środa, 15 kwietnia 2020

8. Jedna zagadka mniej

Poruszenie na sali trwało dobry kwadrans. Przez ten czas, Filch cały czas z zapałem opowiadał o czymś dyrektorowi. Cała sala miała już tysiące podejrzeń, ostatecznie wiele z nich miało się potwierdzić. Dyrektor zarządził ciszę i kazał wszystkim zostać w Wielkiej Sali dodając że tutaj jest najbezpieczniej, sam natomiast  wraz z profesor McGonagall  i Filchem wyszedł dowiedzieć się więcej.
- Jak myślicie, może to znów górski troll? - rzucił Ron.
- Albo dementorzy postanowili zwiedzić zamek. - mruknął Neville.
- No gdzie tam. Skąd teraz troll, dementorzy raczej też nie odważą się przekroczyć progu szkoły. To na pewno Syriusz Black! - odrzekł z pewnością Seamus. Wiele osób pokiwało głowami, mieli podobne przeczucia. Laura rozejrzała się po sali - większość obawiała się tego samego. Nikt nie wiedział jednak na pewno. Nikt poza nią. Sięgnęła głęboko do swojej torby i jeszcze raz stuknęła w mapę, tak by nikt inny tego nie zobaczył. Szybko zaczęła przeglądać każdy fragment - nie, już go nie ma, zdążył uciec. Dlaczego się tu pojawił? Jak udało mu się umknąć dementorom oraz wszelkim zabezpieczeniem zamku? Kolejne pytania mnożyły się w jej głowie.
- Co jest? - zapytał Harry przyglądając się dziewczynie do połowy zanurzonej w torbie.
- Zdawało mi się coś... Poczekajmy jednak na Dumbledore'a. - powiedziała krótko nie wiedząc jak wybrnąć.
- Widziałaś coś na mapie,prawda? - ponowił pytanie. W tym momencie do sali wkroczył Dumbledore, chwilę porozmawiał z nauczycielami, część z nich wyszła z Wielkiej Sali, później poprosił o chwilę ciszy.
- Moi drodzy, pan Filch jak już zdążył was ostrzec, że zdarzyło się coś złego, dodam więc tylko, że rzeczywiście do zamku dostał się ktoś, kto nie powinien tu nigdy więcej trafić. W tej chwili zamek jest przeszukiwany, a każdy z domów, wraca do Pokoju Wspólnego pod nadzorem opiekuna domów i prefektów. Wszyscy, poza uczniami Gryffindoru. Ale tak ja już mówiłem, nie ma powodu do obaw, od jutra wszystko wraca do normy. - znów rozbrzmiały się szepty, przerywane pospiesznym odsuwaniem ławek. Jak refren w rozmowach non stop przewijało się jedno nazwisko - Black. Pojawiły się także dyskusje na temat tego, dlaczego akurat Gryfoni mają zostać i dlaczego Black wybrał ich za cel. Dyrektor nie powiedział tego wprost, jednak każdy już wiedział o kim mowa. Kto inny byłby w stanie uciec z świetnie pilnowanego Azkabanu i dotrzeć niepostrzeżenie aż tu, do zamku który jest chroniony tysiącem zaklęć i czarów? Gdy wszyscy uczniowie poza Gryfonami opuściła salę, dyrektor  jednym machnięciem różdżki odsunął wszystkie ławki a na ich miejscu pojawiły się grube śpiwory. Laura z Harrym, Ronem i Hermioną złapali swoje śpiwory i poszli w najdalszy kąt sali.
- Czego on mógł tu szukać? - zaczęła Hermiona.
- Z tego co mówił twój ojciec Ron, możliwe że mnie. - odpowiedział cicho Harry.
- Dlaczego ciebie? - próbowała się zorientować Laura. 
- Istnieje opcja, że po tym jak raz nie udało mu się mnie zabić, teraz po ucieczce spróbuje raz jeszcze.
- Skąd w ogóle ten pomysł? Nic z tego nie rozumiem...
- Ale to jego widziałaś na mapie, tak? - spytał. Kiwnęła głową. - Gdzie był?
- Widziałaś go?! - prawie krzyknął Ron.
- Tak, przy jednym z tajnych wyjść. Ale jak zajrzałam chwilę później, już go nie było, więc nic wam nie mówiłam, bo liczyłam, że coś się wyjaśni. Ale jeszcze bardziej nic nie wiem...
- Nie tylko ty. Ale w przemianę śmierciożerców specjalnie nie wierzę. - dodał cicho Harry.
- Śmiercio...co?! - podniosła głos dziewczyna.
- No wiesz, poplecznicy Sama-Wiesz-Kogo. - wyjaśnił Ron.
- Wiem co to znaczy. Ale, nawet jeśli by nim był - zaczęła już spokojniejszym tonem, natomiast samo teoretyzowanie na ten temat i wzięcie pod uwagę niewinności Blacka zaniepokoiło przyjaciół - to dlaczego miałby cię ścigać?
- Przepraszam, ale wątpisz w to?! - fuknął Harry.
- Nic nie biorę za pewnik. Wam też to radzę. Wasze Ministerstwo każdemu próbowało przypisać jeden motyw i pracę dla tego typa. - powiedziała z urazą która jeszcze bardziej zszokowała przyjaciół.
- Nasze Ministerstwo? To ciebie to nie dotyczy? - zapytał ze złością Ron.
- Nie o to chodzi. Przecież tutaj się urodziłam, ale przypominam, że przez lata mieszkałam w Stanach i tamtejszy Magiczny Kongres nie ukrywał wszystkiego jak tutejsza władza. Nie wrzucał też wszystkich do jednego worka. Żebyście dobrze mnie zrozumieli - nikogo tu nie bronię, mówię tylko o tym, jak wiele rzeczy tu nie działa. - podsumowała Laura.
- Tu akurat masz rację. Knot mnóstwo rzeczy stara się zamieść pod dywan. - zgodziła się Hermiona. - Ale cały czas nie wiem jak to się ma do Blacka?
- Z tego co się orientuję, nie ma wielu dowodów, a i świadkowie to mugole którzy nie poznawszy naszych zdolności, mogli coś źle zinterpretować. Tak samo, jak osoby które przesłuchiwały świadków mogły nie być bezstronne. Tak wiele rzeczy tu nie jest jasne... Nie tylko w tej sprawie zresztą. Widziałam mnóstwo akt. Nie patrzcie tak- dodała gdy zobaczyła trzy pary zaskoczonych oczu - już chyba wszyscy wiedzą, czym zajmuje się moja mama? Badała wiele spraw. Tak, tych rozgrywających się w Wielkiej Brytanii także, często wysyłają ją także tutaj, bo zna to środowisko. Jeśli chcecie, zajrzyjcie do waszej prasy i poszukajcie czegokolwiek o sprawie Wetella czy Jamesa Greenlanda. Jestem pewna, że albo nie będzie słowa wzmianki albo jasno zostali skazani. A nie tak było - na tym zakończyła swój wywód, bo po Wielkiej Sali zaczęli chodzić nauczyciele uciszając ostatnie rozmowy. 
- Czyli... Twoja mama bada także sprawę Blacka? - zapytał szeptem Harry.
- Tak, zajmuje się aktualnie czterema sprawami. I nic tu się kupy nie trzyma. Są same poszlaki i dziwne nieskładne zeznania. Ministerstwo uznało, że te zeznania dają im dowód. Ale dowodu jako takiego nie było. To samo w przypadku tych dwóch o których wspomniałam. Wszystko jest mętne. Najlepiej idzie jej sprawa Rodrigezów, ale i tu nie wszystko ma sens.
- Więc jeśli jest niewinny, to po co miałby tu przyłazić? - trwał przy swoim Ron ignorując resztę zdania.
- Na to nie znam jeszcze odpowiedzi. Ale napiszę jutro do mamy. Może czegoś się dowiemy. - powiedziała przykładając głowę do poduszki. Dość szybko zasnęła, a w nocy śniły się same koszmary. Gdy tylko się obudziła, poszła do sowiarni. Czego Syriusz Black szukał w Hogwarcie?

                                                                        ***
Następne dni minęły dość szybko, w tym samym czasie uczniowie wymyślali coraz to nowe teorie odnoszące się do Nocy Duchów. Pod koniec tygodnia, temat właściwie zanikł, teraz rozmawiało się prawie wyłącznie o meczu. Tym bardziej, że mecz okazał się mieć bardzo mocno zmieniony skład. 
- Jak on tak mógł? Zamorduję go! A przynajmniej połamię drugą rękę, żeby miał prawdziwy powód. - pomstował Wood, kapitan drużyny Gryffindoru. Mało kto widział go wcześniej w takim wzburzeniu, jednak mało kogo to zdziwiło - pierwszy raz się zdarzyło, by o zmianie przeciwnika dowiedzieć się dwa dni przed!
- Ten gnojek wszędzie sieje taki zamęt? - spytała Laura przysłuchując się dyskusji drużyny.
- Żebyś wiedziała. Wkupił się do nich miotłami od ojca a teraz jeszcze unika gry bo pogoda mu się nie podoba. - warknęła Katie Bell, była zdenerwowana jak reszta zespołu. 
- Jak zmienić strategię w tak krótkim czasie? Krukoni mają zupełnie inny styl. - kontynuował Wood. 
- Kto w ogóle zezwolił na tę zmianę? - spytała Laura.
- Oczywiście, że Snape. - włączył się Fred.
- Wierzę, że i na nich macie sposób. Przecież z tego co słyszałam,praktycznie zawsze wygrywacie. - próbowała ich podnieść na duchu.
- To miłe, ale to tak nie działa. Chyba, że Harry jakimś cudem w ciągu pierwszych dziesięciu minut złapie znicz. - powiedział Wood.
- Będę próbował. - mruknął Harry ale i on nie czuł się przekonany.  W tym momencie do okna podleciała sowa.
- To chyba twoja? - zauważył Harry.
- Pewnie to mama! - Laura szybko wpuściła sowę, odwiązała liścik, oddaliła się trochę od drużyny i zaczęła szybko czytać. - Ministerstwo robi wszystko żeby go złapać, bla bla bla, nikt nie wie jak się przedostał... - tu urwała przestając czytać na głos. Jej źrenice się rozszerzyły. W końcu poskładała kartkę i schowała do torby.
- Co jest, o czym nie mówisz? - zapytał Harry idąc za nią, chwilę później dołączył także Ron.
- Harry... Black jednak mógł rzeczywiście pojawić się tu z twojego powodu. - powiedziała cicho dziewczyna.
- No przecież mówiłem! - odezwał się triumfalnie Ron.
- No właśnie nic z tego co mówiłeś nie ma sensu. - odrzekła cierpko. Harry oczekiwał w milczeniu na wyjaśnienie, ale sekundy mijały a Laura zastanawiała się, jak wszystko mu wyjaśnić. 
- Może... Ja sobie to poskładam, wymyślę sposób żeby ci wszystko wyjaśnić, a ty w międzyczasie wygrasz dla nas mecz? - zapytała z nadzieją, choć wiedziała, to chłopak będzie żądał wiedzy teraz.
- Przestań. Co przede mną ukrywasz? - zapytał chłodno wpatrując się w smutne, błękitne oczy przyjaciółki.
- Może... Chociaż porozmawiamy sami. Nie żeby coś, ale nie wiem, czy Harry nie wolałby poznać tej wiedzy na osobności. - mówiła cały czas szukając sposobu wymigania się od rozmowy.
- Dobra. Chodźmy więc. - powiedział bez zastanowienie. Laura spojrzała na niego z zaskoczeniem i wyszli z pokoju wspólnego (chwilowo pilnowanego przez sir Cadogana, jedynego który odważył się zająć miejsce Grubej Damy po ataku na nią) i zaczęli iść korytarzem prowadzącym w stronę sowiarni. Przez większość drogi milczeli, w pewnym momencie Harry pchnął drzwi do jakiegoś pomieszczenia. Laura weszła za nim i z zaskoczeniem stwierdziła, że pokój jest idealny do rozmowy. Może akurat nie do tej, bo w tej kwestii idealnych warunków nie było, ale sala miała optymalną wielkość do spotkania w  kameralnym gronie. Na środku pokoju stał stolik otoczony dwoma kanapami a po lewej stronie stała szafka z czajnikiem, herbatą i kawą. Harry usiadł na jednej z kanap i patrzył na Laurę wyczekująco. Dziewczyna usiadła na skraju sofy.
- Harry... W pierwszej kolejności, chcę, byś wiedział, że i dla mnie to nowość, do dziś o tym nie wiedziałam. - zaczęła asekuracyjnym tonem. Harry machnął ręką na znak, że nie to go interesuje.
- Druga rzecz, chcę, byś wiedział, że jeśli to co dowiedziałam się jest prawdą,szczerze wątpię by Black próbował zrobić ci krzywdę.
- Czemu więc boisz się powiedzieć w końcu coś konkretnego?
- Bo... Och Boże. Harry, Syriusz Black to twój ojciec chrzestny. - powiedziała na jednym wydechu. Harry spojrzał na nią zdezorientowany. Najpierw padło kilka przekleństw przerywanymi słowem "co" a później parsknął niekontrolowanym śmiechem. 
- Ty tak na serio, czy po prostu dalej bawisz się, w obronę tego mordercy? - zapytał w końcu.
- Mówię poważnie. I nie chcę wracać do poprzedniej dyskusji. - odparła mając ochotę stąd uciec.
- Skąd twoja mama o tym wie?
- Może cię to zdziwi, ale podczas pracy nad rozwikłaniem jakiejś sprawy człowiek musi się dużo dowiedzieć, także o przeszłości podejrzanego. - Harry przyglądał jej się badawczo. - Oraz znała Blacka, jeszcze ze szkoły. Dość pytań na dziś! - powiedziała podnosząc rękę na znak stopu gdy zobaczyła, że Harry otwiera usta by dowiedzieć się więcej. Nie chciała dochodzić do informacji, jak mocno Syriusz przyjaźnił się z jego ojcem oraz dalszych konsekwencji tego wszystkiego. Postanowiła dawkować mu informacje, by nie wyciągał pochopnych wniosków. - Harry, tak jak obiecałam, powiedziałam ci to, co najważniejsze. Reszty, muszę się jeszcze dowiedzieć by nie wprowadzić cię w błąd. - powiedziała wstając i łapiąc za klamkę. 
- To w takim razie ostatnie pytanie. Czego tu szukał, skoro jak twierdzisz, nie próbuje mnie zabić?
- Pytasz o moje zdanie? Obstawiam, że odpowiedzi. - powiedziała wychodząc i dając przyjacielowi czas do przemyślenia nowych informacji.

                                                                   ***

Nadszedł dzień meczu. Pogoda była dokładnie w przeciwnym końcu skali od stopnia idealnej. Wiatr wyrywał parasole, które i tak niewiele dawały, bo deszcz zacinał z każdej strony. Mimo to, widownia była pełna. Wszyscy byli ciekawi wyniku, przy nieoczekiwanej zmianie grających drużyn. Trzy z domów patrzyły z nienawiścią na Ślizgonów, którzy nie ukrywali radości z wymigania się od gry w tę pogodę. Gdy mecz się rozpoczął, wiadomo już było, że nie będzie on łatwy dla żadnej ze stron. Gracze latali w ciemno, niewiele widząc. Nawet pomoc Hermiony, która znalazła zaklęcie odpychające krople deszczu od okularów i oczu na niewiele się zdało. Co prawda Gryfoni wygrywali przewagą dwudziestu punktów, ale to mogło się bardzo szybko zmienić. Po pół godziny trwania meczu, wszyscy zaczęli odczuwać jeszcze bardziej dotkliwe zimno i chłód, pojawiły się też okropne myśli. Większość wciąż obserwowała mecz, jednak nastroje pogarszały się z każdą sekundą. W jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy. Szukający Gryfonów przegrał walkę i puścił swoją miotłę i zaczął spadać, na szczęście pojawił się dyrektor który spowolnił upadek, szukająca Krukonów Cho Chang złapała znicz, reszta graczy zbiegła się by zobaczyć co z Harry. Minutę później okazało się, co spowodowało tę serię niefortunnych zdarzeń - na teren boiska napływały dziesiątki dementorów...


                                                             xxx

Wybaczcie za krótki rozdział, ale jak już było wspomniane, informacje trzeba dawkować ;) Dodatkowo chwilowo mam mniej czasu, ale obiecuję, że już wkrótce wyjawię więcej!

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny, jak zwykle zresztą.
    Zastanawiam się czy Syriusz nie ma w Hogwardzie jeszcze kogoś bliskiego oprócz Harrego i Lupina. :)
    Zapraszam też do mnie na nowe rozdziały.
    https://kiedyzechce.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo! Możesz mieć rację, ale wszystko się wyjaśni! :)

      Usuń
  2. UWAGA KONKURS!

    Cześć :) Tutaj Saphira z Magicznego Zbioru. Chciałabym serdecznie zaprosić Cię do udziału w konkursie literackim :)
    Szczegóły na blogu. Pozdrawiam :)

    https://magiczny-zbior.blogspot.com/

    ps. przepraszam za reklamę, ale nie znalazłam zakładki spamu. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka! Bardzo mi się podoba nazwa bloga i napis na belce... I choć jestem fanką dramione i to w tym kręgu się obracam, postanowiłam, że dobrze zostawić coś po sobie... Wiem jak twórcy internetowi lubią dostawać jakieś feedbacki!
    Trzymaj się ciepło,
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń