poniedziałek, 23 marca 2020

1. ratunek


Młoda szatynka z zachwytem rozglądała się dookoła. Niby znany jej świat, a jednak całkowicie coś nowego! Anglia, stary świat... Coś w tym musi być!
- Ciociu, tu jest niesamowicie! Ja wiem, nie powinno mnie to zaskakiwać, w końcu byłam już w szkole magii, ale Stany to nie to samo. Tu jest jakby.. bardziej autentycznie. - paplała oczarowana.
- Wiem o czym mówisz. Moja pierwsza wizyta na Pokątnej wyglądała podobnie. Ale, ale. Umawiałyśmy się na coś, tak? Nie mów do mnie ciociu, to mnie postarza! - powiedziała z udawanym oburzeniem. Dała młodej chwilę na oswojenie się i zachwyt nowym miejscem.
- Nie bój się, wyglądamy jak siostry. - powiedziała słodko, choć nie spojrzała nawet na ciotkę, skupiona w pełni na magii która ją otaczała. Chodziła od witryny do witryny. Jej wzrok spoczął dłużej na sklepie miotlarskim. Nie była mistrzynią latania, choć quidich od zawsze ją fascynował. Elizabeth uznała, że skoro jej siostrzenica chwilowo odcięła się od świata, można zrobić przerwę w sprawunkach do szkoły, a ona może wpaść na kawę imbirową do pobliskiej kafejki. Tym bardziej, że dostrzegła za ladą przystojnego czarodzieja, z którym ostatnio poznała się w okolicznym pubie. Żal byłoby nie wykorzystać okazji, tym bardziej, że z dziewczyny i tak nie ma póki co pożytku. Przecież obie mogą korzystać z uroków Pokątnej!
Młoda dziewczyna w swym zachwycie zaczęła oddalać się coraz bardziej, skoro ciotka i tak ją olała, można to wykorzystać. Po jakimś czasie, jednak się zapędziła, dotarła bowiem do jakiejś dziwnej ulicy. Już nie tak kolorowej i tętniącej życiem, a ponurej i emanującej bólem oraz złem. Zaczęła się wycofywać, jednak idąc tyłem natknęła się na przeszkodę. Tą przeszkodą, okazał się przystojny blondyn, któremu jednak nie patrzyło dobrze z oczu.
- A kto to się zgubił w tych jakże niebezpiecznych rewirach? - zakpił wpatrując się w wyraźnie zagubioną dziewczynę. Spodobała mu się z tymi swoimi gęstymi czarnymi włosami, niesamowicie błękitnymi oczami oraz pewnym zacięciem malującym się na twarzy, pomimo nie najlepszej dla niej sytuacji. Zaciekawiła go, tym bardziej, że nie wyglądała na pierwszaka, a mimo to jej nie kojarzył, mimo swej pamięci do twarzy.
- Skoro już musisz wiedzieć, jestem Laura, a teraz czy mógłbyś z łaski swojej mnie przepuścić?- zapytała starając się ukryć drżenie w głosie. Kto to jest? Poza tym, że na pewno nie jej przypuszczalny przyjaciel ze szkoły, co to to nie. Nie podobało się jej, jego zimne spojrzenie oraz taki sam chłód w głosie.
- Draco. - przedstawił się ignorując całkowicie resztę zdania. - Oprowadzić cię?
- Raczej przepuścić. Ta okolica ewidentnie mnie nie przekonuje. - odparła próbując go wyminąć, jednak nie było to takie łatwe. Złapał ją za ramię.
- To nieuprzejme z twoje strony. Nie chcesz chyba, żeby coś ci się stało? - zapytał, jednak brzmiało to bardziej jak groźba. 
- Och mój wybawco, jakiś ty łaskawy! Mimo to, sama znajdę drogę. - odparła wyniośle, jednak to tylko rozwścieczyło chłopaka który zaczął sięgać do kieszeni. "W tej uliczce pełnej dziwnego elementu, nawet gdy coś mi się stanie, nikt nie zareaguje" kalkulowała swoje szanse Laura. Zaczęła szukać drogi ucieczki, jednak rzekomy Draco już wyjął różdżkę. 
- Nie tym tonem. - powiedział odchodząc i prawdopodobnie szukając w głowie jakiegoś zaklęcia które by ją co najmniej oszołomiło, jednak nie zdążył. Ktoś stojący tuż za nim był szybszy i skutecznie go ogłuszył. 
- Zawsze wiedziałem, że różdżka jest dla frajerów. - powiedział  rudowłosy wysoki chłopak do swojej wiernej kopii stojącej tuż za nim. Zaraz za nim nadbiegły trzy kolejne osoby. 
- Widzisz Fred, nasze gnojobomby sprawdzają się idealnie, a Malfoy był idealnym celem. Trzeba będzie to opatentować! - odparł mu bliźniak z uciechą. Chwilę później dobiegła pozostała trójka.
- Fred, George, tak nie można! Choć, muszę przyznać, skuteczne. - powiedziała nowo przybyła szatynka patrząc na bliźniaków z mieszaniną złości i uznania.- Nic ci nie jest? - zapytała zaaatakowanej przez blondyna dziewczyny. Ta po chwili otrzeźwiała i spojrzała na ferajnę która ją ocaliła, po chwili na Malfoya który po parunastu sekundach od wybuchu, pozbierał się i uciekł. Próbował im grozić, jednak wyglądało to jedynie komicznie. ("To było genialne!" krzyknął brunet z nowoprzybyłej trójki). Chwilę później oddalili się na bezpieczną odległość od nieciekawej okolicy.
- Ja... Tak, wszystko ze mną w porządku. Dziękuje wam! Kim w ogóle jesteście i co tu robicie? I co to było to czym go potraktowaliście? - ostatnie pytanie skierowała do rudowłosych bliźniaków.
- Po kolei - my jesteśmy Fred i George, nie kłopocz się z zapamiętywaniem który jest który, i tak zszedł by ci na to z rok. Tego małego karalucha, potraktowaliśmy naszym wynalazkiem, choć szczegółów może jeszcze nie będziemy podawać, trzeba jeszcze dopracować, za szybko wstał. - odpowiedzieli na przemian. Laura od razu poczuła do nich sympatię. A może mama jednak miała rację? 
- A co do nas - odezwał się tym razem niższy i chyba młodszy rudzielec który przybył chwilę później. - To w zasadzie my sprawiliśmy, że wszyscy tu jesteśmy, jakkolwiek dobrze wyszło. - odpowiedział enigmatycznie, czerwieniąc się przy tym.
- Ron, wypadałby się przedstawić, nie uważasz?- strofowała szatynka. - Ja jestem Hermiona Granger, ten bez manier to Ron Weasley a...
- Wiem kim jesteś. - przerwała Laura przyglądając się szatynowi i cienkiej bliźnie na jego czole. Nie widziała go na żywo, ale baardzo dużo o nim słyszała. Oraz czytała. - Ty jesteś Harry Potter. Chłopiec spojrzał na nią z zaskoczeniem, choć z drugiej strony co się dziwić, skoro znają go wszyscy czarodzieje w Anglii i pewnie nie tylko..
- No i widzisz George? Co z tego, że to my jesteśmy bohaterami, pojawia się ta trójka i nikt inny się nie liczy. - powiedział ironicznie Fred.
- Przepraszam, to nie tak. Bardzo wam dziękuje! Po prostu próbuję sobie wszystko poukładać. I zapamiętać. Myślę, że to mimo wszystko bardzo dobry początek mojej przygody z Hogwartem. Bo wszyscy jesteście uczniami, prawda? - zapytała. 
- A kim ty właściwie jesteś? - zapytał Harry. Był ciekaw jej historii, tym bardziej, że wynikało z tego, że tak jak on dwa lata temu, spacer po Pokątnej Laura zaczęła niefortunnie od spotkania z Malfoyem.
- Przepraszam, to ja powinnam była się przedstawić pierwsza. Jestem Laura Beltza. Od tego roku będę z wami w Hogwarcie. Przeniosłam się ze Stanów i.. No cóż, najpierw zgubiłam ciotkę, potem wpadłam na tego typka, chyba będę potrzebować przewodnika. - zakończyła z uśmiechem zakłopotania. 
- Łoo, byłaś w Stanach? Uczyłaś się tam? Jak tam jest? - zaatakował ją pytaniami Ron. 
- Daj jej nabrać oddechu. Może wpadniemy na chwilę do kawiarni "pod Mandragorą"? Tam Laura nam może opowiedzieć swoją historię. - zaproponowała Hermiona wskazując na szyld obok.
- Dobra myśl. - odrzekła Laura siadając przy jednym ze stolików. - A odpowiadając na pytania: mieszkałam tam od siódmego roku życia. Uczyłam się w Ilvermorny. To dobra szkoła, choć jestem ciekawa porównania z Hogwartem. - odpowiedziała po krótce. Dużo bardziej interesowało ją więcej informacji o nowych znajomych. Zwłaszcza, o Harrym. Jednak postanowiła dowiedzieć się później. Miała nadzieję, że te znajomości nie okażą się zbyt krótkie.
-  Jakie przedmioty lubisz najbardziej? - zapytała Hermiona. Bliźniaki ulotnili się upolowawszy nowy cel swoich eksperymentów ("Pani wybaczy. Interesy. Później natomiast chętnie usłyszymy o nowościach zza oceanu." - rzekł do Laury jeden z nich z udawaną powagą), zostali więc we czwórkę.
- Chyba zaklęcia. I zielarstwo. - jestem ciekawa jak to wszystko wygląda u was!
- A były tam domy? - zapytał Ron.
-Tak. Są tam cztery domy, Rogaty Wąż, Pukwudgie, Gromoptak i Wampus.
- Dziwne nazwy. Który jest najlepszy?
- Chyba nie ma takiego podziału. Każdy ceni inne cechy i jest przypisywany innej dziedzinie. Ja byłam w domu Gromoptaka który miał być przedstawieniem duszy i jego przedstawiciele często pakowali się w różne kłopoty, przez żądze przygód. Chyba dziś to się sprawdziło. - odpowiedziała z uśmiechem. Po kilku kolejnych pytaniach, Ron zreflektował się, że warto by coś zamówić. 
- Powiedziałaś, że zaginęła ci ciotka. - zaczął Harry. - A przyjechałaś tu tylko z nią? - pytanie było dość szerokie. Harry'ego od razu uderzył brak rodziców, którzy bądź co bądź zwykle towarzyszą nowym uczniom. Biorąc pod uwagę jego przeszłość, interesowało go to wyjątkowo mocno.
- Ze Stanów przyjechałam sama. Moja mama... Ma wiele wyjazdów z pracy. Ostatnio jeździ po całym świecie, uznała więc, że lepiej gdy zaopiekuje się mną jej siostra. Jak jednak widzicie, jej opieka jest dość mierna. -zakończyła z uśmiechem, choć przeczuwała kolejne pytanie.
- A twój tata?
- Tata... - nie musiała jednak kończyć, bo z opresji wybawił ją Ron, prowadząc za sobą ciotkę, która udawała niesamowite zaniepokojenie, choć Laura mogła się założyć, że cały ten czas siedziała tutaj, flirtując z kimś.
- Laura, dziecko drogie, gdzieś ty była! Szukałam cię wszędzie.. Dobrze, że trafiłam na tego młodzieńca, który mnie tu przyprowadził.- wskazała na Rona. Już, teatr się skończył, bowiem podczas swej przemowy ktoś znajomy mignął jej na horyzoncie. 
- Ważne, że się odnalazłyśmy. - powiedziała do niesłuchającej Elizabeth. - Czy możemy przełożyć na jutro resztę naszych historii? Musze dokończyć zakupy i spakować się do końca. Myślę, że w pociągu będzie wystarczająco dużo czasu, a ja będę bardzo wdzięczna za wprowadzenie. - powiedziała z prośbą w głosie.
- Oczywiście. Spotykamy się jutro na peronie 9 i 3/4 i będziemy twoimi najlepszymi przewodnikami. - powiedziała Hermiona. W oczach pozostałej trójki widziała aprobatę. Radość ją rozpierała. Wszystko może się udać. Może mama naprawdę miała rację? 

4 komentarze:

  1. Hmm, przyjemny rozdział, chociaż trochę krótki. Podoba mi się to autentycznie oczarowanie Laury Pokątną, domyślam się, że nawet na niej musiała robić wrażnie. Citoka wydaje się lekko nieodpowiedzialna, tym bardziej, że prawdopodobnie mamy do czynienia z latem 1996 roku, gdzie przecież wszyscy już zdawali sobie sprawę z zagrożenia od strony Voldemorta.

    Draco przedstawiający się tylko swoim imieniem? Od kiedy przestał rzucać z dumą nazwiskiem przy każdej nadarzającej się okazji? Z drugiej strony, Lucjusz znalazł się w Azkabanie, może Draco uznał, że to nie powód do dumy :D. Tak czy inaczej, spotkanie z naszą znaną grupką wyszło zgrabnie, chociaż trochę szybko. Cóż, Laura chyba przypadła reszcie do gustu, więc pewnie pociągniesz wątek ich znajomości dalej. Zobaczymy.

    Pozdrawiam i życzę masy weny!
    Ana Potter

    OdpowiedzUsuń
  2. Chwilowo rozdziały są dość krótkie, bo póki co opisywałam tak naprawdę po jednym wydarzeniu na rozdział, dalej powinno się rozkręcić ;)
    Co do treści: ciotka Laury nigdy nie należała do osób przesadnie odpowiedzialnych, to raczej trzpiotka - szczerze mówiąc gdy o niej piszę, mam wyobrażenie takiej trochę Queenie Goldstein jeśli chodzi o sposób bycia ;) ale spokojnie, Elizabeth jeśli chce to potrafi!
    A co do Malfoya: odrobina pokory przez ojca to jedno, druga sprawa, że Malfoy gdy nie był uprzedzony a wręcz szczerze zainteresowany znajomością z nową intrygującą dziewczyną potrafił darować sobie chwalenie się nazwiskiem, choć widzimy jaki przyniosło to skutek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy Malfoy'owi się należało? Oczywiście, że tak! Nie powiem, ubawiłam się w myślach, wyobrażając sobie tych rudych bliźniaków biegających i szukających ofiar do eksperymentów, oraz krzyki osób, które oberwały tymi ich bombami xD
    Mam nadzieję, że przyjaźń Laury z całą szóstką, a szczególnie z główną trójką bohaterów się bardziej zacieśni. No, ale rok szkolny się dopiero zacznie, czyż nie?

    https://alternative-story-tg.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń