filiżanki.
- Proszę, może teraz wy. - powiedziała i wskazała na filiżankę Harry'ego. Ron obrócił ją kilka razy w rękach. - No.. To wygląda na krzyż. Do góry słońce, czyli - zajrzał do podręcznika. - Trochę się pomęczysz ale w końcu będziesz szczęśliwy. - powiedział Ron oczekując aprobaty. Trelawney nie poczuła się jednak przekonana i wzięła od niego naczynie. - Ooch! - krzyknęła i rzuciła filiżanką na stół. - Chłopcze, to żaden krzyż, to ponurak! - powiedziała z przerażeniem.
- Co to jest ponurak? - zapytał Harry.
- Ponurak, to pies który nawiedza cmentarze, to zły omen, to omen śmierci. - przeczytał ktoś definicję z podręcznika.
- Chłopcze, to najgorszy z możliwych omenów. Strzeż się! - Sybilla po chwili lamentowania nad Harrym, przeszła do stolika obok, próbując  się uspokoić.
- Harry, nie stresuj się, wychodzi na to, że ta herbata wyjątkowo lubi pokazywać psy, spójrz, Laura ma w takim razie to samo. - powiedziała spokojnie Hermiona. Gdy tylko profesor Trelawney to usłyszała wyrwała jej z rąk filiżankę Laury.
-To to niemożliwe... - powtarzała. - Dwoje uczniów... - mamrotała do siebie porównując pozostałości po herbacie Harry'ego i Laury i odchodząc do swojego stolika całkowicie oderwana od rzeczywistości. Laura spojrzała na Harry'ego zaskoczona. Tego się nie spodziewała. Bynajmniej, nie chodziło jej o znaczenie omenu, wiedziała, że tak naprawdę można go bardzo różnie interpretować i nie zawsze znaczy on coś złego. Jednak jak to wszystko może się łączyć? I co w tym wszystkim robi tu ona i Harry? A może jednak, dla każdego z nich ma inne znaczenie?

                                     *****

W drodze na kolejną lekcję niewiele ze sobą rozmawiali, każde myślało o omenie.
- Ej, ale chyba nie widzieliście nigdzie takiego wielkiego psa, nie? - zapytał w końcu Ron.
- No.. Ja widziałem, ale jeszcze na Privet Drive. Gdzie wśród mugoli by to się mogło pojawić. - próbował przekonać wszystkich Harry, w tym siebie. Przepowiednia śmierci  z jednej strony w ogóle go nie zaskoczyła, w końcu ostatnimi laty stykał się z nią dość regularnie, jednak co, jeśli ten pies wtedy to był ponurak? I jak to możliwe, że Laura ma to samo? Co złego ich czekało?
- Mówiłam wam już. Każda wróżba, może mieć całkowicie różne znaczenia. - powiedziała. - Ponurak nie zawsze oznacza, że na ciebie czyha śmierć. Czasem, znaczy to także to, że śmierć kogoś kogo się miało za zmarłego jednak go nie dosięgła. Można to także rozumieć jeszcze na tysiąc sposobów. Serio, Trelawney jest jakaś ograniczona. - powiedziała starając się urwać temat.
- W końcu ktoś kto nie panikuje! - rzekła Hermiona, która pojawiła się znikąd. - To wszystko jest bardzo mętne, to jak z wróżbami które robią mugole. W gazetach często jest jakaś rubryka zwana horoskopem, i wróżby które tam są przypisane danemu znakowi zodiaku są tak ogólnikowe, że każdy może znaleźć tam coś co się sprawdzi. Już żałuję, że się na to zapisałam. To są same głupoty w porównaniu z numerologią na której już tyle się nauczyłam! - dodała zniecierpliwionym głosem.
- Skąd się tu wzięłaś? I jak możesz mówić o numerologii skoro nie mogłaś być jeszcze na lekcji?Przed chwilą cię nie było. I... Przewidziała przecież, że Neville zbije filiżankę.- powiedział triumfującym głosem.
- Wielkie mi halo. Do tego nie trzeba umiejętności przewidywania, Neville zbyt się stresuje i wtedy rzeczy wypadają z rąk. - odparła Hermiona ignorując dwa pierwsze pytania. - A co do waszej wróżby, tak jak powiedziała Laura - wszystko można inaczej zrozumieć, zwłaszcza, że początkowo sam byłeś przekonany że widzisz tam jakiś krzyż. - dodała uszczypliwie. Nie zdążyli się więcej pokłócić, weszli już bowiem do sali od transmutacji, jednak i tutaj wciąż dało się słyszeć szepty opowiadające o podwójnym omenie śmierci. Chwilę później, jakby znikąd pojawiła się profesor McGonagall. Dopiero wtedy na sali zapadła cisza, przerwana pojedynczymi okrzykami zaskoczenia.
- Co się stało? Nie powiem, że oczekuję oklasków, ale jak dotąd, zawsze z tym się spotykałam, gdy wracałam do swojej postaci po przemianie z kota. Co wywołało w was aż takie poruszenie? - zapytała ostro nauczycielka.
- Chwilę temu mieliśmy wróżbiarstwo. - wyjaśniła Hermiona. Na twarzy McGonagall pojawiło się zrozumienie.
- Ach tak. Kto tym razem ma zginąć? - zapytała rozglądając się po klasie. Wszyscy spojrzeli na nią z zaskoczeniem. - Tak, profesor Trelawney co roku wybiera jakiegoś ucznia, który w jej mniemaniu wkrótce umrze. To jej sposób na przywitanie z nowymi uczniami. - powiedziała z goryczą.
- Ja i Laura. - powiedział Harry. Cały czas czuł na sobie spojrzenia większości klasy.
- Ach, tym razem nawet dwie osoby? No proszę, niedługo całe klasy będą tak straszone. - odparła cierpko. - Jeśli was to uspokoi, póki co każdy z typowanych przez nią uczniów żyje. I z tego co widzę, to  i pan panie Potter panna Beltza wyglądajcie całkiem zdrowo, więc póki ten stan się nie zmieni, możemy wrócić do lekcji? W razie gdyby jednak miało się to zmienić obiecuję was z niej zwolnić. - powiedziała nauczycielka uśmiechając się lekko. Laura odpowiedziała jej tym samym, Harry także poczuł się podniesiony na duchu. Tylko Ron wciąż spoglądał z niepokojem na swych przyjaciół. Nie trwało to jednak długo, ponieważ na zajęciach musieli zająć się transmutacją owoców w różnego rodzaju naczynia, a że nie było to łatwe wszyscy skupili się na swoich zajęciach. Hermiona szybko przetransmutowała swoje jabłko w cukiernicę. Także Laurze dość szybko udało się uporać ze swoim zadaniem - cytryna zmieniła się w żółtą filiżankę co znów przypomniało o poprzedniej lekcji.
- Myślisz, że da się jeszcze przenieść na numerologię? - zapytała Laura.
- Czyżbyś jednak trochę się bała, czy po prostu szkoda ci czasu na głupoty? - próbowała wybadać Hermiona.
- Raczej to drugie. To nie tak, że nie wierzę całkowicie w przepowiednie czy osoby które potrafią poznać jakąś cząstkę przyszłości... Moja mama potrafi. - odpowiedziała na nieme pytanie Hermiony. - To znaczy wiesz, ona miewa wizje. Nauka wróżenia z fusów raczej nie jest jej domeną. - powiedziała po czym obie się zaśmiały. - Ale nie raz już się zdarzyło, że potrafiła przewidzieć co się wydarzy.
- Co na przykład? - włączył się Ron ignorując całkowicie swoją truskawkę która zmieniła swój kształt na bardziej spłaszczony i wydłużony, ale wciąż była truskawką, a nie łyżeczką.
- Czasem są to bzdury, jak to, że coś się zgubi ale czasem są to naprawdę ważne rzeczy, na przykład to co się z kimś stanie. - powiedziała gorzko. Ron miał zadać kolejne pytanie jednak profesor McGonagall go uciszyła i skrytykowała za brak skupienia. Do końca lekcji trzymali się już tematu zajęć, jednak całą czwórka wciąż mnożyła w głowie pytania. Pojawiło się ich już za wiele, biorąc pod uwagę, że jest dopiero początek roku. Jak ten rok się skończy?
 
                               *****

Gdy byli już po wszystkich zajęciach (a po transmutacji mieli jeszcze zielarstwo i zaklęcia), cała czwórka ruszyła na błonia by odpocząć i nacieszyć się jednym z ostatnich słonecznych i ciepłych dni. - Może pójdziemy do Hagrida? - zapytał Harry nim obrali trasę. - Pozna też Laurę. W końcu trio które zawsze wpada w kłopoty zmienia się w czwórkę, warto wiedzieć takie rzeczy. - dodał z uśmiechem.
- Nie wiem czy to dobry pomysł gdzieś dalej wychodzić. - mruknął Ron patrząc niespokojnie na Harry'ego.
- Och na litość boską Ron, raczej na tej trasie nie trafimy na żadnego wielkiego psa który nas zagryzie. - warknęła Hermiona.
- Czemu nie, im więcej Hogwartu poznam tym lepiej dla mnie. Hagrid to ten duży, z którym mamy jutro opiekę? - zapytała Laura przypominając sobie pierwszy wieczór w Hogwarcie.
- Tak, jest naszym przyjacielem i nie raz nam pomagał...
- Lub wkopywał jeszcze bardziej w kłopoty. Pamiętasz pająki? - powiedział z obrzydzeniem Ron na wspomnienie ogromnych stworów do których pokierował ich gajowy w zeszłym roku.
- Chciał pomóc. I przecież dzięki niemu dowiedzieliśmy się prawdy, nie przesadzaj. Choć jeśli chcesz, możesz zostać. - powiedział Harry. Ron po chwili ociągania poszedł ze wszystkimi.
- Jakie pająki? - chciała dowiedzieć się Laura. Mimo wielu informacji o szkole które otrzymała, nie znała wszystkich przygód swoich nowych przyjaciół. Harry westchnął i w ogromnym skrócie opowiedział o całej serii przypadków i przygód które przeżyli w zeszłym roku.
- Żartujesz! Czyli to ojciec tego blondasa za wszystkim stał? Nienawidzę go jeszcze bardziej. I biedna Ginny, to dlatego - zrobiła gest w kierunku Harry'ego jednak przez spojrzenie Weasleya zmieniła zdanie - I poznałeś tego ćwoka którego imienia nie wolno wymawiać w młodości? Mam nadzieję, że to go osłabiło. - powiedziała z satysfakcją. Cała trójka spojrzała na nią z niedowierzaniem. Chyba nikt wcześniej nie użył nazwy Voldemorta w tak lekceważący sposób.
- Jak ty o nim powiedziałaś? - zapytał z wytrzeszczonymi oczami Ron.
- Tak jak słyszałeś. Na szacunek trzeba sobie zapracować, nie straszyć. To tylko ćwok który postanowił pobawić się w potężnego pana świata. Wszystkich łamie terrorem, a nie wiedzą. Mam szczerą nadzieję że wreszcie zdechnie. - powiedziała z nienawiścią.
- Zdecydowanie się zgadzam. Czyli... Wierzysz w jego powrót? - zapytał ostrożnie Harry.
- Oczywiście, że tak. Nie wiem jak i dlaczego, ale coś go chroni, tylko pytanie co... - urwała, doszli bowiem do chatki Hagrida. Temat zresztą też, nikt niestety nie wiedział co trzyma Voldemorta przy życiu, mimo jego ostatnich niepowodzeń. Zapukali do drzwi.
- Kto tam?  -zapytał Hagrid nim otworzył.
- To my. - odpowiedzieli - swoją drogą jakże inteligentnie.
- Jak miło! Choć od razu zastrzegam, że jeszcze przed zachodem odprowadzę was do zamku. A ty... - przerwał dostrzegając nieznaną twarz.
- Dzień dobry, jestem Laura Beltza. - przedstawiła się.
- To już wiem. Zdążyło być już o tobie głośno. Widzę, że w takim razie idealnie dobrałaś sobie towarzyszy. - zaśmiał się nowy nauczyciel. - Zrobię wam herbaty.
- Co u Ciebie Hagridzie? Stresujesz się przed jutrem? - zapytała Hermiona licząc, że wybada co ich jutro czeka. Obawiała się lekcji bo miała wrażenie, że umiejętności niebezpiecznej książki do opieki nad magicznymi stworzeniami którą zlecił im kupić Hagrid będzie miała przekład w zajęciach.
- Oczywiście, że tak, ale myślę, że jutro wam się spodoba, mam dla was coś ekstra ale nie pytajcie co to, to niespodzianka! - powiedział uśmiechając się szeroko zalewając kubki wrzątkiem. Trójka która znała Hagrida od dawna pomyślała o tym samym. To co dla Hagrida jest ekstra, dla innych uczniów może być zwyczajnie niebezpieczne, jednak nie powiedzieli tego na głos, mogli mieć tylko nadzieję, że jednak będzie to coś względnie mało groźnego. Porozmawiali jeszcze o wakacjach, o dementorach i ucieczce Blacka - na tym stanęło, ponieważ słońce zaczęło zachodzić a Hagrid tak jak obiecał odprowadził ich do zamku. On sam także nie miał ochoty spotkać tych istot gdy będzie na zewnątrz. Kto wie na ile pozwalają sobie po zmroku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz