piątek, 8 maja 2020

10. Hogsmeade

Gdy większość upoważnionych do tego uczniów dotarła do Hogsemade nastrój zbliżających się świąt zaczął być coraz bardziej dostrzegalny. Całe miasteczko było przyozdobione świątecznymi stroikami, jemiołą a na każdym kroku zobaczyć można było ogromne choinki ozdobione adekwatnie dużymi bombkami. Gdzieniegdzie można było już usłyszeć kolędy oraz ujrzeć wielu czarodziejów robiących ostatnie świąteczne zakupy przed świętami.
- Jak tu pięknie! Mam wrażenie jakbyśmy przenieśli się w czasie do początków.- zachwycała się Laura. Reszta także była pod wrażeniem, jednak nie do tego stopnia.
- Wiecie, Stany to mimo wszystko stosunkowo młody kraj. - zaczęła tłumaczyć widząc ich zaskoczone miny -  Nie uświadczysz tam takiej średniowiecznej zabudowy jak tutaj. Przez wcześniejsze lata trochę podróżowałam po Europie, byłam z mamą we Francji u rodziny, później z rok w Hiszpanii i Portugalii ale to nie to samo. No i ta magia świąt i śnieg, wszystko razem... Wow.
- To mieszkałaś wcześniej w Europie? - zapytała zaskoczona Hermiona otwierając drzwi Miodowego Królestwa. Nim udało im się dopchać do półek musieli odczekać swoje, Laura kontynuowała więc swoją historię. Weasleyowie słuchali z uwagą.
- Tak, ale to było moje najwcześniejsze dzieciństwo. Nie wszystko z tego czasu pamiętam. Pierwsze wspomnienia właśnie pochodzą z Francji, tam mieszkałyśmy jakiś czas u mojej babki Giselle, mamy mojej mamy. Tamten klimat był chyba najbardziej zbliżony, mieszkałyśmy bowiem w  okolicy Dijon. Miałam tam kilka dobrych wspomnień. - powiedziała z uśmiechem który jednak szybko zniknął. Fred i George wyczuwając nastrój użyli wymówki i zniknęli obiecując szybkie spotkanie. Hermiona także nie naciskała, zmieniła temat pytając o wybór prezentów które planuje kupić na święta.
- Jak teraz w ogóle spędzasz święta? - spytał Ron.
- Jadę do ciotki Liz, mam nadzieję, że i mamie uda się wrócić na czas. - powiedziała dziarsko jednak widać było, że nie ma pewności w jakim gronie spędzi tę gwiazdkę.
- To co kupujesz? Ja zdecydowanie muszę dać rodzicom ten zestaw samoczyszczący zęby. Może zainspiruje ich do jakiegoś wynalazku. - zaśmiała się Hermiona płacąc za swoje zakupy.
- Nie wiem czym mogę zaskoczyć mamę... Może lodowymi płatkami śniegu udekoruję dom ciotki? A w prezencie dam jej zestaw piór które wiecznie gubi. A Liz pewnie ucieszy się z zestawu piękności madame Bellaton. - powiedziała wskazując na witrynę sklepu kosmetycznego Lady Affascinante.
- Jak z Harrym? - zapytał Ron dogoniwszy dziewczyny.
- No ma dotrzeć później, prosto do Trzech Mioteł. Choć dziś, może to być dość niebezpieczne, dużo ludzi. - powiedziała cicho Laura.
- To jest całkowicie niebezpieczne, ja wiem, że chciałby w końcu poznać Hogsmeade, ale mimo to boję się o niego. - dodała Hermiona. Gdy skończyli świąteczne zakupy skierowali się do pubu w którym było mnóstwo osób, udało im się jednak zająć spory stolik. Byli przed czasem, z niepokojem jednak zauważyli, że poza nimi, także nauczyciele postanowili zrobić sobie chwilę oddechu. Zamawiali coś przy ladzie, nie wiadomo jednak było gdzie usiądą. Komplikowało to sprawę spotkania w kwestii dodatkowych zajęć a także zagrażało Harry'emu który pomimo tego, że miał przybyć w pelerynie niewidce, mógł trafić na kogoś kto sprawi mu problemy.  Obserwowali drzwi, w którymś momencie wydawało im się, że ktoś wchodzi, jednak nikt do nich nie dotarł. W tym samym czasie z ulgą dostrzegli, że McGonagall i pozostali nauczyciele skierowali się do innej części sali wraz z Madame Rosmertą.
- A jak wyglądały święta w Hiszpanii? - wrócił do poprzedniego tematu Ron.
- Było ciepło. Trochę brakowało tego śnieżnego uroku. - uśmiechnęła się Laura. - No i jeśli chodzi o jedzenie i ucztę, odbywa się dwudziestego czwartego grudnia. Później święta świętami ale prezenty były zwyczajowo szóstego stycznia dopiero, choć ja zwykle nie dawałam spokoju dorosłym i dostawałam je wcześniej. - urwała bo coraz więcej uczniów zaczęło pojawiać się i kręcić w okolicy ich stolika. Harry'ego wciąż nie było. Jeszcze trochę poczekali, jednak kiedy przy stoliku było już ponad dwadzieścia osób, postanowili zacząć.
- Cześć. - powiedziała niepewnie Laura. - Jak już wiecie, bo z jakiegoś powodu tu przybyliście, chcemy rozpocząć dodatkowe zajęcia. To będzie głównie nauka zaklęć z obrony przed czarną magią. Ogólnie rzecz biorąc nauka samoobrony w tych kiepskich czasach.
- Będą zaklęcia które mogą kogoś schwytać? - zapytał jakiś Puchon.
- Raczej obrony przed kimś kto chce cię zaatakować. Kogo chciałbyś schwytać?
- No wiadomo, Blacka. - zakpił Seamus Finnigan.
- Na przykład. - zaśmiał się jednak widać było, że właśnie to miał na myśli.
- Na to bym nie liczyła. Chodzi o to, by nikt was nie skrzywdził, żeby można było się czuć względnie pewnie i bezpiecznie. Chwytanie złoczyńców lepiej zostawić zawodowcom.
- Kto ma prowadzić te zajęcia? - spytała jakaś Krukonka.
- Lupin obiecał nam pomóc. Nie wiem, czy na wszystkich zajęciach z nami będzie, ale to on zostanie nadzorującym.
- To jeśli go nie będzie, to kto?
- To które akurat będzie znało odpowiednie zaklęcia. Nie mam się za eksperta, ale znam kilka nadprogramowych. Choć nie ukrywam, przydałby się ktoś, kto jest prawdziwym nauczycielem.
-  Skoro żadnych konkretów to pewnie nie dowiemy się jaki cel mają w ogóle te zajęcia?  - rzucił znów urażony Puchon.
- Taki bezpieczny się czujesz? Nie pamiętasz ostatnich dwóch lat w Hogwarcie i wydarzeń Harry'ego?- zaczął Ron.
- Jak zapewne zauważyliście, Azkaban okazuje się zawodzić. - zaczęła powoli. - Skoro on to i władze Ministerstwa.- Wśród uczniów usłyszeć można było szmer poruszenia. - Nie wiemy dokładnie co się dzieje poza murami zamku ale i tutaj panoszą się dementorzy którzy pozwalają sobie na zbyt wiele. A poplecznicy Voldemorta - tym razem szepty był coraz głośniejsze. Uczniowie wymieniali się przerażonymi spojrzeniami a na Laurę patrzyli jak na wariatkę. - Wciąż czekają na jakiś sygnał. I nawet, jeśli on nie powróci, nie zdziwi mnie wcale, jeśli znajdą sobie nowego przywódcę. Zło zawsze jakoś powraca. - zakończyła pewnym głosem, choć wiedziała, że nie każdego przekona.
- Skąd ten pomysł? Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać zdechł to po co mieliby się wychylać ci którzy mu kiedyś wierzyli... - rzucił tym razem Krukon z piątej klasy.
- Jasne, zdechł. A dowody, naprawdę nic nie pamiętasz? - wtrącił znów Ron.
- Jesteś pewien? A historia sprzed dwóch lat która się u was wydarzyła nie dała ci nic do myślenia? - zapytała, choć nie miała ochoty na przekonywanie ludzi, którzy byli głusi na informacje inne niż te, podawane przed prasę. - Dobrze, skoro czujesz się tak pewnie, to co tu dziś robisz? - Chłopak się zaczerwienił, obrócił się na pięcie i wyszedł. Za nim wyszło także kilka osób, jednak pozostali rozsiedli się i zaczęli słuchać Laury z coraz większą uwagę. Dodało jej to pewności siebie, jednak wciąż martwił ją brak obecności Harry'ego, nawet jeśli miał być gdzieś obok i nie mógł się pokazać. Co mogło mu się stać po drodze? Odrzuciła jednak na razie tę myśl. Gdy opowiedziała po krótce czym będą zajmować się na zajęciach, usłyszała radosne zaciekawienie i optymizm.
- A czy pani profesor poprowadzi również parę zajęć z eliksirów? - usłyszała żartobliwe pytanie, jednak słychać w nim było nutę podziwu. To był Fred Weasley.
- Nie wiem czy mogę tu coś obiecać, nie jestem specem, a na pomoc Snape'a bym nie liczyła. - odparła, jednak kilka głosów zaoponowało.
- Pomoc Snape'a może nie, ale ty chyba znasz całkiem sporo receptur. W końcu to chyba pierwszy raz od dekady conajmniej, gdy nietoperz dał punkty komuś spoza Slytherinu. - wtrącił George. Laura uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Zaklęcia i eliksiry to dobre połączenie. Nigdy nie wiadomo z czym przyjdzie ci się zmierzyć. A niektóre eliksiry działają jak amulety. - wtrąciłą się Luna. Niektórzy spojrzeli na nią jak na wariatkę, jednak ta niczym się nie przejęła.
- W takim razie, mogę przygotować kilka przydatnych receptur. Postaram się jeszcze dowiedzieć u źródeł mojej wiedzy. - pomysł ten przywitał się z dużym zainteresowaniem. Zwłaszcza, ze strony Neville'a, który wciąż pamiętał pomoc Laury gdy ten spaprał swój eliksir. Gdy spisano listę padło ważne pytanie, o czym Laura niestety nie pomyślała.
- A kiedy będziemy się spotykać? Jakieś ustalone dni? Gdzie? - spytał Seamus.
- W pokoju życzeń. Jednak masz rację, trzeba się kontaktować, gdzie to akurat ma się odbywać... - zawiesiła głos. Jak mogła nie pomyśleć o takiej podstawowej sprawie?! Hermiona zaczęła intensywnie się zastanawiać i już miała coś powiedzieć, ale bliźniacy ją uprzedzili. Podeszli do Laury.
- Uznajmy, że to nasz wkład w zajęcia. Jak już wiesz, od jakiegoś czasu sprawdzaliśmy pokój życzeń. Okazuje się, że jeśli dobrze sformułujesz swoją prośbę, czyli na przykład w naszym przypadku: potrzebuję miejsca do zajęć, tu dajesz szczegóły, musisz na końcu dodać - niewidoczne dla innych, poza członkami stowarzyszenia. Wtedy, nawet, jeśli spróbujesz wejść, nie ma opcji, trafi się do zwykłej komórki na miotły. - wyjaśnił George.
- A jeśli chodzi o informacje na temat zajęć, możemy wypróbować metodę Huncwotów. - powiedział Fred tak, by pozostali tego nie usłyszeli. Laura spojrzała na niego pytająco. - Kawałek pergaminu, na który póki nie rzucisz na niego odpowiedniego zaklęcia, będzie zwykłą, niewinną kartką. Po zaklęciu, pokaże datę i miejsce następnego spotkania. Później rzucasz zaklęcie i znów jest to zwykły kawałek pergaminu.
- To genialne! Ale nie wiem, czy potrafię rzucić takie zaklęcie.
- Zrobiliśmy to za ciebie. W ramach twojego procentu zysków. - powiedział z uśmiechem Fred wręczając jej niepozorny kawałek pergaminu i zaprezentował jego działanie. - Póki co mamy dziesięć, ale zdążymy dorobić dla reszty Gryfonów, póki co rozdaj innym domom.
- Uwielbiam was! - powiedziała całując każdego w policzek i zajęła się wręczaniem i objaśnianiem działania innym. Weasleyowie nie byli już tym tak zaskoczeni, nawet mogłoby się im to spodobać - pomyśleli oboje. Chwilę później znów wyszli tłumacząc się załatwianiem ostatnich sprawunków przed poniedziałkowym wyjazdem. Większość uczniów także wyszła. Znów zostali we trójkę.
-Świętnie poszło! Ale gdzie jest Harry? Martwię się o niego... Powinniśmy wrócić do zamku. - powiedziała Hermiona dopijając piwo kremowe i wkładając płaszcz. Ją także trapiło to co Laurę. Cała trójka zaczęła kierować się do wyjścia. Także nauczyciele wyszli z zamkniętego pokoju i zaczęli szykować się do wyjścia. Można powiedzieć, że idealnie wyrobili się w czasie. Gdy wyszli na zewnątrz, za nimi znów trzasnęły drzwi, lecz nikt nie wyszedł. Laura i Hermiona bez słowa zaczęły się rozglądać, po chwili ruszyły w stronę Wrzeszczącej Chaty. Ron poszedł za nimi, ale niewiele rozumiał.
- Nie mieliśmy iść do zamku? - zapytał zdezorientowany. Hermiona ze zniecierpliwieniem pokazała na pojawiające się ślady stóp przed nimi. Chwilę mu zajęło połączenie faktów, po chwili domyślił się, że idą za Harrym. Gdy dotarli do miejsca gdzie byli już całkowicie sami, ślady zatrzymały się.
- Harry... Gdzie byłeś, co się stało? - zapytała Hermiona zbliżając się powoli do miejsca, gdzie prawdopodobnie siedział. Gdy delikatnie zdjęła mu pelerynę, ten cały się trząsł. Chwilę wszyscy milczeli, czekali, aż im wszystko wyjaśni.
- Gdy dotarłem do Trzech Mioteł, miałem do was iść, ale usłyszałem, jak McGonagall mówi coś o Blacku... Postanowiłem iść za nimi, żeby się czegoś dowiedzieć. No i się dowiedziałem, aż za dużo! - powiedział ze złością. Laura spojrzała na niego z niepokojem.
- Czego się dowiedziałeś? - spytał Ron.
- Że on był ich przyjacielem! Tyle lat się przyjaźnili  a on ich zdradził! Wydał Voldemortowi jakby nic dla niego nie znaczyli! W dodatku zabił innego z przyjaciół! Skoro w takim razie chce dokończyć co zaczął, będę na niego czekał. A potem go zabiję. - mówił z nienawiścią w głosie. - A ty go broniłaś! Wiedziałaś jak cudowny był mój kochany ojciec chrzestny? Wiedziałaś o tym wszystkim?! - krzyczał kierując całą złość na Laurę. Ta usiadła zrezygnowana spuszczając głowę. Hermiona i Ron patrzyli na nich nie rozumiejąc co się dzieje. Nie dopytywali o jego rozmowę z Laurą o jakichś sekretach, teraz tym bardziej próbowali zrozumieć co się dzieje, łącząc informacje.
- Wiedziałam, że się przyjaźnili, owszem. - zaczęła szeptać Laura. - O tym kim dla ciebie był, także wiedziałam, o czym ci powiedziałam. Jeśli chodzi o to morderstwo, o którym mówisz, rozumiem, że masz na myśli Petera Pettigrew? - jej ton się zmienił.
- O wszystkim wiedziałaś i wciąż uważasz, że jest taki niewinny?! Morderstwo to nic? - krzyczał dalej Harry.
- Nie. Morderstwa nie da się wybaczyć. Ale rozmawialiśmy już o tym. Po świętach może uda mi się więcej dowiedzieć. Harry, proszę cię, nie nakręcaj się tak, bo to nic nie zmieni. - mówiła starając się opanować sytuację.
- Ja mam się na nakręcać? To nie twoich rodziców zabił Voldemort przy pomocy jakiegoś zdrajcy!
- Tego nie wiesz. - powiedziała zimno. - Nie tylko twoi bliscy źle skończyli przez zdrajców. Ale jeśli wolisz się nad sobą użalać, droga wolna. Jeśli chcesz, mogę być tą złą na której się wyżywasz, ale to nie ja jestem winna.
- Nic mi nie mówisz a potem masz pretensje, że dowiem się prawdy od kogoś innego?! - warknął ale nie wiedział jak odnieść się do pierwszej części jej wypowiedzi.
- Prawdy? - żachnęła się Laura.  - Pogłosek. Czy w tym cholernym kraju naprawdę nie może być u władzy kogoś kto tę prawdę będzie chciał odnaleźć? - zapytała retorycznie. Harry nic już jej nie odpowiedział. Założył pelerynę i odszedł bez słowa. Hermiona i Ron niepewni po której stronie się ustawić. Hermiona ruszyła za Harrym rzucając jej przepraszające spojrzenie. Ron spojrzał na Laurę jakby oczekując, że powie jak ma się zachować.
- Idź. Ja muszę dokończyć jeszcze zakupy. - powiedziała. Ron stanął w pół kroku obserwując dziewczynę. - Idź do cholery! Chcę zostać sama. Tak, wiem, że ty mnie nie znienawidziłeś. Doceniam. Ale idź za nim i przypilnuj, żeby nie zrobił czegoś głupiego. - dodała widząc, że wciąż jest niezdecydowany. To go przekonało i dogonił Hermionę (i prawdopodobnie Harry'ego, zaczął bowiem padać śnieg i nie widać tak dobrze było już śladów). Laura usiadła na poręczy osłaniającej obszar Wrzeszczącej Chaty. Starała się uspokoić, ale było to trudne. Dlaczego teraz, kiedy wszystko szło w dobrą stronę? Siedziała tam dobry kwadrans, po czym postanowiła wracać, robiło się bowiem już ciemno. Większość uczniów była już w zamku lub w drodze do niego.Nie był to jednak dobry moment i nie ona jedyna została jeszcze w Hogsmeade.
- A co to się stało, panna Zawsze Mam Ripostę Albo Obrońców tym razem sama? - usłyszała kpiący głos. No tak, jak już się sypie, to po całości.
- A ty jak zawsze z obstawą. Co, boisz się, że sam byś nie trafił? - rzuciła z ironią, jednak wcale nie podobało jej się to spotkanie.
- Wielka czwórka się rozpadła? Jakie to smutne. Miałaś szansę wybrać lepiej od początku, to teraz pora na nauczkę. - powiedział podnosząc różdżkę. Laura także przygotowała się do walki, choć bardzo było jej to teraz nie na rękę. Gdy tylko Malfoy zaczął wypowiadać zaklęcie, Laura rzuciła na niego drętwotę. Malfoy zastygł w bezruchu, a jego goryle, Crabbe i Goyle przez dłuższą chwilę stali zdezorientowani jednak potem ruszyli w jej stronę. Im różdżki specjalnie potrzebne nie były, a Laura nie wiedziała jak obezwładnić obu, skoro w tym momencie byli już tak blisko... W tym momencie od strony Wrzeszczącej Chaty zaczęły dobiegać upiorne dźwięki a przy tym wielkie kule śniegowe zaczęły celować w dwóch nierozgarniętych Ślizgonów którzy jednak zorientowali się na tyle, że zaczęli uciekać. Gdy dopadły celu, pojawiały się kolejne, także Malfoy gdy efekty zaklęcia minęły zaczął uciekać w komiczny sposób skacząc na jednej nodze, druga powiem wciąż była unieruchomiona. Gdy Laura została sama starając się dobrze zapamiętać tę scenę zaczęła się rozglądać za swym wybawicielem, wiedziała, że Chata sama z siebie nie pomogła jej. Chwilę później zza drzew wyszli bliźniacy starając powstrzymać śmiech. Fred ukłonił jej się przesadnym gestem.
- Brygada Antymalfoyowa zgłasza gotowość do pomocy po raz kolejny.
- W każdej chwili.
- Dwadzieścia cztery godziny na dobę. - mówili jeden przez drugiego.
- Po raz kolejny, nie wiem jak się wam odpłacę. - powiedziała nie mogąc ukryć uśmiechu.
- Czemu jesteś tu sama? - zapytał George, wyjątkowo poważnie.
- Powiedzmy, że konflikty rodzinne. Posiadanie brata jednak może być trudne. - próbowała obrócić wszystko w żart, jednak przez ostatnie wydarzenia emocje wzięły górę i po twarzy popłynęły jej łzy.
- Pokłóciłaś się z Harrym? Czyli jednak się pojawił? - domyślił się Fred, obejmując ją po przyjacielsku.
- Tak. I to był błąd... Ale nie chcę was zanudzać.- powiedziała ocierając twarz i starając wziąć się w garść.
- Posłuchamy. W końcu nie macie na to papierka o więzach krwi, zmień brata. Co powiesz na dwóch, w cenie jednego? - dodał George obejmując ją z drugiej strony.
- Biorę w ciemno. - powiedziała uśmiechając się przez łzy i dając prowadzić się dwóm rudzielcom do zamku.

4 komentarze:

  1. Akcja ze śnieżkami wygrała. XD
    A Potter to idiota.

    OdpowiedzUsuń
  2. A w prezencie dam jej zestaw >>>>> pór <<<<< które wiecznie gubi. To chyba literówka, ale jeżeli się mylę to mnie popraw :)
    Bardzo podobał mi się ten około świąteczny dialog. Bardzo lubię ten czas :D

    Ściskam,
    https://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście! Miało być piór, dziękuję za wyłapanie błędu :)

      Usuń
  3. Hej ;)
    Ostatnio u nas dużo się działo, nawał roboty, nadrabiamy zaległości.
    Zacznę od tego, że dziękujemy za komentarze. A zmiana szablonu zdecydowanie na plus.
    Bliźniacy w tym opowiadaniu są największym atutem, mam wrażenie jakby byli wyjęci z ksiażki. Jeżeli chodzi o pozostałych bohaterów to odczuwam różnice, ale nie jest ona irytująca, więc też na plusik.
    Czekam na rozdział świąteczny, bo lubię te klimaty w opowiadaniach, chociaz na żywo jestem totalnym Grinchem :p
    Pozdrawiam, życzę dużo weny i jeszcze więcej zdrowia ;)

    https://hppietnoprzeszlosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń